Polska na beczce prochu

Polska na beczce prochu

Fot. Shutterstock

Miliony ludzi żyją na tykających bombach, które w każdej chwili mogą wybuchnąć. Na dnie Morza Bałtyckiego w pobliżu polskiego wybrzeża zatopionych jest kilkaset statków – pozostałości głównie po II wojnie światowej. Około stu wraków zalega tylko w Zatoce Gdańskiej, gdzie znajdują się największe porty i gdzie każdego dnia na plażach wypoczywają tysiące ludzi. Zatopione statki rdzewieją, a ich zbiorniki wypełnione paliwem w każdej chwili mogą się rozszczelnić, powodując katastrofę ekologiczną na niewyobrażalną skalę. Największe zagrożenie stanowi pięć wraków: statki ewakuacyjne Wilhelm Gustloff, Steuben i Goya, statek szpitalny Stuttgart i tankowiec Franken. Z pozostałości Stuttgartu, który leży na dnie Zatoki Puckiej, cieknie paliwo. Już w 2019 r. dr inż. Benedykt Hac z Instytutu Morskiego w Gdańsku alarmował, że paliwo z wraku rozlało się na powierzchni ok. 40 ha, a stężenie substancji toksycznych przekracza normy czystości 20-30 tys. razy. Sytuacja w zatoce jest dramatyczna. Rybacy i ekolodzy informują o martwych, chorych i zniekształconych rybach, martwych fokach, łabędziach, mewach i kaczkach. Kilka mniejszych wraków zalega w Zalewie Wiślanym, gdzie, jak wskazują eksperci, z uwagi na zamknięty ekosystem środowisko jest dużo bardziej wrażliwe na zanieczyszczenia niż na otwartym morzu, przez co nawet niewielka ilość paliwa z zatopionego statku może spowodować katastrofę ekologiczną. Gaz musztardowy. Bałtyk jest wielkim składowiskiem nie tylko paliwa, ale i zatopionej broni chemicznej. Szacuje się, że to ok. 50 tys. ton tzw. bojowych środków trujących, głównie gazu musztardowego (iperytu siarkowego) i nawet 500 tys. ton broni konwencjonalnej. Taka mieszanka materiałów niebezpiecznych sprawia, że polskie wody terytorialne są bombą z opóźnionym zapłonem. Nie wiadomo kiedy, ale na pewno wybuchnie. Szczególnie niebezpieczny jest gaz musztardowy, stanowiący zagrożenie nie tylko dla ludzi kąpiących się w morzu, ale i dla załóg kutrów rybackich i innych jednostek, pracowników portów oraz nurków wykonujących prace podwodne. Każdy kontakt z iperytem może spowodować skażenie części ludzkiego ciała, złowionych ryb, sieci i pokładu kutra – ujawnia się to dopiero po kilku godzinach. Gazem musztardowym (i innymi chemikaliami) skażone mogą być ryby, a brak kontroli weterynaryjnej nie daje pewności, że liczni amatorzy dorsza, flądry czy śledzia nie spożywają produktów rozpadu bojowych środków trujących. Zdarzały się przypadki poparzenia gazem musztardowym. W 1955 r. na plaży poszkodowanych zostało 120 dzieci z Żywca przebywających na koloniach w Darłówku. W 1966 r. poparzonych zostało czterech rybaków z Darłowa, w 1977 r. 12 rybaków z Darłowa, Kołobrzegu i Ustki, w 1979 r. czterech rybaków z Darłowa i Ustki, a w 1997 r. ośmiu rybaków z Władysławowa. Polskie służby nie są przygotowane do działania w sytuacjach kryzysowych, o czym świadczy ta ostatnia historia. W styczniu 1997 r. załoga kutra rybackiego wyłowiła z Bałtyku niemal sześciokilogramową bryłę iperytu. W pierwszej chwili rybacy byli przekonani, że trafili na bursztyn, gdy jednak okazało się, że znalezisko jest bezwartościowe, zawlekli je na ląd i wyrzucili na wysypisku śmieci. Czterech z ośmiu poparzonych rybaków zatrzymano w szpitalu, pozostałych po opatrzeniu wypisano do domów. O zdarzeniu poinformowano wszelkie możliwe służby: Państwową Wojewódzką Inspekcję Sanitarną w Gdańsku, Inspekcję Pracy w Gdańsku, Urząd Morski w Gdyni, Instytut Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni, Weterynaryjną Inspekcję Sanitarną w Pucku, Kapitanat Portu we Władysławowie, Straż Graniczną. Do wypadku doszło w piątek, a reakcja służb ujawniła brak jakiejkolwiek wiedzy w kwestii zasad postępowania w podobnych sytuacjach – niektórzy przyjmujący zgłoszenie radzili, żeby zaczekać do poniedziałku, bo było po godz. 15 i zbliżał się weekend. Dopiero po sześciu godzinach od zdarzenia do akcji przystąpili specjaliści z 55. Kompanii Chemicznej w Rozewiu. Według oficjalnej wersji wojskowi zdezynfekowali kuter i port, a na wysypisku zabezpieczyli iperyt i skażone śmieci. Odzież rybaków, zdemontowane z kutra wyposażenie oraz odpady z wysypiska zostały przewiezione do jednostki wojskowej, a następnie zakopane w rowie w pobliżu magazynu, niedaleko jednostki. Iperyt zamknięto w hermetycznej beczce. Co się z nią stało, nie wiedzą ani wojsko, ani służby cywilne odpowiedzialne za bezpieczeństwo i ochronę ludności (sic!). Jednym z żołnierzy, którzy brali udział w zakopywaniu skażonych śmieci, był Karol Piernicki. Według jego relacji wojskowi nie mieli odzieży ochronnej. Kilka miesięcy po „unieszkodliwianiu” skażonych przedmiotów u Piernickiego wykryto sarkoidozę płuc. Mężczyzna został

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2024, 27/2024

Kategorie: Kraj