To zdanie, zawsze prawdziwe, jest tytułem wydanej niedawno książki Radosława Sikorskiego. Ma ona jeszcze podtytuł: „Kulisy polskiej dyplomacji”. Brzmi ciekawie. Gen. Wieniawa, który do dyplomacji trafił z kawalerii, powiedział kiedyś, że to dwa różne światy. W kawalerii można robić różne głupstwa, ale nigdy świństw, w dyplomacji przeciwnie: same świństwa, ale nigdy głupstw. Pisząc tę książkę i wydając ją, Radosław Sikorski wykazał, że Wieniawa nie miał racji. Udowodnił, że w przeciwieństwie do Wieniawy on potrafi równocześnie robić głupstwa i świństwa. Naprawdę to mu się udaje! Mniejsza o megalomanię autora. Każdemu wolno. To nawet dla czytelnika może być zabawne. Czyż nie fascynujący jest taki fragment: „Na co dzień moim partnerem byli naturalnie sekretarze stanu USA: Condoleezza Rice, Hillary Clinton i John Kerry. Najdłużej i najbliżej współpracowałem z Hillary Clinton”? Później się dowiadujemy, jak to Radosław opowiedział Hillary dowcip, który bardzo miał ją rozbawić. Ma to, zdaje się, zademonstrować, w jak poufałych stosunkach pozostawali. Warto ten dowcip przytoczyć: „Clintonowie urwali się ochronie i spędzili weekend, jeżdżąc samochodem po Arkansas, jak za starych czasów. Podjeżdżają pod stację benzynową, której właścicielem okazuje się chłopak Hillary jeszcze z czasów szkolnych. Po wymianie serdeczności odjeżdżają i Bill mówi do Hillary: Widzisz, jakbyś wyszła za niego, zostałabyś współwłaścicielką stacji benzynowej. – Nie, Bill – odpowiedziała Hillary. – Gdybym za niego wyszła, on zostałby prezydentem Stanów Zjednoczonych”. Faktycznie dobry dowcip. Czy jednak Radosławowi Sikorskiemu nie przyszło do głowy, że ten sam dowcip w wersji polskiej byłby równie dobry, tyle że w miejsce Hillary Clinton trzeba by wstawić Anne Applebaum? Dla ścisłości – w 2014 r. ukazała się książka Hillary Clinton „Hard choices”. Bardzo ciekawa. Nawet o 200 stron obszerniejsza od książki Sikorskiego. Radosław Sikorski jest w niej wspomniany dwa razy. Raz przy okazji jakiejś rozmowy telefonicznej i raz w kontekście wizyty w Warszawie. Rozmowa telefoniczna dotyczyła jakiejś utopijnej idei gazociągu znad Morza Kaspijskiego przez Turcję i Bałkany. Druga, lakoniczna wzmianka dotyczy wizyty Hillary Clinton w Polsce w lipcu 2010 r. Dość niewiele napisała o polskim przyjacielu, z którym miała współpracować – wedle jego słów – najdłużej i najbliżej. Tyle samo uwagi poświęciła… żonie obalonego prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka. Dla porównania Putin wspomniany jest kilkadziesiąt razy, podobnie jak „Bibi” (tak zdrobniale o nim pisze!) Netanjahu, minister Ławrow kilkanaście razy, podobnie Angela Merkel, Hamid Karzaj czy inni współcześni politycy. Zapomniała o polskim przyjacielu i partnerze? Niewdzięcznica! Gdyby nie książka Hillary Clinton, po lekturze dziełka Sikorskiego można by sądzić, że to on pociągał za sznurki światowej polityki, a Polska była w samym centrum polityki amerykańskiej. A nie była. Już tytuł rozdziału „Bliska zagranica”, w którym Sikorski opisuje m.in. stosunki z Litwą, świadczy o kiepskim wyczuciu dyplomatycznym autora. Termin „bliska zagranica”, znany z polityki i dyplomacji rosyjskiej, dla nas był zawsze w najwyższym stopniu drażniący i niepokojący. Nie przyszło Sikorskiemu do głowy, że podobne uczucia w stosunku do Polski może on wzbudzać na Litwie? W stosunkach polsko-litewskich Sikorski zepsuł wszystko, co można było zepsuć. W książce wspomina współpracę z kolejnymi ministrami spraw zagranicznych Litwy. Najmilej, jak twierdzi, współpracowało mu się z ministrem Linasem Linkevičiusem. Ten ostatni jednak „jak jego poprzednicy, nie dotrzymał ani jednej obietnicy w kwestii mniejszości polskiej”. Na czym polega krzywda Polaków na Litwie, czytelnik jednak się nie dowie z tej książki. Zdaniem autora Litwini w czymś tę mniejszość dyskryminują, w czymś nie wywiązują się z zobowiązań wobec niej. W czym jednak? Nieco dalej autor pisze, że „sytuacja Polaków na Litwie jest najlepsza w świecie. Litwini mają rację, że nigdzie na świecie nie ma takiej sieci szkół polskich, nigdzie na świecie poza Polską nie można uzyskać edukacji w języku polskim od przedszkola do studiów wyższych. No i mimo majstrowania przy ordynacji wyborczej – Litwa nie ogranicza Polakom praw politycznych. Polskie partie współtworzą rządy, a niemal regułą stało się, że rządzą stolicą. Gdyby we wszystkich krajach zamieszkania polska diaspora miała takie wpływy jak na Litwie, bylibyśmy potęgą”. No to o co jeszcze chodzi? Chcemy jeszcze czegoś więcej, bo Litwa to nie niepodległe państwo,