Polska wigilia na eksport

Polska wigilia na eksport

Młode Polki promują nasz kraj za granicą. Urodą, talentami, kuchnią, ale też… tradycyjną wieczerzą wigilijną Katarzyna, Ewa i Karolina nie uległy czarowi zagranicznych świąt. Poznały bożonarodzeniowe zwyczaje krajów, do których wyemigrowały, ale pozostały wierne tradycjom wpojonym im przez mamy i babcie. Kasia we Francji musi mieć sianko pod wykrochmalonym, śnieżnobiałym obrusem i dodatkowe nakrycie na wigilijnym stole. Karolina zanosi rodzime specjały znajomym Irlandczykom do pracy, a Ewa złości się, że w Stanach nie może dostać „zjadliwego” karpia. Dzięki temu uporowi temperamentnych Polek nasze potrawy, kolędy i pasterkę co roku poznają mieszkańcy Paryża, Dublina, Chicago i wielu innych miast na świecie. 12 potraw w Paryżu Na początku grudnia Kasia Jaczyńska-Pontoizeau robi ostatnie zakupy gwiazdkowe w paryskich sklepach. Po francusku rozmawia ze sprzedawcami, po polsku ze swoją siostrą Żanettą, a po angielsku odbiera telefon z pracy. Nigdy nie miesza słów ani akcentów. Nienaganna elegancja wskazuje na Francuzkę, blond włosy i błękitne oczy zdradzają słowiańskie pochodzenie. Kasia jest Polką, która wyszła za Francuza i ma dwa obywatelstwa. Od 2001 r. mieszka w Paryżu, ale codziennie dzwoni do rodzinnego Chełma, gdzie zostały mama i babcia. – Pierwszy raz przyjechałam do Paryża w 1998 r., uczyć się języka i pracować. Nigdy nie planowałam tu zamieszkać – wspomina Kasia. – Francja uwiodła mnie dopiero w dniu, kiedy poznałam Stéphane’a. Wyszła za mąż sześć lat temu. W tym czasie skończyła drugi kierunek studiów w American University in Paris z dyplomem specjalisty do spraw stosunków międzynarodowych. Dzisiaj zajmuje się organizacją seminariów międzynarodowych w jednym z większych hoteli paryskich, hotelu Concorde. – Nie planuję powrotu do Polski – mówi Kasia. – Tu mam swoją miłość, życie, rozwijającą pracę, ulubione kafejki przy bulwarze Saint-Germain-des-Prés. Jednak cały czas gdzieś w głębi Kasia czuje tęsknotę za rodzinnym krajem. Tęsknota nasila się w grudniu. Stéphane widzi, że jego radosna żona robi się trochę nieobecna, dlatego nigdy nie protestował, gdy Kasia kupowała górę prezentów, płaciła za kosmiczny nadbagaż i zabierała go do Chełma. Po powrocie urządzała polską wigilię dla francuskiej rodziny i przyjaciół. Taką prawdziwą, babciną, z białym obrusem, 12 potrawami, dodatkowym nakryciem, prezentami pod choinką. – Szkoda tylko, że nie można dostrzec pierwszej gwiazdki na paryskim niebie, miasto jest za bardzo zanieczyszczone – mówi Kasia. Tym razem, z powodów zawodowych, państwo Pontoizeau spędzą święta w Paryżu. Kasi pęka serce, ale podkreśla, że wigilię przygotuje najlepiej, jak umie. Na kolację zaprosi teściów, siostrę męża i ukochaną 84-letnią ciocię Annette z zachodniej Francji. Jak co roku osobno przygotuje przyjęcie świąteczne dla znajomych. – Francuzi są zachwyceni polską kuchnią i ciekawi naszej tradycji. Wszystko im smakuje, a pierogi mogą jeść bez przerwy – mówi Kasia. – Do pracy zaniosę sernik w polewie czekoladowej z rodzynkami, rybę po grecku i oczywiście pieczone pierożki z kapustą i grzybami. Kasia boi się, że podczas tegorocznej wieczerzy trudno będzie się jej pogodzić z brakiem mamy i babci skupionych nad stołem. Nie będzie też skrzypienia śniegu pod butami podczas drogi na pasterkę. W Paryżu na świąteczny śnieg nie ma co liczyć. – Tutaj nie poświęca się tyle czasu na przygotowania do świąt, co w Polsce. Właśnie te długie starania wyróżniają nasz kraj na całym świecie i budują klimat, którego we Francji brakuje. Kasia świątecznego nastroju doszukuje się w pięknych dekoracjach, szeregach choinek ośnieżonych sztucznym puchem i milionach lampionów na Avenue des Champs-Elysées. Mieszkając w Paryżu, wszystkie przepisy i wspomnienia świąteczne spisała w grubym zeszycie. Dla swoich przyszłych dzieci, żeby je kultywowały i przekazały dalej. Myśli, że paradoksalnie, gdyby została w Polsce, coś mogłoby jej umknąć. A we Francji wszystkie święta z dzieciństwa jakby w niej żyły. – Nigdy nie zapomnę uczucia euforii i podniecenia, gdy mój dziadzio Teodor tuż przed kolacją wigilijną przynosił snop siana do domu ze słowami: „Przyszła kolęda, łapcie ją”. A kiedy dzieciom się nie udawało, mówił, że kolęda schowała się za obrazem i będzie z nami przez cały rok – wspomina Kasia. – Nie myślałam, że do dzisiaj będę pamiętała to uczucie i te słowa. Od kiedy wyjechałam z kraju, bardziej doceniam nasze tradycje. W Stanach mają kiepskie karpie To dopiero

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 51-52/2007

Kategorie: Obserwacje