Mit „Solidarności”, kłamstwo katyńskie, PRL, trauma stanu wojennego, Niemcy, Rosjanie – gdzie jest prawda, a gdzie fałsz? Ze Stefanem Chwinem rozmawia Robert Walenciak – Kruszy pan mity ostatniego 20-lecia. O Europejskim Centrum „Solidarności” pisze pan, że jest to instytucja raczej krzepiąco-propagandowa, a nie centrum obiektywnej wiedzy historycznej. Że przedstawia historię Polski jako czas ciągłego buntu całego narodu, który własnoręcznie obalił komunizm. Że jest to dobrowolne kłamstwo narodowego mitu. O Katyniu pisze pan, że „kłamstwo katyńskie mają na sumieniu wszyscy Polacy, którzy zrobili maturę przed 1989”, a potem kończyli studia, robili karierę. „Bo ceną tych wszystkich sukcesów było milczenie o Katyniu”. I „nawet pewien patriotyczny polityk, który na Uniwersytecie Gdańskim za komuny zrobił doktorat z prawa, ma na sumieniu kłamstwo katyńskie… Bo gdyby w czasie swojego egzaminu doktorskiego powiedział głośno: „w Katyniu Polaków zabili sowieci”, nie dostałby żadnego doktoratu…”. Pokazuje pan, jak kłamiemy, gdy mówimy o naszej historii, tej bliższej i dalszej. – Ja o tym wszystkim piszę bez satysfakcji, raczej z pewnym bólem i niepokojem. Również dlatego, że część z tych mitów podzielam. Bez nich nie da się żyć. – Bez upiększających mitów? – Wszyscy sobie poprawiamy samopoczucie, żeby jakoś żyć. Więc ja nie występuję jako ktoś, kto sobie z tymi mitami poradził, na zasadzie: ja jestem ponad tym wszystkim. Nie. Bo te mity to jest jednak tkanka życia, dzięki której jakoś się psychicznie trzymamy. LEGIONIŚCI NASZYCH CZASÓW – Więc w jakiej roli pan występuje? – Niepokoją mnie mity ostatniego 20-lecia, gdyż budują fałszywy obraz nas samych. Łatwo wtedy o błędy. Jestem przeciwny uproszczonej wizji naszej historii, która mówi, że „Solidarność” w 1989 r. przycisnęła do muru partię komunistyczną i rozbiła komunizm w pył. Owszem, „Solidarność” odegrała ważną rolę w 1981 r., ale my chętnie zapominamy, że zmiana władzy w Polsce w roku 1989 była konsekwencją porozumienia między Zachodem a reformującą się Rosją Gorbaczowa. Gdyby do tego porozumienia między mocarstwami nie doszło, sprawy mogłyby wyglądać zupełnie inaczej. Przecież cała nasza powojenna historia rozgrywała się na tle zderzenia dwóch potężnych bloków. Ale taki punkt widzenia jest dzisiaj raczej u nas niedobrze przyjmowany. W tej chwili narracja, która dominuje w Polsce, wyolbrzymia nasze możliwości. Druga sprawa – niepokoi mnie, że mit „Solidarności” jest wykorzystywany do legitymizacji prawa do władzy. – To łączy PO z PiS. I jedni, i drudzy mówią: my obaliliśmy komunizm, my byliśmy niezłomni, my cierpieliśmy, Bóg jest bliżej nas niż innych, więc jedynie my mamy prawo rządzić tym krajem… – To trochę przypomina zachowanie legionistów Piłsudskiego, którzy podobnie uzasadniali swoje prawo do władzy. Mnie się to podoba umiarkowanie. Jeśli już muszą istnieć mity, to ja bym wolał, żeby one krzepiły duszę zwykłego człowieka. Natomiast jeśli się z nich robi narzędzie do walki o władzę… – Gdyby nie było mitu „Solidarności”, kto miałby prawo do władzy w Polsce? – W demokracji prawo do władzy mają ci, których wybiera większość. – Nie przeżyłby pan Giertycha i Leppera. – Ale okazało się na szczęście, że są to orientacje marginalne i efemeryczne. Choć owszem, podczas ostatnich wyborów mogliśmy się nie sprężyć, mogliśmy nie umieć się sprężyć, mogliśmy nie chcieć się sprężyć… Dwa lata temu wszystko było możliwe. W końcu Platforma już raz przegrała z PiS. – Sprężyliśmy się. – A ja miałem w tamtym czasie niedobre podejrzenie, że jednak Polska ma skłonność do wariactw, co mnie mocno martwiło. Tymczasem okazało się, że nie! Więc na szczęście jakiś barometr równowagi umysłowej u nas funkcjonuje. Proszę zwrócić uwagę, jak płynne okazało się nasze wejście do Europy. A ja obawiałem się, że i tu będą silne opory. Okazało się jednak, że także eurosceptycy to u nas mniejszość! POLSKIE MITOTWÓRSTWO – Polskie mitotwórstwo widać doskonale w naszym stosunku do PRL. Tej epoki nie przetrawiliśmy. Dziś oficjalna opowieść o PRL to przecież czysta mitologia. – Środowiska postsolidarnościowe konsekwentnie budowały i budują nadal wizję społeczeństwa walczącego. Od powstania kościuszkowskiego do roku 1989 nic nie robiliśmy, tylko walczyliśmy. Wizja ta przedstawia walczącą mniejszość Polaków jako „prawdziwy naród”. To przeczy mojemu doświadczeniu osobistemu, temu, co widziałem na własne oczy. – A co pan widział? – Pamiętam,
Tagi:
Robert Walenciak