Pokolenie Techno

Techno nie jest tylko gatunkiem muzyki. To sposób na życie.Nie ma w nim żadnej ideologii, tylko chęć ucieczki od rzeczywistości – Na imprezy techno nie ma sensu przychodzić wcześniej niż po godz. 22, bo większość ludzi najpierw idzie do kawiarni na kawę, żeby rozbudzić się przed całonocnym tańcem – opowiada 23-letnia Kaśka, która prawie każdą sobotę spędza w klubach. W Anglii fani techno organizowali balangi w halach opuszczonych fabryk albo w starych magazynach. Impreza, na którą zaprosiła mnie Kasia, miała się odbyć w jednym z warszawskich kin. Wibrujące dźwięki W długiej kolejce przed kinem dziewczyny w krótkich sukienkach albo w spodniach do „pół łydki” i świecących bluzeczkach. Młodzi chłopcy wyglądają jak kosmici: w koszulach i spodniach z połyskującego i szeleszczącego materiału, w ciemnych, wąskich okularach. Tuż przy drzwiach – dwaj wielcy ochroniarze. Przy wejściu jeden z nich zamiast dać bilet, na przegubie dłoni stawia mi pieczątkę. W środku panuje półmrok. Kolorowe neony migają na wielkich telebimach w rytm ogłuszającej muzyki. Wibrujące, niskie brzmienia basów czuję nie tylko w uszach, ale i w żołądku. Na scenie tańczą chyba nie ludzie, a roboty. – Stajesz pośrodku parkietu, zamykasz oczy. Mimo że dookoła jest kilkanaście, kilkadziesiąt, a czasem kilkaset osób, nie istnieje nic poza rytmem muzyki i twoim ciałem. Taniec tu jest jak trans – mówi Rafał, 23-letni student zarządzania na Uniwersytecie Warszawskim. – Techno nie jest tylko gatunkiem muzyki, takie imprezy to sposób na życie. Szukasz czegoś, co nas łączy? Jakiejś ideologii? Nie ma jej. Jest absolutna tolerancja, radość i chęć odłączenia się od rzeczywistości. Razem, ale osobno Tolerancja, radość, luz… Czy nie podobnych doznań szukali hippisi w latach 70.? Podobno tak jak oni technofani nie stronią od narkotyków. – Pewnie, że można by zapalić skręta albo „naspeedować się” jakimiś prochami – mówi Bartek, znajomy Kaśki. – Kilka lat temu na imprezach techno był wielki boom na amfetaminę. Ma się dzięki niej siłę tańczyć całą noc. Ludzie brali też ekstazy, upalali się, ale teraz jest inaczej. Nie chodzi o żadną ustawę. Teraz jest moda na „bycie czystym”. Zresztą po co brać prochy? – pyta mnie i ciągnie do mniejszej sali. Na ekranie kreskówki (to w końcu kino): – Pamiętasz? – śmieje się. Pewnie, że pamiętam! To „Wodnik Szuwarek”! Kilka minut później oglądamy „Sąsiadów” i „Jacka i Agatkę”. Zamiast ścieżki dźwiękowej z filmu DJ puszcza płyty techno. Siedzimy zahipnotyzowani bombardującymi nas dźwiękami i obrazami. Między hippisami a technofanami jest jeszcze jedna zasadnicza różnica. Nawet podczas tej imprezy, mimo że wszyscy wyglądają tak samo „kosmicznie” i podobnie poruszają się na scenie, nie są wspólnotą. Nie bawią się razem, ale każdy osobno („nie istnieje nic poza rytmem muzyki i twoim ciałem”). – Tu nikt nie zapyta, jak się nazywasz, co robisz, skąd jesteś. I chociaż możesz spotkać znajomych, koncentrujesz się na sobie, na własnych doznaniach – mówi Kaśka. – Wstaję o godz. 7 rano. Wbijam się w koszulę, krawat: cztery kolory, wzór nie większy niż półtora centymetra i w garnitur. Godzinę później jestem w biurze. Praca przez osiem godzin to marzenie – mówi Darek. Ma 26 lat. Studiuje zaocznie prawo na Uniwersytecie Warszawskim i pracuje w jednej z kancelarii adwokackich jako asystent. – Takie tyranie nazywa się teraz „pełną dyspozycyjnością” albo „nienormowanym czasem pracy”. Jak kończę, nie mam już na nic siły. Darek uważa, że to cud, że zdobył tę posadę i jeśli nie chce jej stracić, musi tak ciężko pracować. Jeśli nie, jego szef błyskawicznie znajdzie kogoś na jego miejsce. – Kiedy wracam do domu, chwilę pogapię się w telewizor, zjem kolację i kładę się spać. Rano znowu pobudka o siódmej rano. I tak pięć dni w tygodniu. W piątki wieczorem i w soboty do popołudnia mam wykłady. Tylko ten jeden wieczór, w sobotę, mam dla siebie. Przychodzę tu, żeby zapomnieć, że w poniedziałek znowu trzeba będzie wstać o siódmej. Nie mam ochoty z nikim gadać o poważnych sprawach, chcę się tylko wyluzować i bawić jak najlepiej. I tak od soboty do soboty, z tygodnia na tydzień. Rewolucji nie będzie Większość osób na tej imprezie to studenci, sporo z nich pracuje. Mało który pamięta stan wojenny, czas przemian

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 30/2001

Kategorie: Społeczeństwo