Polityka i sztandar

Polityka i sztandar

Wszyscy, którzy liczyli się na politycznej scenie PRL i na lewicy po 1989 r., przekraczali przez te minione lata progi „Kuźnicy” Najlepszym wprowadzeniem do tych reminiscencji będzie fragment wspomnień Jurka Kulczyckiego – znanego i zasłużonego emigracyjnego wydawcy z Londynu: „W 1981 r. u Bogdana [Szczygła, zamieszkałego w Olkuszu, lekarza i autora książek z egzotycznych krajów, w których pracował – ST] poznałem Sławka Tabkowskiego. Był wtedy dyrektorem Krajowej Agencji Wydawniczej w Krakowie, więc, powiedzmy, niższego szczebla funkcjonariuszem państwowym. Ale Bogdan mi mówił: »Ten facet wysoko zajdzie. Jeśli nie potknie się gdzieś po drodze, nie zrobi głupstwa, będzie w centrali«. Miał rację. Tabkowski doszedł do funkcji kierownika Wydziału Propagandy w KC. Rozmawiając z nim, zawsze przypominałem, że Bogdan w testamencie zapisał nam przyjaźń, więc musimy ten obowiązek wykonać. I rzeczywiście, ze Sławkiem do dzisiejszego dnia się spotykamy, gdy jestem w Krakowie, jemy zawsze obiad i jesteśmy w dużej przyjaźni… Nie wierzyli mi, podejrzewali, że wizyta dziennikarzy to musi być coś większego. Po dwóch, trzech tajniaków chodziło za nami cały czas – w Warszawie i Lublinie, aż pojechaliśmy do Krakowa. Tam redaktorem »Gazety Krakowskiej« był Sławek Tabkowski, drugi redaktor naczelny w ciągu ostatnich dwóch lat (po stanie wojennym). Starał się na nowo zliberalizować pismo. Poszliśmy z wizytą do niego, a od niego do »Tygodnika Powszechnego«… Mija rok i czytam w jakimś piśmie krajowym, chyba w »Polityce«, że w PZPR zaszły zmiany kadrowe, nowym sekretarzem Komitetu Centralnego PZPR do spraw kultury mianowano prof. Mariana Stępnia. Był polonistą z Uniwersytetu Jagiellońskiego, interesował się literaturą emigracyjną i o niej pisywał. Pomyślałem: dobry sygnał, nie można go przegapić. W tym samym czasie kierownikiem Wydziału Polityki Informacyjnej KC został mój przyjaciel Sławek Tabkowski, poprzednio kierownik Wydziału Propagandy KC PZPR. Umówiłem się ze Sławkiem telefonicznie na spotkanie, znowu w gmachu KC. Dzwoniłem z Londynu. Tym razem obyło się bez kłopotów: zostałem zgłoszony na bramie, dostałem przepustkę, sam wszedłem na górę. Witamy się, siadamy, zaczynamy rozmawiać. Sobota, [28.01.1989 r. – ST] budynek opustoszały. Sławek pyta: »Masz jakiś interes?«. Mówię: »Tak, do prof. Stępnia. Chciałbym powtórzyć manewr z Wasilewskim – zapytać go, czy nie nadszedł czas na pokazanie książek emigracyjnych«. Sławek dzwoni do Stępnia: »Jest tu mój przyjaciel z Londynu, ma do ciebie sprawę. Kiedy go możesz przyjąć?«. Ten się nawet specjalnie nie pyta po co, podaje termin – najbliższy poniedziałek czy wtorek. Potem Tabkowski mi mówi: »Masz być o dziewiątej u Mariana. Tylko broń Boże, żebyś się nie spóźnił! O dziesiątej zaczyna się spotkanie Politbiura, a on jako sekretarz musi być obecny…«. Ze Sławkiem Tabkowskim i Marianem Stępniem łączy mnie przyjaźń do dziś, spotykamy się, ilekroć jestem w Krakowie. Trudno mi to powiedzieć o wydawcach podziemnych, z którymi dawno straciłem kontakt”. Poza wróżbą Bogdana przytoczyłem ten fragment wspomnień Jurka, aby dodać, że czas, w którym awansowałem z redaktora naczelnego „Gazety” do KC był szczególny, odmienny pod wieloma względami od utartych, często niewiele mających  wspólnego z prawdą, wyobrażeń. Towarzyszyły mu z pozoru niewiele znaczące, drobne symbole: świąteczna choinka po raz pierwszy w gabinecie i sekretariacie kierownika Wydziału Propagandy, a na biurku mojego nowego zastępcy Bolka Płazy pojawiło się stojące, oprawione w ramkę zdjęcie jego żony Krysi. Spoglądając na nie półżartem, powiedziałem, że partia ta sama, a jednak nie taka sama. Niby nic nadzwyczajnego, a jednak była to rewolucja w stosunku do wcześniej powszechnie tu królujących figurek Lenina i wszelkich podobnych symboli. W dużo większym oczywiście stopniu nowe idee, ludzie i kierujące się ku rzeczywistości i normalności działania partii. Skłoniły mnie również do objęcia nowej funkcji ugruntowywane przekonania, że ma głęboki sens aktywny udział w zasadniczym przeobrażeniu dotychczasowego, socjalistycznego porządku w Polsce. Rodziły się niewątpliwie z wielu codziennych doświadczeń i obserwacji, przemyśleń, rozmów, lektury raportów „Doświadczenie i Przyszłość”, krajowych oraz zagranicznych publikacji i opracowań. Także z liczącej się roli, jaką odegrała „Kuźnica” w mojej ideowej i politycznej edukacji. Stąd poświęcam temu wyjątkowemu zjawisku – będącemu na mapie ówczesnych stosunków społeczno-politycznych absolutnym ewenementem – poniższe przypomnienie. Szczytne tradycje Kuźnicy Kołłątajowskiej i tygodnika „Kuźnica” ukazującego się w latach 1945-1950 legły u podstaw narodzin, i do nich nawiązano

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 40/2021

Kategorie: Książki