PiS konsekwentnie, krok po kroku, nie licząc się z konstytucją ani ze standardami europejskimi, realizuje swoją archaiczną wizję państwa autorytarnego. Poprzez populizm skutecznie administruje społecznymi frustracjami i fobiami. Tam, gdzie ewidentnie narusza reguły państwa prawa, chętnie odwołuje się do „woli suwerena”, który w jesiennych wyborach postawił na PiS i jego program. Już w takim postawieniu sprawy są dwa nadużycia. Po pierwsze, PiS w wyborach uzyskało poparcie dające większość w Sejmie i pozwalające na stworzenie rządu. Nie uzyskało poparcia pozwalającego na zmianę konstytucji. Jeśli więc z wyniku wyborów odczytywać ową „wolę suwerena”, to w wyborach pozwolił on PiS rządzić w ramach zakreślonych konstytucją. Po drugie, większość przedsięwzięć, które PiS teraz realizuje, nie była ujawniana w programie wyborczym. Owszem, PiS obiecywało Polakom „500+”, ale czy obiecywało, że sparaliżuje Trybunał Konstytucyjny? Czy obiecywało, że ograniczy obrót ziemią, czy zapowiadało zwiększenie uprawnień służb policyjnych i specjalnych, a tym samym ograniczenie praw i wolności obywatelskich, czy zapowiadało zamach na niezawisłość sądów? Czy obiecywało, że zawłaszczy media publiczne? Albo czy zapowiadało, że na nowo napisze historię współczesną? Obiecywało, że wśród ministrów znajdą się oczywiści idioci albo ludzie o zdecydowanie zaburzonej psychice? Przeciwnie, na czas kampanii byli oni głęboko ukryci, a pani premier w żywe oczy kłamała, kto będzie, a kto na pewno nie będzie ministrem. Trzydziestoparoprocentowe poparcie w wyborach do Sejmu to nie carte blanche na wszystko na najbliższe cztery lata. Nie mając większości konstytucyjnej i nie mogąc zmienić konstytucji, tworząc swoje prawa, PiS konstytucją się nie przejmuje. Łamie ją na każdym kroku. Robi to skutecznie i bezkarnie, ponieważ Trybunał Konstytucyjny jest sparaliżowany. Dlatego nie ma co się łudzić. W sprawie Trybunału Konstytucyjnego PiS nie pójdzie na żadne ustępstwa, a czas pracuje na jego korzyść. W tej kadencji Sejmu kończy się kadencja kolejnych sędziów Trybunału, a ich miejsca będą zajmować nominaci PiS. Prawnicy o poziomie intelektualnym i moralnym sędziego Pszczółkowskiego. Tym sposobem sprawa rozwiąże się sama i to po myśli PiS. Taki styl sprawowania władzy gawiedzi się podoba. W „obronie prostego człowieka” PiS przyłoży to sądom, to komornikom, to adwokatom, to znów bankierom, zagranicznym kapitalistom czy brukselskim biurokratom. A wszystko podlewane jest hurrapatriotycznym sosem. Światlejsza część społeczeństwa protestuje, organizuje się w Komitet Obrony Demokracji, chodzi na jego manifestacje. Demonstruje obywatelski sprzeciw. Ale obywatelski sprzeciw, nawet ujęty w organizacyjne ramy KOD, nie zastąpi opozycji. A tak naprawdę PiS nie ma politycznej opozycji. Wśród wewnętrznych waśni Platforma wciąż liże rany po przegranych wyborach. Zamiast pokazywać program konkurencyjny do tego, który realizuje PiS, ogranicza się do narzekania. Zamiast pokazywać nowe twarze (jest ich w Platformie trochę: Trzaskowski, Budka), pokazuje na billboardach nowe zęby Schetyny. Nowoczesna, owszem, zarówno Petru, jak i kilka inteligentnych pań niezwykle ożywiają scenę polityczną, ale wpływy mają ograniczone. Tak w Sejmie, gdzie mają klub zbyt mały, by cokolwiek skutecznie zrobić, jak i w społeczeństwie. Partia liberalna, zdroworozsądkowa, nowoczesna, nie tylko z nazwy, tłumów nie porwie. A żeby wygrać z PiS, trzeba właśnie temu tłumowi mieć coś do zaoferowania. Coś bardziej namacalnego, konkretnego niż nie bardzo zrozumiała idea „państwa prawa”, „demokracji liberalnej” czy „europejskości”. Kiedyś do tłumu umiała przemawiać lewica, ale to było bardzo dawno. W dodatku Platforma jest zazdrosna o powodzenie Nowoczesnej. Nowoczesna swoją tożsamość buduje w opozycji do Platformy, a obie partie zwracają się w gruncie rzeczy do tego samego elektoratu. Tego zamożniejszego i lepiej wykształconego, mieszkającego raczej w dużych miastach. Efekt jest taki, że każda z tych partii ma zaledwie kilkunastoprocentowe poparcie. Lewica nadal w rozsypce i nic nie wskazuje na to, by do najbliższych wyborów udało się jej pozbierać i zjednoczyć. Na razie jej resztki (SLD) lub świeżo wzeszłe kiełki (Razem) konkurują znacznie poniżej progu wyborczego z KORWiN, partią Janusza Korwin-Mikkego (którego już przed laty Adam Strzembosz nazywał pieszczotliwie „wariatuńciem”) i innym politycznym planktonem. Marsze KOD pokazują jedynie, że jest obywatelski sprzeciw wobec polityki PiS, a zatem jest zapotrzebowanie na polityczną alternatywę. Tę alternatywę powinny przedstawić partie polityczne. Jak dotąd tego nie zrobiły. Może po prostu nie są w stanie? Sytuację komplikuje stan słabnącej Unii Europejskiej. Właśnie nasz główny – według ministra
Tagi:
Jan Widacki