Kaczyński awanturami niczego w Unii nie osiągnie Dr hab. Marek Grela – dyplomata, ekonomista, były wiceminister spraw zagranicznych. W latach 2002-2012 pracował w Brukseli jako ambasador RP przy Unii Europejskiej, a następnie jako dyrektor ds. stosunków transatlantyckich przy przedstawicielu unijnej dyplomacji Javierze Solanie. Obecnie współpracownik polskich i zagranicznych ośrodków studiów międzynarodowych, profesor uczelni Vistula. Po wyborach w Holandii w Europie powiało optymizmem. – Może raczej nadzieją. Spojrzałem na poranne wiadomości – euro się wzmocniło, giełda się poprawia… Ale czytając to, przypomniałem sobie, co było, gdy wygrał Trump. Następnego dnia dolar się wzmocnił, giełda też poszła w górę. Przestałem wiązać te dwie sprawy. Optymizm Europy wynika z tego, że populiści zostali zatrzymani. Można mówić, że karta się odwraca. – Dwa tygodnie przed wyborami niektóre sondaże pokazywały, że populiści Geerta Wildersa idą niemal łeb w łeb z partią premiera Marka Ruttego – największą w Holandii. Gdyby Wilders przeskoczył Ruttego, byłoby to wielką zachętą dla populistów, dla wrogów Unii, w całej Europie. Tymczasem partia premiera zdobyła 33 mandaty w 150-miejscowym parlamencie, a partia Wildersa – 20. Te 20 mandatów to ok. 14% holenderskiego elektoratu. Przy rekordowej frekwencji 81%. – Społeczeństwo zareagowało. Przeciwnicy Wildersa się zmobilizowali. To również dowodzi zdolności holenderskich partii politycznych do współdziałania w najważniejszej sprawie, czyli przeciwstawienia się populistom, namówienia swoich wyborców, by poszli głosować. Kalkulacja była oczywista – ludzie z reguły nie popierają ekstremistów, zwracają się ku nim, kiedy tradycyjne partie nie potrafią odpowiedzieć na rosnące niepokoje wyborców. W przypadku Holandii wysoka frekwencja pomogła, ale trudno to uznać za uniwersalną receptę. Warto zauważyć, że holenderskie partie konserwatywne w przedwyborczej retoryce przesunęły się na prawo. Chodziło o stępienie skuteczności radykalnych haseł Wildersa. Czy ten wynik przełoży się na kwietniowo-majowe wybory we Francji? – Jeśli chodzi o ogólną atmosferę, to tak, ale skali wpływu nie należy przeceniać. Nie można porównywać sytuacji Francji i Holandii. Źródła populizmu mimo pewnych podobieństw są różne. Spójrzmy na sytuację gospodarczą. W Holandii jest obecnie przyzwoity wzrost, ok. 2% PKB, i niskie bezrobocie, także wśród młodzieży. Francja ma od lat poważne problemy gospodarcze i społeczne, co wywołuje niezadowolenie. Poważne problemy społeczne występują na tzw. obszarach poprzemysłowych. Jak pokazują badania, tzw. wskaźnik optymizmu społecznego jest we Francji najniższy w Europie. Prezydentura François Hollande’a nie przyniosła oczekiwanej zmiany, raczej wielkie rozczarowanie. Co to oznacza? – Rodzi się pytanie, jakim nastrojom ulegną Francuzi. Czy zaufają Le Pen, która obiecuje, że jej Francja nie będzie wpuszczać obcych towarów, wypędzi czy ograniczy liczbę obcokrajowców, również z krajów Europy Wschodniej, i zmniejszy swoje długi po opuszczeniu Unii? A może zaufają Macronowi? To nowa twarz w polityce francuskiej, może reprezentować interesy zarówno centroprawicy, jak i centrolewicy. Macron mówi, że siłę Francji należy budować na otwartości. Że trzeba lepiej wykorzystać jej obecny potencjał. Wybory w Holandii na pewno dały nadzieję jego zwolennikom. Czyli zwycięstwo partii proeuropejskich w Holandii coś znaczy. – Nie mogło być lepszej wiadomości dla Unii przed jubileuszowym szczytem w Rzymie. Tym bardziej że Holandia bez wątpienia pozostanie bardzo ważną siłą polityczną dalszego rozwoju Unii Europejskiej. Ale dla przyszłości Unii kluczowy będzie wynik wyborów we Francji. Amerykańska zagadka To była też świetna wiadomość dla Angeli Merkel przed podróżą do Stanów Zjednoczonych. Pojechała tam w podwójnej roli – jako kanclerz Niemiec i jako faktyczny przywódca Unii. – Niemcy są najpotężniejszym państwem europejskim. Są też krajem, który swoją potęgą ekonomiczną, a także polityką europejską, światową zyskał szacunek w świecie. Obrażanie Niemiec mające miejsce „tu i ówdzie” jest dziś bardzo źle przyjmowane w całej Europie. A obrażanie Trumpa? – Fundamentem bezpieczeństwa Europy są silne więzi transatlantyckie. Historia spojrzenia na Stany Zjednoczone jest w Europie złożona. Najpierw, po II wojnie światowej, mieliśmy atmosferę podziwu dla Ameryki. Ze względu na wyzwolenie Europy, pomoc gospodarczą i wsparcie dla integracji europejskiej. Plan Marshalla w istocie rzeczy był pomysłem na rozwój współpracy