„Brązowe buty dla całej grupy, wojsko czeka, wita z daleka” – słowa dawnej antywojskowej piosenki Kazika Staszewskiego mogłyby brzmieć dziś nieco inaczej pod presją polskich mediów i ekipy rządowej wzywających do powszechnej mobilizacji oraz obrony kraju amerykańskimi rakietami przed najeźdźcą ze Wschodu. Np.: „Brązowe buty dla całego kraju, witamy w militarnym raju. Tomahawk już czeka, F16 strzela z daleka, z ministrem Siemoniakiem w jeden tydzień na Kremlu siądziemy okrakiem. A że to plan marny? Ale za to kraj karny”. Mój ulubiony propagandysta, red. Kraśko, powinien codziennie wieczorem grać w „Wiadomościach” na trąbce i podbijać patriotyczne nastroje, krzycząc: „Nie pytaj, co kraj zrobił dla ciebie. Odpowiedz, co ty możesz zrobić dla kraju!”. W nagrodę mógłby przeprowadzić kolejny elitarny wywiad o niczym z prezydentem Komorowskim. Dowiedzielibyśmy się z niego, że zgoda tak, ale tylko z Polakami o solidarnościowych korzeniach i narodowo-katolickich tradycjach. Natomiast bezpieczeństwo socjalne nie wszystkim się należy, ale bezpieczeństwo przed komuchami, ruskimi i innowiercami jak najbardziej powinno być powszechne. Zresztą minister Siemoniak już wcześniej zapowiedział, że pogrzeb wojskowy może przysługiwać tylko żołnierzykom o właściwej prawicowo-endeckiej orientacji. Komuchy nie powinny nawet mieć miejsca na cmentarzach. Lewica z założenia antymilitarna i niechcąca przelewać krwi za królów, władców, konserwatywne ustroje i podejrzane interesy klasy panującej, w Polsce ma dodatkowy powód, aby machnąć ręką na patriotyczną mobilizację – ten kraj wypina się na wszystko, co choć trochę trąci czerwoną tradycją, dlatego druga strona powinna odwzajemnić te uczucia. Warto o tym wspominać zwłaszcza w okresie wielkanocnym, kiedy cała cywilizowana Europa, tragicznie doświadczona wojnami światowymi, przypomina na ulicach swoją niechęć do wydatków na zbrojenia, protestuje przeciw udziałowi w misjach wojskowych i domaga się większego wsparcia socjalnego dla biednych zamiast zakupów dla generałów. Marsze wielkanocne mające początki w latach 60. najpowszechniejsze są w Niemczech, których obywatele w zdecydowanej większości nie życzą sobie jakichkolwiek wydatków na misje wojskowe. Tak jak europejskie społeczeństwa były przeciwne wojnie w Iraku i w Afganistanie, tak z dystansem patrzą teraz na konflikt na Ukrainie, gdzie przebiega linia podziału interesów amerykańskich i rosyjskich. U nas chłodne spojrzenie na wydarzenia na Ukrainie może być uznawane przez panującą propagandę niemal za zdradę stanu. Tak właśnie wygląda wolna debata i swoboda wypowiedzi poglądów w Polsce zawładniętej przez hegemonię kulturowo-polityczną POPiS. Plemienne nastroje wymachiwania kijami, maczugami i karabinami w atmosferze nacjonalistycznego uniesienia są zazwyczaj silne w krajach zacofanych technologicznie, mentalnie i umysłowo. W Polsce pełnej kompleksów, biednych obywateli, religijnych dogmatów i wielkiego deficytu racjonalnego myślenia szczególnie łatwo można rozpętać militarno-nacjonalistyczną histerię. W kraju, który w sferze gospodarczo-technologicznej przypomina wielkie muzeum, panuje także moda na rekonstrukcje historyczne. W społeczeństwie, w którym mamy jeden z najniższych w UE poziomów uzwiązkowienia i przynależności do organizacji społecznych, powstają masowo organizacje paramilitarne. Władza – jak widać – skutecznie manipuluje świadomością społeczną i odwraca uwagę od rzeczywistych problemów. Lepiej zamienić bezrobotnych i kiepsko zarabiających w rezerwistów i powołać ich na poligon, niż sami mieliby zamienić się w protestujących. Ostatnie badania sondażowe zrealizowane przez Instytut Badań Rynkowych i Społecznych Homo Homini pokazujące, że na ścianie wschodniej Polski mieszka najwięcej zwolenników pójścia w kamasze i przelewania krwi za matkę ojczyznę, a na zachodzie kraju większość w czasie konfliktu zbrojnego myślałaby o ochronie swoich bliskich i ucieczce w bezpieczne miejsce za granicą, nasuwają proste refleksje. Większe bezrobocie, wyższy poziom religijności, bardziej tradycyjny model rodziny, prawicowe sympatie polityczne, głosowanie na PiS, większe uprzedzenia wobec odmienności kulturowych i mniejszości etnicznych idą w parze z łatwiejszym chłonięciem rządowo-medialnego bełkotu o konieczności obrony granic przed wschodnim najeźdźcą. Natomiast większe uprzemysłowienie, niższe bezrobocie, głębsza sekularyzacja, bardziej puste kościoły, mniej uprzedzeń etnicznych, wyższy poziom tolerancji i mniej endeckich korzeni stwarzają większą szansę na samodzielne i racjonalne myślenie. Pacyfiści, antymilitaryści i pozbawieni czci dla narodowych mitów powinni zamieszkać na Dolnym Śląsku, w Zachodniopomorskiem i Lubuskiem. Dla prawdziwych Polaków można urządzić skansen na Podkarpaciu i Lubelszczyźnie. Tylko dlaczego władza urządza spektakl i wszystkich nas chce pod lufą karabinu umieścić w ideologicznym skansenie, który niewiele ma wspólnego z wyzwaniami współczesnego świata? Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint