Polska to nie Ambergoldland – rozmowa z prof. Wojciechem Łukowskim

Polska to nie Ambergoldland – rozmowa z prof. Wojciechem Łukowskim

Prawicy nie uda się rozkręcić nowej afery Rywina Prof. Wojciech Łukowski – socjolog polityki, pracownik Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego i Wydziału Historyczno- -Socjologicznego Uniwersytetu w Białymstoku Rozmawia Krzysztof Pilawski Przed rozmową z panem kopałem dość głęboko, by dotrzeć do korzeni afery Amber Gold. Dokopałem się do słów: „O nierządne królestwo i zginienia bliskie, / Gdzie ani prawa ważą, ani sprawiedliwość / Ma miejsca, ale wszytko złotem kupić trzeba! / Jeden to marnotrawca umiał spraktykować”. Czy Jan z Czarnolasu miał na myśli Marcina P.? – Gdybyśmy tak daleko sięgali w przeszłość i cytowali fragmenty wszystkich rozpraw o naprawie Rzeczypospolitej, dopasowując je do obecnej sytuacji, musielibyśmy podejść do afery Amber Gold fatalistycznie. Tak było, jest i będzie, nie ma szans na zmianę sytuacji, a każda próba budowy przejrzystego państwa i społeczeństwa obywatelskiego musi się skończyć w Polsce porażką, bo wciąż wygrywają chciwość, klientelizm, niejawne powiązania. To jednak byłoby duże uproszczenie. Syndrom postkolonialny Politycy prawicy twierdzą, że Polska nierządem stoi, państwo nie działa, wydając obywateli na łup hochsztaplerom. – Polecam im poruszającą książkę Petera Sloterdijka „Gniew i czas”, która ukazała się także w języku polskim. Autor posługuje się m.in. przykładami z Albanii i Rumunii, gdzie piramidy finansowe działały na skalę nieporównywalną z Amber Gold. W Albanii doprowadziły one do wybuchu krwawego buntu, nazywanego rewolucją piramidową. W Polsce – sądząc po przekazie medialnym – na aferę Amber Gold gwałtowniej reagują politycy niż ludzie, którzy utopili w piramidzie Marcina P. własne pieniądze. System finansowy w naszym kraju uszczelnia się, coraz trudniej się przebić z podobną ofertą. Spójrzmy na ostatnie dwadzieścia kilka lat. Przecież nie da się zaprzeczyć, że w Polsce i w nas samych dokonały się wielkie zmiany – jesteśmy dojrzalsi, bardziej odpowiedzialni. Mimo to w obliczu takich patologicznych zdarzeń próbuje się nas przekonać, że stoimy na progu rozpadu państwa, katastrofy. Oglądając dramatyczne wystąpienia Zbigniewa Ziobry, przypomniałem sobie słowa z wiersza Jarosława Rymkiewicza ze stanu wojennego: „Kiedy się obudziłem / Polski już nie było”. – W skrajnych wypowiedziach polityków prawicy dostrzegam wyraźny syndrom postkolonialny. Polska nie jest państwem postkolonialnym, jednak na ponad sto lat straciła niepodległość, a przed zaborami i w okresie PRL – do pewnego stopnia suwerenność. Część prawicy – m.in. Prawo i Sprawiedliwość, Solidarna Polska – traktuje wciąż Rosję i Niemcy jako państwa, które chcą Polskę skolonizować i zlikwidować jako twór zbędny. Dlatego na prawicy tak wiele mówi się wciąż o niepodległości i straszy popadaniem w zależność od odwiecznych wrogów – potężnych sąsiadów. I znów pobrzmiewa mi napisany po katastrofie smoleńskiej wiersz Rymkiewicza: „Dwie Polski – ta o której wiedzieli prorocy / I ta którą w objęcia bierze car północy”. – Politycy prawicowi nadal powątpiewają, że Polska jest wolnym i niepodległym państwem. Opisują ją poprzez wewnętrzny rozkład, który ma potwierdzać afera Amber Gold, oraz zewnętrzne zagrożenie, którym – jak niedawno przekonywali – były nawet wizyta patriarchy Cyryla I i podpisane historyczne przesłanie do narodów Polski i Rosji. Świeży powiew, jakim był ten dokument, zaginął w smrodzie oskarżeń i podejrzliwości wobec intencji patriarchy Moskwy. Prawica dąży do autarkizacji Polski, nie wyobraża sobie, że silną pozycję kraju można budować poprzez pozytywne relacje z sąsiadami. Odczytuje je – w tym właśnie tkwi ten syndrom postkolonialny – jako nową formę wasalizacji i ubezwłasnowolnienia. Dokopać Polsce Uznanie, że Polska jest narażona na wasalizację, niejako wymusza podważanie sprawności państwa, uzasadnia śpiewanie „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”. Projektowana sejmowa komisja śledcza do zbadania afery Amber Gold ma obnażyć słabość państwa. – Sprawę Amber Gold powinny załatwić powołane do tego organa i służby, a nie politycy. Na ich miejscu czułbym się zawstydzony, że ta afera wynikła w państwie, które budują od ponad 20 lat. To nie jest porażka jedynie Platformy Obywatelskiej, lecz wszystkich sił politycznych. Powinny one stanąć przed komisją nie jako oskarżyciele, lecz oskarżeni. Biczowanie, atakowanie państwa polskiego przez komisję byłoby brakiem patriotyzmu, brakiem miłości do Polski. 10 lat temu Zbigniew Ziobro nazwał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 35/2012

Kategorie: Wywiady