Mogę sobie doskonale wyobrazić książki polityczno-historyczne, które za kilkadziesiąt lat lub później (jeśli Ziemia przetrwa) będą próbowały opisać epizod rządów Jarosława Kaczyńskiego, zwanych rządami Prawa i Sprawiedliwości (dla jeszcze większej niepoznaki występującego pod jakże dumnym szyldem Zjednoczonej Prawicy). To będzie praca godna mistrzów dekryptografii, tradycji łamania Enigmy i innych legendarnych wysiłków odszyfrowywania tajnych zapisów. Nie zazdroszczę. By zrozumieć rządy ekipy, która zamierza rejestrować wszystkie ciąże wszystkich kobiet na wszystkich etapach rozwoju (lub nierozwoju) płodu, a równocześnie nie reaguje na wzbierającą falę zarażeń covidowych, przynoszących setki zgonów dziennie – albo potrzeba geniusza, albo wytłumaczenie jest trywialne. Wszystko dla utrzymania władzy i poparcia. Najdoskonalszą ilustracją tej drugiej hipotezy jest lektura „wyciekniętych” (podobno) mejli ministra Dworczyka, z których wyłania się obraz nieustannego, królującego zawsze i wszędzie marketingu politycznego jako jedynego realnego sposobu rozumienia i sprawowania władzy. Cała para idzie w Polskę rozumianą jako produkt marketingowy brutto. Realne przegrywa z reklamowalnym, rzeczywiste z wyobrażonym, konkretne z wydumanym pod wolę prezesa. Polska staje się bardziej projektem marketingowym niż istniejącym faktycznie, zmieniającym się, nowoczesnym, XXI-wiecznym państwem z najbogatszego i najbezpieczniejszego regionu świata. Gdyby nie absurdalność takiego skojarzenia, można by powiedzieć, że widać tu odpryski zamysłu Marka Zuckerberga, twórcy i właściciela Facebooka, który właśnie przetwarza go w Metę (przypominam tylko, że w języku polskim jest to słowo oznaczające slangowo narkotyk – amfetaminę czy metaamfetaminę), czyli równoległy świat wirtualny, w którym wszystko jest ułudą – oprócz płatności. To będzie XXI-wieczna Republika Cyfrowa, dzieło speców od IT, zaawansowanych grafik wielowymiarowych. Podobnie jak w przypadku narkotyków najtrudniejszym doświadczeniem będzie powrót do zwykłego życia. Lądowanie. Moment lądowania (utraty władzy?) można odsuwać od siebie, przyjmując kolejne dawki. I tak można interpretować wiele decyzji rządzących, które idą całkowicie w poprzek galopującej zmiany świadomości polskiego społeczeństwa. W momencie gdy badania opinii publicznej pokazują prawie 80-procentowe wsparcie dla projektów systemowych rozwiązań proaborcyjnych, pojawia się pomysł centralnego rejestru ciąż. Nie jest tajemnicą intencja pomysłodawców. To nie chęć pomocy ciężarnym. Chodzi o pełną kontrolę nad życiem kobiet, monitorowanie każdego przypadku, by do kobiety po poronieniu (podejrzenie aborcji!) można było wysłać prokuratora. Czy to kurs władzy na zderzenie ze ścianą? Można żywić takie przekonanie, pamiętając o protestach z jesieni 2020 r., o Strajku Kobiet. Ale może to szaleństwo musi przybrać postać realnego paragrafu ustawy, głosowania w Sejmie? W tym samym czasie tzw. Trybunał Julii Przyłębskiej (TJP), działający w modelu fordowskiej, zautomatyzowanej fabryki utylizującej każdy przepis prawa, który tej władzy wadzi, uznał za sprzeczne z polską konstytucją przepisy Europejskiej konwencji praw człowieka. Konkretnie chodzi o prawo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC) do oceny legalności wyboru sędziów TK. Równocześnie TJP uznał, że nie jest sądem w rozumieniu tego przepisu, a co za tym idzie – jest wyłączony spod badania przez ETPC. Czym jest zatem, jeśli nie sądem? Kim są te dziwne postacie w sędziowskich togach, które spotykają się na widowiskach do złudzenia przypominających rozprawy sądowe, czym są te deklaracje wygłaszane w mediach rządowych, których brzmienie ma charakter wyroków? Nie wiadomo. Ale przecież „zwykły człowiek” w Polsce już dawno nie zaprząta sobie tym trybunałem głowy – bo to prawnicze sudoku, które wymyka się z możliwości ogarnięcia rozumem. Trochę z innej beczki przywołam anegdotę z Grecji, gdzie grupa radykalnych antyszczepionkowców (przymuszona działaniami rządu reagującego na kolejną falę zachorowań na covid) uznała, że dla świętego spokoju i możliwości funkcjonowania musi zdobyć tzw. paszporty covidowe, czyli zaszczepić się bez szczepienia. Oferowali lekarzom łapówki w wysokości ok. 400 euro, oczekując wstrzyknięcia soli fizjologicznej zamiast szczepionki. Greccy lekarze łapówki pobierali i równocześnie wstrzykiwali antyszczepionkowcom prawdziwe szczepionki na covid. Co ma piernik do wiatraka, a szczepionka do Trybunału Julii Przyłębskiej? Bezpośrednio nic. Jednak są patologie, które można obserwować z sympatią, oraz takie jak te polskie wygibasy, które uśmiechu na twarzy nie wywołują. Jeno grymas. Może rzeczywiście Polska Kaczyńskiego, Morawieckiego, Dudy et consortes jest sprzeczna nie tylko z konstytucją, ale i z rozumem, rozsądkiem, z tym, co jest. Leibniz, geniusz matematyki, fizyki,
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety