W nadchodzących wyborach weźmie udział nawet pół miliona Polaków przebywających za granicą W zbliżających się wyborach parlamentarnych Polonia zagłosuje w 402 lokalach wyborczych, zgodnie z wydanym 12 września przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych projektem rozporządzenia w sprawie utworzenia obwodów głosowania dla obywateli polskich przebywających za granicą. MSZ uważa, że liczba obwodów odpowiada aktualnym potrzebom Polaków poza krajem. Najwięcej obwodowych komisji wyborczych powstanie w państwach, w których przebywa największa liczba Polaków: w Wielkiej Brytanii 75 komisji, w tym 19 w Londynie, w Stanach Zjednoczonych 52 komisje, a w Niemczech 42 komisje, niemal dwa razy więcej niż w 2019 r. Więcej niż 10 obwodów powstanie we Francji (18), w Hiszpanii (13), w Kanadzie (12), w Irlandii (11) i w Norwegii (11). W Belgii – 10. Polacy zagłosują też m.in. w Arabii Saudyjskiej, Omanie, Iranie, Jordanii, Kolumbii, Etiopii, Kenii, Mongolii, Panamie, Senegalu i Uzbekistanie. W 2019 r. Polonia oddała 300 tys. głosów w wyborach parlamentarnych. W wyborach prezydenckich w 2020 r. było to już ponad 400 tys. Można się spodziewać, że w nadchodzących wyborach weźmie udział nawet pół miliona Polaków przebywających za granicą. Panu Bogu świeczkę, Polonii komisję Jeszcze na początku września z MSZ dochodziły sygnały, że obwodów będzie ok. 360, czyli ledwie o 40 więcej niż w 2019 r. Polonia wnioskowała o 431 punktów wyborczych. Długo oczekiwany komunikat o stworzeniu 402 obwodów media oceniły pozytywnie („presja ma sens”), gdyż jest to wzrost o ponad 25% w odniesieniu do 2019 r. Czy to wystarczy? Kamil Arendt, działacz polonijny z Londynu, założyciel PoloniaExpress, uważa, że absolutnie nie: – Zwiększenie liczby komisji z 314 do 402 to sztuczka kuglarska. Nie zwiększa ono dostępności do punktów wyborczych, a jego głównym celem jest uniknięcie sytuacji przeciążenia komisji w największych skupiskach polonijnych i przekroczenia ustawowego czasu 24 godzin na policzenie głosów. Marnuje się więc zasoby na obejście przepisu art. 230 par. 2 Kodeksu wyborczego, którego zapis sam w sobie jest niekonstytucyjny, niepotrzebny, szkodliwy i niespotykany nigdzie na świecie. Chodzi o konieczność przeliczenia głosów w zaledwie 24 godziny, w narzuconym przez znowelizowany Kodeks wyborczy zmienionym trybie prac komisji, co polegać ma na tym, że każdy członek komisji musi obejrzeć każdą kartę wyborczą. Jeśli choć jeden oddany w danej komisji głos nie zostanie zliczony w terminie, wybory w tej komisji „uznaje się za niebyłe”, a wszystkie inne głosy zostają unieważnione. Opozycja i środowiska polonijne do ostatniej chwili przekonywały resort spraw zagranicznych, że komisji musi być więcej, gdyż będą dodatkowo obciążone zliczaniem głosów z referendum oraz limitem czasowym 24 godzin na kolektywne przeliczenie wszystkich głosów. Warto przypomnieć, że Polonia londyńska przeprowadziła wiosną tego roku symulację w celu zbadania wydolności nowego systemu zliczania głosów. Wynik: w ciągu 24 godzin komisja zdąży zliczyć maksymalnie 1,6 tys. kart do Sejmu i Senatu (bez kart referendalnych). Tymczasem w 2019 r. spośród wszystkich 314 zagranicznych komisji aż 51 przekroczyło limit 2 tys. zapisanych wyborców (16%), podczas gdy w kraju było to jedynie 0,7%. To utrudnianie głosowania Polonii, która jest zdecydowanie antypisowska. W wyborach prezydenckich w 2020 r. Andrzeja Dudę wybrała jedna czwarta (25,9%), Rafała Trzaskowskiego – trzy czwarte (74,1%) Polaków za granicą. Trzaskowski dostał prawie 201 tys. głosów więcej niż obecny prezydent. Wybory przegrał z Dudą o 422 tys. głosów, czyli 211 tys. głosów na jego korzyść zmieniłoby wynik. Przy tak wyrównanych szansach warto się bić o zagraniczne głosy. Kamil Arendt zauważa, że w wielu przypadkach Polonia straciła komisje, które istniały cztery lata temu, a nowych lokalizacji jest o wiele za mało. – Wiele próśb od lokalnych społeczności polskich zostało przez konsulaty zignorowanych – mówi – choć często oferowały one gotowe lokale i kandydatów do komisji. MSZ skupiło się na powieleniu liczby komisji pod tym samym adresem – czasem do trzech czy nawet czterech (jak w Londynie), ale to zupełnie nie ułatwia Polonii dotarcia do urn, a jedynie poprawia statystyki. Co gorsza, nie gwarantuje, że w żadnej komisji nie będzie wpadki, bo liczba wyborców i tak nie rozkłada się po równo. Dodatkowe komisje to mydlenie oczu.