Obywatelstwo francuskie daje reżyserowi poczucie bezpieczeństwa, a polskie nie, bo Polaka można wydać Amerykanom, gdy jest to „właściwe i możliwe” Ostatni raz Roman Polański był w Krakowie pod koniec sierpnia tego roku. Każdy pobyt taki sam – niezapowiedziany, nocleg w wynajętym mieszkaniu, kilku ochroniarzy, bez kontaktu z dziennikarzami – pełna konspiracja. Podobno kupił mieszkanie w pobliżu Wawelu, lecz nikt nie chce tego oficjalnie potwierdzić. Wiadomo tylko, że po wielu latach, gdy przekroczył osiemdziesiątkę, poczuł tęsknotę za Krakowem, miastem swojej młodości. Pod Wawelem chciałby zrealizować film o Dreyfusie, francuskim oficerze żydowskiego pochodzenia, który został skazany na długoletnie więzienie za szpiegostwo na podstawie sfabrykowanych oskarżeń. O filmie tym Polański myśli już od ośmiu lat. Ma teraz gotowy scenariusz Roberta Harrisa. Nie chce pokazywać biografii Dreyfusa; zamierza przedstawić świat, w którym poluje się na czarownice, działają tajne trybunały, niekontrolowane agencje wywiadowcze, rządy tuszujące kłamstwa i manipulowani dziennikarze. To ma być thriller szpiegowski o niesprawiedliwościach naszych czasów. Polański ma też producenta Roberta Benmussę, z którym pracuje od „Pianisty”, czyli od 2002 r. Operatorem będzie Paweł Edelman, muzykę skomponuje Alexandre Desplat. Tę wielką produkcję, która ma kosztować 35 mln euro, wspiera Polski Instytut Sztuki Filmowej. Poza tym pod Krakowem znajduje się wytwórnia Alvernia Studios, która wyposażeniem dorównuje studiom amerykańskim. Jest tylko jeden problem – Polański nie dowierza polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Również Benmussa nie chce rozpocząć zdjęć, dopóki nie będzie miał całkowitej pewności, że Polańskiego w Polsce nie aresztują. Nawet krótkie zatrzymanie reżysera w areszcie ekstradycyjnym to milionowe straty dla producenta. Teoretycznie wszystko jest w porządku. Polański nie jest jednak całkowicie pewien swojego bezpieczeństwa, bo zna uległość polskich władz wobec USA i ma świadomość niejasności w polsko-amerykańskiej umowie ekstradycyjnej. Dlatego zaangażował dwóch krakowskich adwokatów, którzy mają mu pomóc w momencie ewentualnego zatrzymania. – Nie znam scenariusza tego filmu, ale wiem, że dla Romka będzie to film bardzo osobisty – mówi mi Leopold René Nowak, krakowski reżyser, scenarzysta i aktor, właściciel Oficyny Filmowej Galicja, jeden z najbliższych kolegów Polańskiego z czasów młodości. – Od dłuższego czasu mówi, że czuje się człowiekiem zaszczutym, jak Dreyfus czy Snowden. Przypuszczam też, że choć będzie to film o francuskim wymiarze sprawiedliwości, w podtekstach znajdzie się dużo o Ameryce. Polański nie byłby sobą, gdyby nie przyłożył Stanom Zjednoczonym, co widać we wszystkich ostatnio zrealizowanych filmach. A tęskni do Krakowa, bo to miasto ukształtowało jego wrażliwość twórczą. Pod Wawelem poznał wielu ciekawych ludzi ze świata sztuki i kultury. Im jest starszy, tym częściej pragnie odwiedzać miasto dzieciństwa i wspominać tamte czasy. Luki w pamięci Leopold René Nowak i Polański często kontaktują się telefonicznie, sam byłem świadkiem ich rozmowy. Renek, bo tak nazywa go Polański, jest współautorem dwóch książek o twórcy „Pianisty” i „Chinatown”, napisał o nim również wiele artykułów. Choć są przyjaciółmi, Nowak nie ukrywa, że w tym, co Polański opowiada o dzieciństwie, nie wszystko jest prawdą. – Romek to mistrz autopromocji – mówi. – Coś wymyśli i potem w to wierzy. Niedawno przesłano mi do zaopiniowania powstały w Polsce scenariusz filmu o Polańskim oparty na wspomnieniach reżysera. Napisałem, że połowa tego to nieprawda. Fikcyjne rzeczy są we wszystkich książkach o Polańskim i w filmach biograficznych, w których zresztą często on sam o sobie opowiada. – Czy widział pan dwuodcinkowy dokument polsko-niemiecki „Druga wojna światowa”, pokazany w TVP na początku września, w którym Polański mówi o pobycie w getcie? – pytam. – Znam ten film. Co taki dziewięcioletni chłopak mógł zapamiętać? Powtarza to, o czym inni opowiadali. Kto uwierzy, że pilnujący getta strażnik zlitował się nad Romkiem i go wypuścił? Z getta wychodziło się tylko za pieniądze. Ojciec Romka przekazał mi jeden z dwóch egzemplarzy swoich wspomnień i tam jest o pieniądzach, jakie musiał zapłacić za wyprowadzenie syna poza getto. Choć to mało ważne szczegóły, niemające większego znaczenia, nie można przemilczać, że za ratowanie Żydów pieniądze brali Niemcy, Żydzi i Polacy. Kto nie miał pieniędzy czy złota, miał małe szanse przeżycia. Leopold René Nowak przyznaje, że choć Ryszard Polański, ojciec Romana, powiedział mu, komu musiał zapłacić, nie chce o tym mówić, bo najważniejsze,
Tagi:
Leszek Konarski