Anna Radziwiłł, b. minister, doradca min. Mirosława Handkego Oczywiście, polska szkoła jest zróżnicowana. Każda ma swoją osobowość. Część szkół zaczęła własne twórcze działanie, by sensowniej edukować, prowadzić edukację wychowującą. Dla wszystkich to nie rok reformy, ale pierwszy rok wieloletniego reformowania. Zastanawiam się, czy za rok będzie ta część trochę większa, większa niż rok temu. Reforma dała wielu społecznościom szkolnym impuls do reformowania. Oczywiście, żadna reforma edukacji nie daje po roku przełomu, bo nie da się takiego przełomu wprowadzić. W szkole tworzy się życie, a tego dekretem się nie załatwi. Stworzono na razie ramy dla twórczych poszukiwań, reforma nauczyła twórczego poszukiwania przez nauczycieli sensowniejszych metod, dostarczyła narzędzi. Nie miała na celu tworzenia elit, ale dania narzędzi i motywacji, które sprzyjałyby dobrej pracy nauczycieli. Izabella Sierakowska, posłanka SLD Jest dziwna ta szkoła. Niby wymyślona przez min. Handkego – szkoła jego marzeń, idealna, która stawia sobie przeogromne zadania i je wykonuje. Ja natomiast twierdzę, że jest bezduszna i zimna, bo zapomniało się w niej o dziecku. Bezduszność ta jest spowodowana tym, że polityka weszła dosłowienie wszędzie. O dziecku można jeszcze porozmawiać w szkole podstawowej, gdzie są normalni nauczyciele z powołania, którzy swój zawód rozumieją, poświęcają mu dużo czasu i mają efekty wychowawcze. Ale już w gimnazjach nie mogę do dyrekcji ani do rady pedagogicznej trafić z kilkoma problemami; tam nominacje są w 90% polityczne i jako poseł SLD nie mam żadnych szans na załatwienie sprawy dziecka. O dziecku i o nauczycielu zapomniano w pogoni za strukturami. Szkoła powinna zapewnić równość w edukacji, ale stała się nierówna i upolityczniona. Nauczyciele boją się o pracę, dzięki temu władza oświatowa, a czasem i proboszcz, dyktują warunki. Na polu walki pozostaje skrzywdzony, dobry nauczyciel i niezaradne, biedne dziecko. Wyrzuca się dobrego nauczyciela, chroni działacza. To są moje refleksje praktycznie z jednego dyżuru poselskiego. Prof. Henryk Samsonowicz, b. minister edukacji narodowej Reforma jest niezbędna. Można, oczywiście, oceniać, czy w tym momencie jest dobrze realizowana, ale najpierw musi się rozkręcić. Nie wierzę, by udało się to zrobić bez niedoróbek, bez improwizacji, potknięć itd., bo nigdzie na świecie nie ma dobrego punktu zerowego przy takim przedsięwzięciu. Ważne, by udało się zrobić to, co się zamierza w interesie wszystkich dzieci, nauczycieli, rodziców i całego naszego społeczeństwa. Najpierw jednak trzeba było ruszyć z reformą. To jest niezbędne, bo inaczej nigdy z tego, co jest, nie wyjdziemy. Wojciech Starzyński, prezes Społecznego Towarzystwa Oświatowego Powoli staje się szkołą inną, tzn., po pierwsze, bardzo dobrze, iż dokonano podziału na trzy segmenty, na szkołę podstawową, gimnazjum i liceum. Już teraz gimnazja wywołują duże zainteresowanie i akceptację społeczeństwa. Poza tym pojawia się coraz więcej bardzo interesujących programów i podręczników. Nauczyciele interesują się tym, co się dzieje w oświacie, chcą korzystać z programów autorskich. Są też zagrożenia. Ciągle brak jest odpowiednich funduszy na szkolnictwo, zahamowane zostało tempo podwyżek zagwarantowanych Kartą Nauczyciela, która proponowała zmiany szalenie korzystne, zwłaszcza dla dobrych nauczycieli, bo występują ciągłe problemy natury finansowej. Obserwujemy jednak powolne, ale systematyczne otwarcie szkoły i systemu oświaty na głos rodziców, a ich wpływ na decyzje w szkole może być konstruktywny, a nie dezorganizujący. Prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska dziekan Wydziału Pedagogicznego Wyższej Szkoły Społeczno-Ekonomicznej w Warszawie Obawiam się, że z powodu nadmiernego pośpiechu zaprzepaści się ideę uczynienia szkoły bardziej przyjazną. Zajmuję się naprawą dziecięcych losów i widzę, że źle się im wiedzie w szkole. Zmiany, które reforma przynosi, z punktu widzenia dziecka nie są korzystne. Badam programy i podręczniki i niepokój mój rośnie. Przewiduję krach zintegrowanego kształcenia, bo w programach jest siekanka, składanka wszystkiego po trochu, czyli uczy się tak, jak sobie dorośli wyobrażają, że dziecko widzi świat. Dostarczając malutkie porcje wiedzy z różnych dziedzin, nie dajemy dziecku praktycznie niczego, bo mała porcja jest za słaba cokolwiek zbudować w główce dziecięcej. Do tego potrzebna jest porcja doświadczenia i powtórzenia. Najłatwiej to wyjaśnić na zajęciach z matematyki. Jeśli się chce, by dziecko nauczyło się i zrozumiało zasadę, że suma jest niezależna od kolejności dodawanych składników, czyli 3+7 znaczy tyle
Tagi:
Bronisław Tumiłowicz