Wejście policjantów na uczelnię i tropienie wśród naukowców wrogów państwa to zaprzeczenie naukowej wolności Piątek, 11 maja br. przeszedł już – niechlubnie niestety – do polskiej historii politycznej. Tego dnia na bezpośrednie polecenie szczecińskiej prokuratury troje funkcjonariuszy policji, bez wymaganej do tego przez prawo zgody rektora uczelni, wkroczyło na teren ośrodka Uniwersytetu Szczecińskiego w Pobierowie, gdzie trwała ogólnopolska konferencja naukowa poświęcona filozofii społecznej Karola Marksa i jej konsekwencjom. Policjanci nie pojawili się na konferencji przypadkowo. Przysłano ich, by zebrali dowody w sprawie domniemanego propagowania przez uczestników konferencji ustroju oraz praktyk totalitarnych. Mieli sprawdzić, czy w ośrodku uniwersyteckim nie jest prowadzona działalność antynarodowa. Policjanci zadawali pytania, fotografowali okładki czasopisma naukowego organizatorów konferencji, choć wszystkie numery „Nowej Krytyki” są bezpłatnie dostępne w internecie, a także wylegitymowali organizatora, prof. Jerzego Kochana. I choć dwa dni później minister spraw wewnętrznych i administracji przepraszał za to wydarzenie rektora US i organizatorów, to prokuratura w swych działaniach nie widzi nic złego. Działanie policji było wprost złamaniem prawa o szkolnictwie wyższym, bezpośrednim atakiem na uczelnianą autonomię i samorządność, a także, a może przede wszystkim, naruszeniem konstytucyjnej swobody działalności naukowej. Był to akt niespotykany w najnowszej historii Polski i pierwsze tego rodzaju wydarzenie w wieloletniej tradycji pobierowskich spotkań na temat filozofii Marksa, w których uczestniczyło liczne grono naukowców z Polski i z zagranicy (od USA po Chiny). Władze Uniwersytetu Szczecińskiego z rektorem Edwardem Włodarczykiem natychmiast wystąpiły w obronie autonomii nauki. Działania te wsparł również jednoznacznie krytyczny wobec działań prokuratury głos Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Wyższych. O wydarzeniach w Pobierowie zrobiło się jednak głośno nie tylko w całym kraju, ale i za granicą. Na łamach wpływowego tygodnika „The Economist” działanie polskiej policji oceniono jako kolejny dowód na to, że Polska zmierza w kierunku węgierskim i coraz bardziej oddala się od wartości demokracji liberalnej. Stanowisko to trudno zresztą podważyć – policja wkraczająca na uczelnię i tropiąca wśród naukowców wrogów państwa to całkowite zaprzeczenie naukowej wolności. To ustanowienie – a raczej próba ustanowienia – nowych zasad. Zasad przemocy służących zastraszaniu środowiska naukowego. Prokuratura, która stanowczo broni zasadności swych działań, twierdząc, że postępowała na podstawie otrzymanego zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa, nie rozumie przy tym najwyraźniej, że każda konferencja o krytycznych treściach – a gdzie nauka, tam i krytyka – może paść ofiarą dokładnie tej samej praktyki i również doczekać się interwencji uzbrojonych funkcjonariuszy. Pomysł, że naukowy namysł nad teorią Marksa może promować totalitaryzm, nie zrodził się jednak w głowach prokuratorów. Przyczyniła się do tego państwowo zorganizowana i publicznie realizowana nagonka, która z myśliciela z Trewiru uczyniła wroga publicznego numer jeden. Zaledwie kilka dni wcześniej, z okazji 200-lecia urodzin Marksa „Wiadomości” TVP 1 wyemitowały dwa poświęcone mu materiały. Marksowi przypisano wszystkie ofiary komunizmu, polpotyzmu i faszyzmu, a także inspirowanie Hitlera, rasizm, uwiedzenie brukselskich elit, multikulturalizm i napływ uchodźców do Europy oraz walkę przeciwko Bogu i rodzinie. Wszystko za pomocą schizofrenicznej wręcz i kompletnie ignoranckiej interpretacji, z wykorzystaniem sfabrykowanego cytatu Marksa. Filozof z Trewiru stał się wcielonym diabłem, obarczono go odpowiedzialnością za wszystko, czemu przeciwstawia się – jakże bezmyślnie – reprezentująca narodowo-konserwatywną ideologię władza. Czyniąc z Marksa ojca wszelkiego zła, źródło każdego totalitaryzmu (i, co już wyraźnie zakrawa na paranoję, jednocześnie głównego patrona UE), ideolodzy z „Wiadomości” wysłali wszystkim jasny sygnał – Marks to kryminał, Marks to totalitaryzm, za Marksa można ścigać. Marks, nawiązując do jego słów, stał się widmem krążącym nad Polską. Apostołowie nowego porządku i ich prokuratorzy nie przewidzieli jednak, że Marksa pokonać się nie da. Dokładnie tak samo, jak nie da się ocenzurować każdego wydanego na świecie podręcznika filozofii, socjologii czy kulturoznawstwa. Tak samo, jak nie da się cofnąć historii konfliktów pracowniczych ani zaprzeczyć niezwykłej wręcz aktualności i żywotności idei tego największego, klasycznego krytyka systemu kapitalistycznego. O odporności na działania prokuratury świadczy odwaga, z jaką same uniwersytety postanowiły w tym wypadku podjąć walkę o własną autonomię i naukową wolność. Marks, który za życia sam borykał