Korespondencja z Londynu i Dublina Wyspiarskie media za pogarszanie się sytuacji gospodarczej i bezrobocie winią imigrantów Miniony rok przyniósł recesję i niepokój obywateli Europy o przyszłość ich rodzin. Anglicy i Irlandczycy nie są w tym odosobnieni. W sytuacji prosperity gospodarczej każdy jest zadowolony, tolerancyjny i otwarty. Ale kiedy zaczyna się kryzys, uruchamia się schemat poszukiwania kozła ofiarnego. Brytyjskie media w tej roli ustawiają imigrantów, a zwłaszcza Polaków, którzy stanowią najliczniejszą grupę przyjezdnych w Irlandii i Wielkiej Brytanii. Zabierają nam zasiłki Od kilku miesięcy angielska prasa skupia się na imigrantach, gdy mowa o recesji i problemach z finansami publicznymi. Londyńska gazeta „Daily Express” straszy mieszkańców Wielkiej Brytanii „katastrofalną wizją” plagi bezrobocia w społecznościach imigrantów. Redaktorzy „Daily Express” piszą, że „bezrobotni imigranci w tym roku skorzystają z zasiłków wartych aż 200 mln funtów”. Najwięcej zwolnień w 2009 r. czeka branżę budowlaną, przemysł wytwórczy oraz sektor handlu. Są to działy, gdzie pracuje najwięcej przybyszów z Europy Środkowo-Wschodniej, głównie z Polski i Litwy. Wydźwięk artykułu jest jeden: wielu Polaków straci pracę, ale nie zamierza wracać do kraju! Redaktorzy pisma nie kryją, że powodem są pieniądze. „Daily Express” napisał, że „bezrobotni imigranci zamierzają za to ściągnąć na Wyspy rodziny, aby tutaj pobierać zasiłki”. Skwapliwie wyliczono także, że przeciętna rodzina (rodzice plus dwójka dzieci) może otrzymać w Wielkiej Brytanii prawie 715 funtów tygodniowo, kiedy w Polsce mogłaby liczyć na wsparcie opieki społecznej w wysokości maksimum 178 funtów. Gazeta powołuje się również na statystyki Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, z których wynika, że spośród 895 tys. oficjalnie zarejestrowanych imigrantów zasiłki pobiera już 200 tys. Gazeta alarmuje, że „to wszystko ma kosztować brytyjskich podatników w 2009 r. ok. 200 mln funtów”. Zajmują nasze miejsca pracy W „Daily Mail” ukazał się natomiast tekst na temat, ile imigranci kosztują Brytyjczyków. Autorzy artykułu skupili się przede wszystkim na problemie rozchwiania finansów w sektorze brytyjskich świadczeń socjalnych: „Jeśli w Wielkiej Brytanii miałaby stanąć brytyjska Statua Wolności, to na pewno byłoby to na Victoria Coach Station w Londynie. A to dlatego, że całe masy biednych, zmęczonych Europejczyków ze wschodu właśnie tam najczęściej wysiadały w poszukiwaniu brytyjskiego snu”. Dziennikarze „Daily Mail” twierdzą, z czym trudno się nie zgodzić, że „napływ imigrantów zmienił ten kraj na zawsze, a stało się to w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Imigranci stanowią teraz dziewiątą część naszej populacji, rodzą jedną piątą naszych dzieci i zajmują wszystkie nasze nowe miejsca pracy. To sytuacja, która budzi niepokój w całym kraju”. Znaleźć można w prasie i inne opinie na ten temat. „The Spectator” sugeruje, że „gdyby nie ciężko pracujący emigranci, to ekonomiczna historia Wielkiej Brytanii ostatnich dziesięciu lat wyglądałaby zupełnie inaczej”. Redaktorzy pisma piszą wprost o tym, jak wiele swoich osiągnięć zawdzięcza ciężkiej pracy imigrantów Gordon Brown: „Podczas gdy inne kraje, takie jak Francja, powoli przykręcały kurek emigrantom, Wielka Brytania robiła coś kompletnie odwrotnego. Brown chwalił się, że powstało 3 mln nowych miejsc pracy. To prawda, ale zostały one zapełnione przez emigrantów, a nie Brytyjczyków. Jak wynika z danych ONZ, w czerwcu 2007 r. nową pracę podjęło tylko 300 tys. więcej rdzennych Brytyjczyków niż w czerwcu 1997 r. Jeśli chodzi o aktywizację bezrobotnych Brytyjczyków, rząd nie odniósł na tym polu wielkiego sukcesu”. Cena otwarcia Imigranci co roku dokładają sumę 2,5 mld funtów do brytyjskiego budżetu – tak wynika z danych Home Office (angielski odpowiednik polskiego MSW). Korzystają za to, co oczywiste, z takich publicznych świadczeń jak opieka zdrowotna, szkolnictwo itd. Jeśli sporządzić ich bilans, to okazuje się, że kosztuje to państwo 5,6 mld funtów, czyli ponad dwa razy więcej, niż imigranci wpłacają do budżetu. Nic dziwnego, że sytuacja ta bulwersuje Brytyjczyków. Można nawet stwierdzić, że Polacy stali się jednym z głównych tematów brytyjskiej prasy, która czasami cierpi na rozdwojenie jaźni. Angielskie gazety raz bowiem piszą o kolejnych i licznych przyjazdach naszych rodaków nad Tamizę, innym razem zaś biją na alarm, donosząc o Polakach wracających z Wielkiej Brytanii do Polski i tam pobierających
Tagi:
Tomasz Wybranowski