Polak zawsze znajdzie powód do narzekania

Polak zawsze znajdzie powód do narzekania

Jedyny sensowny dla mnie podział to podział na ludzi dobrych i złych Maria Czubaszek Ludzie, z którymi pracowałam Marcin Wolski Niespecjalnie dziwią mnie polityczne wybory Marcina Wolskiego. To, że aktualnie popiera PiS, bardzo pasuje do jego charakteru. Choć przyznam, że sam Marcin stanowi dla mnie ogromną zagadkę; to człowiek pełen sprzeczności. Na pewno jest bardzo inteligentnym facetem i ma naprawdę ogromną wiedzę. Dziś wszystko można znaleźć w internecie, ale kiedyś, jak się czegoś nie wiedziało, to albo szukało się w encyklopediach, albo dzwoniło do Wolskiego. On wiedział wszystko albo i więcej. Dlatego dziś zastanawiam się, jak on, człowiek, który stworzył znakomite słuchowiska radiowe, przezabawne „Polskie Zoo”, teraz napisał scenariusz filmu „Smoleńsk”, w którego finale Lech i Maria Kaczyńscy wychodzą z mgły i idą w kierunku polskich oficerów rozstrzelanych przez NKWD w 1940 r. (trzy osoby tworzyły ten scenariusz, ale zakończenie ponoć jest jego autorstwa). Po co? W przypadku Marcina to niejedyna rzecz, której nie rozumiem. Kiedy pracowaliśmy w Trójce, Redakcja Audycji Rozrywkowych Programu Trzeciego Polskiego Radia była jedyną redakcją przy Myśliwieckiej, w której wszyscy byli bezpartyjni. A mowa o takich czasach, kiedy pracujący w radiu powinni byli mieć czerwoną legitymację. Stąd taka duma z naszej postawy. Do czasu, aż wydał się sekret Marcina. Pamiętam tamten dzień bardzo dobrze: biegłam gdzieś korytarzem, kiedy nagle zatrzymał mnie sekretarz zakładowej organizacji partyjnej. – Powiedz Marcinowi, że jest zebranie – poprosił. – Jakie zebranie? Co ma Marcin do tego? – nie bardzo rozumiałam, o co chodzi. – A to ty nie wiesz, że on należy do partii? – No co ty opowiadasz? Trochę zszokowana poszłam do naszego pokoju. Marcina jeszcze nie było, siedzieli tylko Kreczmar i Janczarski. – Słuchajcie, podobno Marcin Wolski zapisał się do partii! – podzieliłam się informacją, którą usłyszałam przed chwilą. – Nie, to niemożliwe – odpowiedzieli chórem. Po chwili zjawił się Wolski. (…) Wtedy Kreczmar zaczął ostro: – Marcin! On od razu stanął, ruki po szwam, bo słuchał starszych kolegów. – Czy to prawda, że ty się zapisałeś do partii? – spytał Kreczmar. Marcin spojrzał na niego bardzo uważnie. Chwilę pomilczał. W końcu stwierdził równie poważnie: – Tak, poświęciłem się dla was. Bo mówili, że cała redakcja jest bezpartyjna, i mielibyśmy problemy z cenzurą naszego „Ilustrowanego Magazynu Autorów”. Fakt, że wtedy rzeczywiście cenzura zaczynała się czepiać. Z tamtych czasów pamiętam jakąś imprezę imieninową Marcina. Zaprosił nas do swojego domu na 11 listopada. Przyszliśmy całą radiową grupą. Jacek Janczarski tuż po wejściu dyskretnie zaczął się rozglądać, gdzie stoi wódeczka, bo miał ochotę się napić. Ale nie, najpierw trzeba było stanąć na baczność, bo młodsza siostra Marcina grała na pianinie jakieś pieśni patriotyczne, a jubilat deklamował swój najnowszy wiersz. Chyba o ojczyźnie. To, co zobaczyliśmy wtedy, było bardzo inne od tego, jacy sami byliśmy; całej naszej grupie oczy zrobiły się wielkie ze zdziwienia. A jak zaczęła się Solidarność w 1980 r., to Marcin pierwszy biegał ze znaczkiem wpiętym w klapę. Potem nasze drogi rozeszły się na wiele lat. Gdy spotkaliśmy się na wieczorze poświęconym Jackowi Janczarskiemu, to widziałam, że Marcin nie był pewien, jak się wobec niego zachowam. Dla mnie jednak było naturalne, żeby podejść i pogadać. Wiadomo, że nie będziemy rozmawiać o polityce, bo znamy swoje poglądy, ale to nie powód, żeby udawać, że kogoś się nie zna. (…) Później zresztą zdarzyło nam się dyskutować o polityce. To była jakaś impreza, podczas której razem zasiadaliśmy w jury. (…) Wtedy próbował mnie przekonywać, że gdybym poznała Lecha Kaczyńskiego (o Jarosławie w ogóle nie mówił), to bardzo bym go polubiła, bo to człowiek z ogromnym poczuciem humoru, inteligentny itp. Powiedziałam mu: – Wiesz co, wierzę ci, ale nie mam okazji poznać Lecha Kaczyńskiego ani specjalnie ochoty. Potem zresztą poznałam prezydenta. Pamiętam jeszcze jedną rozmowę z Wolskim, która pokazała jego sposób myślenia. Syn Marcina jest muzykiem, mieszka i pracuje w Stanach Zjednoczonych. I tam sobie świetnie radzi w branży muzycznej. W Polsce nie miałby szans, żeby zarobić uczciwe pieniądze, bo gra muzykę

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 21/2016

Kategorie: Książki