Walki na froncie wschodnim świadczą bardziej o niezwykle zaciętej i okrutnej wojnie niż o szastaniu żołnierskim życiem Historia II wojny światowej obrosła licznymi mitami, najczęściej ukierunkowanymi politycznie. Oczywiście doszły one do głosu w medialnej wrzawie wokół 70-lecia zakończenia wojny. Największym wzięciem cieszyły się zaś te, które deprecjonowały wojenne sukcesy Związku Radzieckiego. Niewola w ostateczności Według najpopularniejszej i ostatnio często powtarzanej za Piotrem Zychowiczem wersji, Niemcy zmarnowały swoje pewne skądinąd zwycięstwo na wschodzie wskutek fatalnej polityki Hitlera. Początkowo społeczeństwo radzieckie witało Niemców jako wybawicieli od komunizmu, czerwonoarmiści nie chcieli się bić za nielubiany ustrój, masowo szli do niewoli itd. Hitler jednak zlekceważył te wolnościowe aspiracje. Szedł w głąb Rosji z programem zniewolenia i eksterminacji. Nawet nie rozwiązał kołchozów, bo ułatwiały eksploatację ludności. Jeńców potraktował bestialsko. Gdy te fakty dotarły do świadomości społeczeństwa radzieckiego, zmieniło się jego nastawienie do wojny, a w ślad za tym morale żołnierzy. Hitler sam postawił na nogi swojego przeciwnika i pogromcę. Dywizje NKWD, które pilnowały, aby nikt nie wyłamywał się z szeregu, dopełniły dzieła. To wersja ideologicznie ponętna, ale nieprawdziwa. Przeczą jej liczne źródła. Warto mieć na uwadze przede wszystkim niemieckie źródła wojskowe, są z natury rzeczy dobrze poinformowane, gdyż strona prowadząca wojnę najlepiej wie, ile wart jest przeciwnik, jaki opór stawia, jaka jest jego wola walki. Interesujące w tej kwestii świadectwo pozostawił gen. płk Franz Halder, szef Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych Rzeszy do września 1942 r. Prowadził on poufny dziennik, zaszyfrowany własnym systemem stenografii. Trzy tomy tego dziennika stanowią niezastąpione źródło dla badacza dziejów kampanii wojennych w Polsce, we Francji i w Związku Radzieckim. Halder skrupulatnie notował meldunki o dziennych stratach Wehrmachtu i z niepokojem konstatował, że od pierwszego dnia wojny z ZSRR były one proporcjonalnie wyższe niż w kampanii polskiej i francuskiej, co świadczyło o twardszym oporze przeciwnika. Przez dwa tygodnie odnotowywał też zastanawiająco mało jeńców. Pojawili się w setkach tysięcy dopiero wraz z zamykaniem się niemieckich kotłów1. Wówczas wielotysięczne armie, pozbawione dostaw, wobec wyczerpywania się zapasów amunicji, paliw i żywności już praktycznie bezbronne, masowo szły do niewoli. Ani kroku do tyłu Tę katastrofę spowodowało nie tyle niskie morale żołnierzy, ile fatalne dowodzenie wymuszone przez Stalina. Forsował on bez opamiętania dyrektywę „ani kroku do tyłu”, egzekwowaną drakońskimi karami przez sądy polowe. W lipcu 1941 r. rozstrzelano dowódcę Frontu Zachodniego gen. Dmitrija Pawłowa z całym sztabem. W listopadzie to samo groziło dowodzącemu Frontem Kalinińskim gen. Iwanowi Koniewowi, który nie zdołał zapobiec przełamaniu niemieckiemu w kierunku Moskwy. Przyszłego marszałka dowodzącego 1. Frontem Ukraińskim w walkach o Berlin uratowała od kuli NKWD odważna i zdecydowana interwencja Żukowa. Koniew odwdzięczył mu się po pięciu latach, w 1946 r., gdy Stalin w paranoicznym lęku przed wyimaginowanym „bonapartyzmem” za namową Berii szykował Żukowowi proces o tchórzostwo i zdradę. Na zwołanej w tej sprawie naradzie marszałków napotkał jednak zdecydowany sprzeciw Koniewa i poprzestał na skierowaniu swojego zastępcy i najwybitniejszego dowódcy z czasów wojny na podrzędne stanowisko do Odessy. Za paranoję zabraniającą cofania się nawet w obliczu oczywistej konieczności Armia Czerwona płaciła obficie krwią i niewolą. W sierpniu 1941 r. dowodzący Frontem Ukraińskim gen. Michaił Kirponos wobec groźby okrążenia wojsk jego frontu prosił o zgodę na odejście z linii Dniepru ku Desnie – w odpowiedzi został posądzony o tchórzostwo. W rezultacie kocioł się zamknął, 600 tys. żołnierzy trafiło do niewoli, sam Kirponos zginął, walcząc z karabinem w ręku podczas próby przebicia się. Obłęd walki z tchórzostwem i defetyzmem doszedł do tego, że zajście w ciążę kobiet służących w armii traktowano i karano jak samookaleczenie. Wiosną 1942 r., kiedy ten obłęd ustał, a Stalin dowodzenie wojną w znacznym stopniu pozostawił generałom i skupił się na polityce zagranicznej, Halder zauważył znaczącą zmianę. Wehrmacht na południu parł do przodu jak przed rokiem, zbliżał się ku Wołdze i graniom Kaukazu, ale nie było już tysięcy jeńców ani masy porzuconego sprzętu, przeciwnik cofał się w ordynku. Tym razem odwrót zakończył się bitwą
Tagi:
Andrzej Werblan