Jest wielki szum, bo wybory prezydenckie za granicą skończyły się gigantycznym skandalem. Zginęły tysiące kart, które do komisji wyborczych nie dotarły. Ile? W samej Wielkiej Brytanii „zaginęło” 15,5 tys. głosów, wysyłano karty niepodstemplowane, przesyłki nadawano w ostatniej chwili – to była jedna wielka kompromitacja. I żeby była jasność – że będzie skandal, było oczywiste. Z góry bowiem było wiadomo, że nasze placówki zagraniczne nie są w stanie w tak szybkim czasie przygotować się do wyborów, w większości przecież korespondencyjnych. W pierwszej turze, jak podaje MSZ, „konsulowie wysłali 343 tys. pakietów wyborczych oraz przekazali komisjom wyborczym, w których możliwe było głosowanie osobiste, 42 tys. kart wyborczych, z których nie wykorzystano 13 tys. kart”. Czyli trzeba było przygotować i nadać 343 tys. pakietów pocztowych. A poczta w różnych krajach różnie działa, poczynając od szybkości przekazywania przesyłek, skończywszy na rozmiarach kopert. Bywało, że w tych sprawach z dyrektorami poczty rozmawiali ambasadorowie, prosili, interweniowali. Placówki też nie pękają w szwach, to nie takie proste, by przygotować i wysłać tysiące przesyłek. Cały personel tym się zajmował. Pomyłki typu niedostawiona pieczęć to najmniejsza kara za sprokurowanie takiej sytuacji. Pytanie więc jest tylko jedno – czy szefowie MSZ mieli pojęcie, jak głosowanie za granicą się skończy, czy też nie? Bo jeżeli mieli, to rzeczywiście ręce i nogi mają oskarżenia opozycji, że władza kombinowała, jak potrafiła, żeby tylko utrudnić głosowanie za granicą. Bo Polacy za granicą gremialnie oddali głosy na Trzaskowskiego. W Wielkiej Brytanii np. prezydent Warszawy otrzymał 48,4% głosów (107 tys.), drugi był Szymon Hołownia (17,5%), a Duda dopiero trzeci (15,5%). A gdyby do tego jeszcze doliczono głosy, które były w „zaginionych” przesyłkach? Dodajmy jeszcze jedno – w drugiej turze głosować za granicą będzie jeszcze więcej Polaków. Nowi wyborcy, którzy napłynęli przed drugą turą wyborów, to m.in. prawie 50 tys. osób w Wielkiej Brytanii (w sumie na Wyspach głosować będzie 180 tys. Polaków, to tyle, ile w mieście takim jak Toruń), 24 tys. w Niemczech i prawie 12 tys. w USA. Łącznie za granicą w drugiej turze wyborów będzie mogło głosować ponad 500 tys. osób! I są to w przygniatającej większości zwolennicy Trzaskowskiego. Czy oni przesądzą o wyniku wyborów? Co ciekawe, i ta liczba nowych głosujących jest w jakimś stopniu zaniżona, padł bowiem system informatyczny MSZ. Zawiesiła się strona, poprzez którą można było się rejestrować na drugą turę. W trybie awaryjnym placówki zaczęły przyjmować zgłoszenia poprzez pocztę elektroniczną. I pewnie jakaś część ewentualnych wyborców została zniechęcona internetowymi utrudnieniami. Taką oto mamy „sprawną” dyplomację w piątym roku wstawania z kolan… I taką niewdzięczną Polonię, która z wyborów na wybory jest coraz bardziej przeciw PiS. A jeszcze pięć lat temu na Wyspach wygrał Kukiz… A w drugiej turze – Duda. Tak ludzie się zachowują, gdy nie oglądają „Wiadomości” TVP. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint