CZŁOWIEK I GOSPODARKA (11) Polityka gospodarcza jest trudną sztuką nieustannych wyborów. Najważniejsze jednak jest dokonanie wpierw wyboru strategicznego i poprawne określenie tak jej celów, jak i środków. Zważywszy, że nie ma dobrej i skutecznej polityki gospodarczej bez właściwego uwzględnienia jej implikacji społecznych, sztuka ta jawi się jeszcze trudniejsza. Musi opierać się ona na mądrych teoriach ekonomicznych, bez czego nie sposób nadawać motorycznym siłom rozwoju pożądanego impetu. Polityka to także zdolność dyskontowania pojawiających się szans i omijania nieustannie zmieniających się zagrożeń. Przy tym wszystkim trzeba jeszcze umieć w miarę sprawnie poruszać się w gąszczu sprzecznych interesów. Sprzeczności te mają najczęściej charakter obiektywny. Dotyczy to tak ich wymiaru międzynarodowego, szczególnie ważnego w dobie globalizacji, jak i krajowego. W pierwszym przypadku – pomimo daleko posuniętej integracji rynków – trwa nieustanna walka o zajęcie dogodnej dla siebie pozycji w międzynarodowym podziale pracy. Fakt, że mniej się o tym ostatnio mówi i pisze, bynajmniej nie oznacza, iż mniej się tutaj dzieje. Dzieje się, tylko inaczej, a zrozumienie tej odmienności jest nieodzowne dla zadbania o własne interesy narodowe i państwowe. W drugim przypadku sprzeczności te biorą się z konkurencji różnych grup społecznych i zawodowych oraz branż i regionów o ograniczone środki finansowe i rzeczowe oraz z zabiegów o dogodne dla siebie ukierunkowanie procesów redystrybucji dochodów, a w pewnych warunkach – zwłaszcza w trakcie kompleksowej transformacji ustrojowej – również majątku i zasobów. Sprzeczności interesów mają nierzadko także naturę subiektywną. Dla niektórych uczestników życia publicznego polityka to nie tyle instrument rozwiązywania masowych problemów społecznych na drodze poprawy sytuacji ekonomicznej, co sposób na stwarzanie problemów opozycji politycznej. Politycznej, gdyż z intelektualną niewiele to ma wspólnego, a co najwyżej w ferworze trwających debat stwarza się takie pozory. Intelektualnych rozbieżności też nie brakuje, ale u podstaw rozbieżnych opinii co do polityki gospodarczej często tkwią po prostu sprzeczne interesy. Trywializacja tej obserwacji wyraża się w znanym powiedzonku, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Mniej więcej. To znaczy raczej więcej niż mniej. Interesy i poglądy W sprawnie funkcjonujących demokracjach – przy dojrzałych instytucjach gospodarki rynkowej i właściwym zorganizowaniu się społeczeństwa obywatelskiego – takie destruktywne uprawianie polityki jest utrudnione. Mechanizmy kontroli społecznej i cykle wyborcze, a także wsparcie prawdziwie niezależnych mediów, wszystko czynniki, które w miarę szybko eliminują tych, dla których polityka jawi się jako narzędzie tworzenia trudności innym, najczęściej przy okazji z korzyściami dla siebie i swojej grupy interesów albo własnej partii. W warunkach zaś dopiero rodzącej się demokracji obywatelskiej i z trudem powstającej społecznej gospodarki rynkowej takie mechanizmy korekcyjne działają raz wolniej, innym razem są bardziej kosztowne; raz pojawiają się z opóźnieniem, innym razem zaburzają zdrowe procesy rozwojowe; raz są tłamszone w nawałnicy pseudonaukowych argumentów, innym razem padają pod ciśnieniem niebezpiecznej demagogii i populizmu. Nie wolno wszakże bagatelizować różnic intelektualnych i wpływu dominujących doktryn na politykę gospodarczą. Ich siła jest wielka i zawsze znajdą się skłonni do organizowania w ich obronie wypraw krzyżowych, wierząc, że służy to świętej sprawie i nie dostrzegając zarazem, iż sedno sprawy jednak tkwi w interesach. Jak już ktoś w coś uwierzył (choć jemu samemu wydawać się może, iż to wiedza, a nie wiara), to bardzo trudno odejść od własnych przekonań. Tym bardziej że wyznawanym tezom nadaje się rangę dogmatu, a wtedy podatność na racjonalne argumenty dowodzące słuszności odmiennych koncepcji jest ograniczona. To ciekawe, jak silnie wyznawane dogmaty mogą wpływać na kontynuowanie błędnej opcji polityki. Przykładów przytoczyć można by wiele. I tak nadal wielu tkwi w błędnym przekonaniu, że najlepszym sposobem na poprawę ogólnej sytuacji gospodarczej w krajach posocjalistycznych jest szybka prywatyzacja, choć niejednokrotnie w obliczu braku dostatecznej ilości rodzimego kapitału oznacza to zbyt tanią wyprzedaż aktywów czy też darmową i przy okazji marnotrawną ich dystrybucję. A przecież rzecz w poprawie mikroekonomicznej efektywności poprzez lepsze zarządzanie majątkiem. Prywatyzować trzeba, ale nie na tempo, tylko na korzyść własnej gospodarki, co obecnie jest tezą dość powszechnie podzielaną, zwłaszcza na tle doświadczeń z prywatyzacjami
Tagi:
Grzegorz W. Kołodko