Trzeba powoli przywracać prawdziwą historię i skomplikowane polskie losy Prof. Ludwik Stomma – antropolog kultury, pisarz, publicysta. Zanim w 1981 r. wyemigrował do Francji, gdzie w 1983 r. został profesorem Sorbony, był wykładowcą na UW, UJ i KUL, pracował również w Instytucie Sztuki PAN. Jest autorem kilkunastu książek naukowych. Zastanawiał się pan, kiedy została stworzona współczesna Polska, z jej obecną strukturą społeczną? – Zmiana struktury społecznej nastąpiła w Polsce w okresie stalinowskim, kiedy chłopi szli do miast, do przemysłu. Wytworzyła się wtedy, mówiąc słowami podręcznikowymi, masowa klasa robotnicza, przed wojną ona była marginalna. Ta klasa bardzo powoli dojrzewała. Na początku było tak jak w poemacie Ważyka – rasa nieczłowiecza pędzona do przemysłu… A potem zaczęło to normalnieć. Ci ludzie powoli zaczęli wchodzić w obieg kultury narodowej. Tym bardziej że ówczesna władza, ta najgorsza władza, o to dbała. Nastąpiła likwidacja analfabetyzmu, otwarty został szeroko dostęp do literatury polskiej, klasyka drukowana była masowo, można to było kupić za grosze. Tyle że ta nowa klasa wcale nie tak chętnie była przyjmowana przez dawną Polskę szlachecko-inteligencką. Mieszkałem w Krakowie, gdzie ludzie żyli w absolutnym przekonaniu, że Nowa Huta jest budowana nie po to, żeby służyć rozwojowi przemysłu, ale żeby zabić i splugawić to piękne miasto. Ten inteligencki Kraków. – Tak! A nikt nie przewidział, że ta nowa klasa robotnicza z Nowej Huty będzie potem się wzorować na tych strasznych mieszczanach, a nie na sekretarzach POP. W sumie mamy więc do czynienia z normalnieniem sytuacji? – Tyle że to rozbicie, to pęknięcie trwa. Ludność, która przyszła do miast, była ludnością bez historii. Natomiast ci straszni mieszczanie mają swoje korzenie, swoją przeszłość, swoje drzewa genealogiczne. Tego ci ludzie z Nowej Huty, chłoporobotnicy, nie mają. A chcieliby mieć? – Mamy erupcję tych marzeń. W związku z czym bardzo łatwo jest im włożyć jakąś historię. I władza to robi. Ta obecna? – Wraz ze zmianą ustrojową od roku 1989 władzę objęła całkowicie stara inteligencja. I to w wydaniu, niestety, krakówka, warszawki… Ludzie, których blisko znałem. Którzy chłopa widzieli na wakacjach, a robotnika to może w stoczni, w roku 1980. Żeby oni znali sytuację bytową robotników, przyjezdnych ze wsi, żeby widzieli tę próżnię, jeśli chodzi o ich przeszłość! Tymczasem niczego nie widzieli. Ta władza to byli ludzie, którzy dla warstw z ludu byli krystalicznym przykładem tego, co je kiedyś odrzucało. Przecież pan mówił, że gdy to wszystko się pomieszało, to znormalniało. – Znormalniało w następnym pokoleniu, ale odruchy antyinteligenckie pozostały. Jasne, to nie Szela, ale coś z tego dźwięczało. W roku 1989 dyskutowaną kandydaturą na premiera był Bronisław Geremek. Bardzo go ceniłem, lubiłem, ale z punktu widzenia tych, którzy mieszkali gdzieś na prowincji, to był profesor od średniowiecznej historii k… paryskich, palący fajkę, zamknięty, mówiący wyszukanym językiem, do tego pochodzenia żydowskiego, co dalej miało i ma dla nich znaczenie. Po prostu antyteza kogoś, kto byłby akceptowany przez tę warstwę, która stała się dominująca w Polsce. I to trwa. Platforma Obywatelska jest tego przedłużeniem. To nie są osoby z ludu, które lud rozumieją. A PiS rozumie? – PiS dotarło do tych grup, do rozgoryczonych. Z przekazem TKM. Bo na czym polega awans społeczny? Oczywiście i na wejściu do kultury narodowej, i na wzbogaceniu się, a także na uzyskaniu rangi, jak w wojsku. Ale przede wszystkim to kwestia poczucia korzyści i godności w społeczeństwie. No i w jakiś sposób Kaczyński im to zapewnia – tym, którym tego nie zapewniano dotychczas. Władcy od zawsze posługiwali się awansem społecznym jako sposobem na zdobywanie zwolenników, na rządzenie. Nobilitując, obdarzając dobrami… – W Rzeczypospolitej nie było tytułów szlacheckich, za to był podczaszy i różne absolutnie bzdurne tytularne funkcje, które dawały poczucie godności. W Rosji zrobiono to na wzór wojska. Były rangi urzędnicze. We Francji były tytuły arystokratyczne, wicehrabia, wicebaron… A dzisiaj? Przepraszam, dzisiaj dokładnie taką bzdurą jest np. udział w radach nadzorczych spółek skarbu państwa. Przecież to funkcja przeważnie niepotrzebna. Ale tworzy się to i komuś daje. Bo wszędzie władza dawała swoim, ta też daje swoim, więc to jest dla mnie tak jak z wielką rewolucją społeczną w okresie stalinowskim. Wtedy było przejście chłopów do miast, do przemysłu. Dzisiaj taką rewolucją społeczną jest schlebianie miasteczkom, tym na Podkarpaciu itd. Powoływanie ludzi stamtąd na stanowiska i pokazywanie: