Być może w polskiej polityce znajomość języka obcego jest czymś wyjątkowym, ale na świecie posługiwanie się kilkoma językami to norma Mam nadzieję, że ten, który potrafi porozumieć się w jakimś języku obcym – życzliwie i z lekkim przekąsem skwitował poseł Jerzy Wenderlich pytanie dziennikarza o faworyta prawyborów w PO. Nie da się ukryć, którego kandydata miał na myśli. Wybór raczej nie był zbyt wielki. Sam kandydat nie bez osobistej satysfakcji zasugerował, że tylko on będzie najlepiej reprezentował interesy Polski, bo zna języki obce. Angielski perfekt, francuski średnio i rosyjski słabo. Być może w polskiej polityce znajomość języka obcego jest rzeczą wyjątkową, zważywszy jednak, że dziś jeden czy dwa języki obce dla wielu Polaków to norma, takie przechwałki mogą dziwić. A jeśli miałby to być warunek sine qua non ubiegania się o urząd prezydenta, do wyborów mógłby stanąć co drugi gimnazjalista i nieomal każdy przyzwoity student. Na świecie posługiwanie się kilkoma językami to norma. Odstępstwem jest mówienie tylko jednym. Większość jest bi Ponad połowa ludzkości posługuje się na co dzień co najmniej dwoma językami. Czasami są to języki pokrewne, czasami pochodzeniem zupełnie obce, czasami dialekty i różne narzecza. Niekiedy zaś różnorodne warianty jednego języka. Jak polski i śląski. Żadnego Bawarczyka nie zdziwi prośba mieszkańca Hamburga o Hochdeutsch, literacki niemiecki zrozumiały dla wszystkich Niemców. Naturalność wielojęzyczności objawia się szczególnie w Afryce i Azji, gdzie od wieków koegzystują wieloetniczne społeczeństwa. Marokańczycy lub Algierczycy swobodnie mówią po arabsku i francusku. W jednym się modlą, w drugim dokonują transakcji handlowych z kupcami z południa Afryki i Europy. – Francuski to nie jest ich rodzimy język. To spadek po epoce kolonialnej. Dla wielu Arabów francuski jest oknem na świat, językiem elit i kulturowym dziedzictwem. Jego znajomość jednak ogranicza się dziś do prostych, życiowych formuł, ale prawdą jest, że w ten czy inny sposób potrafi używać go nieomal każdy Marokańczyk. W krajach postkolonialnych dwa języki jeszcze do niedawna to była norma – mówi dr Bogusław Zagórski z Instytutu ibn Chalduna w Piastowie koło Warszawy. Obywatele postradzieckich republik biegle władają nie tylko regionalnym językiem, lecz także rosyjskim, utrwalonym od kilku pokoleń. Uwarunkowania takiego stanu rzeczy są wszędzie inne i mają różny charakter. Historyczny, kulturowy, genetyczny. Władza języka a język władzy. Poliglotyzm historycznie Historia często udowadnia, że znajomość drugiego języka jest cechą poddanych, a nie rządzących. Żeby rządzić, nie trzeba wcale być poliglotą. Wystarczy zmusić innych do nauki języka, w którym się mówi. Po gwałtownej śmierci najsłynniejszego ucznia Arystotelesa Aleksandra Macedońskiego w 323 r. p.n.e., w większej części znanego naszym europejskim przodkom świata upowszechnił się język grecki, później nazwany kojne, czyli wspólny. Poza mieszkańcami greckich miast mówili narzuconym językiem mieszkańcy Azji Mniejszej i Afryki Północnej. Jako język nauki greka przetrwała przynajmniej do V w. n.e., czasów końca greckiej filozofii. W jej wulgarnej i nie do przyjęcia dla wykształconych ludzi wersji został spisany przez Żydów, mówiących na co dzień po hebrajsku czy aramejsku, Nowy Testament. A Katon (którego znamy ze słynnej frazy „A poza tym Kartagina musi zginąć”), choć ostentacyjnie odrzucał grecką kulturę, w domowym zaciszu studiował jej dzieła w oryginale. Podobnie było z łaciną. Cesarstwo Rzymskie, które rozprzestrzeniło się od Brytanii po Bliski Wschód i Afrykę, poprzez swój rozbudowany aparat administracyjny narzuciło znajomość języka łacińskiego wielu narodom. Poncjusz Piłat, namiestnik Jerozolimy za panowania cesarza Tyberiusza (42 p.n.e. – 37 n.e.), publicznie przemawiał na zgromadzeniu w swoim języku, a nie po hebrajsku. W interesie Żydów było rozumieć i znać język władzy. Między sobą mogli rozmawiać, jak chcieli. O dziwo, łacina w żywej formie nie przetrwała dłużej niż jej naturalizowana ojczyzna, która dożyła do XX w. (1916 r.) pod postacią Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Z łaciną wygrała reformacja. Żaden ruch, ani religijny, ani polityczny, nie utożsamiał dotąd tak bardzo władzy politycznej, ekonomicznej i kulturowej z językiem. Osłabić Kościół katolicki można było przede wszystkim przez odebranie mu panowania nad wszystkimi wiernymi i silne akcentowanie postulatu głoszenia
Tagi:
Artur Zawisza