Polowanie na prezydentów
Przez ostatnie dwadzieścia lat SB i UOP zbierały kwity na Kwaśniewskiego Czy tajny współpracownik SB w redakcji „Życia Warszawy” o pseudonimie “Alek” to Aleksander Kwaśniewski? Zaprzecza temu prezydent. – Nigdy nie pracowałem, ani nie współpracowałem z SB – mówi. – Nigdy nie pracowałem w „Życiu Warszawy”. Teoretycznie więc sprawa już dawno powinna być zamknięta – Kwaśniewskiego nigdy nie było w „Życiu Warszawy”, więc ów mityczny “Alek” to inna osoba. Tymczasem zastępca Rzecznika Interesu Publicznego, Krzysztof Lipiński, upiera się, że “nie można wykluczyć jakiegoś związku”. A Sąd Lustracyjny przełożył rozprawę do 9 sierpnia i zamierza wysłuchać czterech świadków: trzech byłych funkcjonariuszy SB i dyrektora Biura Ewidencji i Archiwów UOP. Mają oni wyjaśnić sądowi, czy “Alek” to Kwaśniewski, czy nie. Sprawa przekracza więc granice skandalu Aleksander Kwaśniewski lustrowany był w III RP kilkakrotnie, m.in. przez Antoniego Macierewicza i Andrzeja Milczanowskiego. Ze wszystkich tych sprawdzeń wychodził jako osoba czysta. I nagle, na dwa miesiące przed wyborami, UOP, urząd kierowany przez ludzi Krzaklewskiego, dorzucił do materiałów Kwaśniewskiego tajemniczą kartkę o “Alku”, agencie w „Życiu Warszawy”. Wygląda więc na to, że jesteśmy świadkami kolejnej w III RP prowokacji politycznej, w której wykorzystywane są służby specjalne. Wszystkie scenariusze są w tej sprawie ciągle możliwe – zgodnie z ustawą, kandydaci na prezydenta muszą składać oświadczenia lustracyjne, a sąd lustracyjny ma obowiązek je sprawdzać. Rozprawy muszą się rozpocząć najpóźniej 21 dni po zarejestrowaniu kandydata w Państwowej Komisji Wyborczej, a skończyć najpóźniej na 20 dni przed wyborami. Czyli – 18 września. Niekorzystny wyrok sądu oznacza, że dana osoba zostaje skreślona z listy kandydatów. To wszystko oznacza jedno: Kwaśniewskiemu grozi, że jego kampania upłynie pod znakiem nie kończących się tłumaczeń i insynuacji. Co UOP dał do sądu? Serial lustracyjny trwa w Polsce od początku lat 90. W roku 1991 mieliśmy listę Milczanowskiego – ówczesny szef UOP zlustrował kandydatów do parlamentu. W roku 1992 Antoni Macierewicz uraczył Sejm swoimi teczkami. Na żadnej z tych list nie było nazwiska obecnego prezydenta. Potem Kwaśniewski był pod lupą Andrzeja Milczanowskiego w roku 1995. A po uchwaleniu ustawy lustracyjnej, 4 grudnia 1998 roku, złożył oświadczenie lustracyjne Rzecznikowi Interesu Publicznego. Przez półtora roku leżało ono w szafie Bogusława Nizieńskiego; rzecznik lustrował wszystkich, omijając prezydenta. A przecież oczywistym jest, że w pierwszej kolejności powinien sprawdzić przeszłość prezydenta, premiera, członków rządu. Albo więc w jawny sposób sprzeniewierzył się swoim obowiązkom, albo też był (i jest) uczestnikiem politycznej intrygi. Cóż więc się stało, że nagle wybuchła burza? Co UOP zebrał na Kwaśniewskiego? Na jakiej podstawie podważono jego oświadczenie lustracyjne? Z dokumentów przesłanych przez UOP tak naprawdę nic nie wynika. Nie ma bowiem karty rejestracyjnej Kwaśniewskiego. A, zakładając, że był agentem, taką kartę musiał mieć. Procedura w MSW przewidywała bowiem, że po pozyskaniu agenta zakładano mu kartę rejestracyjną i teczkę. Karta zawierała podstawowe dane – imię, nazwisko, cel pozyskania, pseudonim… W teczce natomiast był pseudonim agenta, jego zobowiązanie do współpracy i urobek – meldunki, pokwitowania odbioru pieniędzy etc. Po roku 1989 teczki niszczono. Ale karty rejestracyjne zostały. W przypadku Kwaśniewskiego nie ma ani teczki, ani jakichkolwiek zobowiązań czy meldunków, ani karty. Jest tylko notatka oficera SB o agencie “Alku”, o nie zidentyfikowanym nazwisku, uplasowanym w redakcji „Życia Warszawy”, występującym pod tym samym numerem, co: Aleksander Kwaśniewski w archiwum SB. I tyle. Czy “Alek” to Kwaśniewski? Prezydent nigdy nie pracował w redakcji „Życia Warszawy”. Więc? Agent czy ofiara? UOP swoje oskarżenie prezydenta buduje na następującej przesłance. W dzienniku rejestracyjnym sieci agenturalnej MSW (co to za dziennik, o tym za chwilę) Aleksander Kwaśniewski zapisany jest pod numerem 72204. Tymczasem pod tym numerem zarejestrowany jest właśnie agent “Alek”. Podobny zapis widnieje w dzienniku koordynacyjnym. Tam przy zapytaniu o Kwaśniewskiego widnieje zapis “odesłać do kpt. Wytrwała”. Tenże sam kapitan był, jak wynika z dokumentów, oficerem prowadzącym agenta “Alka”. A także osobą “opiekującą się” z ramienia SB, między innymi redakcjami „itd.” i „Sztandaru Młodych”, którymi kierował Kwaśniewski. Prezydent przyznał zresztą w sądzie, że z Wytrwałem się spotykał mniej więcej raz w roku w czasie, gdy jako naczelny „itd.” i „Sztandaru” musiał przyjmować taką wizytę. W całej