Wojna w Ukrainie i sankcje Zachodu wobec Rosji wywrócą do góry nogami politykę energetyczną Unii Europejskiej Gdy kanclerz Niemiec Olaf Scholz zdecydował o wstrzymaniu procesu certyfikacji gazociągu Nord Stream 2, były prezydent i premier Rosji Dmitrij Miedwiediew skomentował to na Twitterze: „Dobrze. Witamy w nowym, wspaniałym świecie, w którym Europejczycy niedługo będą płacić 2 tys. euro za 1 tys. m sześc. gazu”. Kiedy rankiem, dwa dni później, kolumny pancerne Armii Rosyjskiej wjechały na teren Ukrainy, ceny gazu na giełdzie w Amsterdamie wzrosły o 40% – do 125 euro za 1 MWh. I to mimo zwiększonych dostaw do Europy skroplonego gazu ziemnego ze Stanów Zjednoczonych. Także cena baryłki ropy naftowej Brent wzrosła do 105 dol., co wkrótce przełoży się na cenę litra benzyny. Co ciekawe, mimo toczących się w Ukrainie działań wojennych tamtejszymi gazociągami – jak poinformował ich operator przesyłowy spółka GTSOU – rosyjski gaz bez zakłóceń płynie do krajów Europy Zachodniej. Spółka podkreśliła, że gdyby nawet gazociąg Nord Stream 1 miał zostać zamknięty, to ukraińskie gazociągi będą w stanie zapewnić zwiększone dostawy gazu do Europy. Także Jarosław Demczenkow, wiceminister energii Ukrainy, przekonywał na Twitterze, że sytuacja jest pod kontrolą, a instalacje gazowe i naftowe nie znajdują się pod systematycznym ostrzałem Rosjan. Cóż, wojna wojną, a biznes musi się kręcić… Ukraina za tranzyt gazu otrzymuje rocznie od Rosji kilka miliardów dolarów. I nie ma wyjścia. Gdyby ukraińscy wojskowi, chcąc poważnie zaszkodzić Moskwie, wysadzili kluczowe dla ukraińskich gazociągów instalacje i w ten sposób na długo przerwali dostawy do Europy Zachodniej, Niemcy natychmiast certyfikowaliby i uruchomili gazociąg Nord Stream 2. Bo dziś bez dostaw rosyjskiego gazu unijne gospodarki czekałby niewyobrażalny kryzys. Efekty uboczne rosyjskiej interwencji Jest pewne, że wojna całkowicie zmieni politykę energetyczną Unii Europejskiej. Polski rząd od dawna głosi, że powinniśmy zupełnie zrezygnować z dostaw rosyjskich surowców energetycznych, by nie finansować kremlowskiego satrapy. Jednak nie jest to dziś możliwe, gdyż oznaczałoby dramatyczne załamanie się gospodarek krajów zachodnich i wielkie problemy społeczne. Amerykanie, obawiając się, że Kreml po wprowadzeniu sankcji może zakręcić kurki z gazem, już zwiększyli dostawy LNG do Europy, a ich dyplomaci od kilku tygodni starają się namówić do tego Katar i Algierię. Kubeł zimnej wody wylał im na głowę katarski minister energii Saad al-Kaabi, który 21 lutego br. powiedział na konferencji prasowej: „Myślę, że Rosja zapewnia 30-40% dostaw gazu do Europy. Nie ma jednego kraju, który mógłby zastąpić tego rodzaju wolumen, nie ma możliwości, aby to zrobić z LNG”. A potem wyjaśnił, że większość gazu ziemnego wydobywanego przez jego kraj jest już zarezerwowana w kontraktach długoterminowych, głównie dla odbiorców azjatyckich, więc jedynie 10-15% można wysłać do Europy. Bogate złoża gazu ziemnego ma Iran, lecz Amerykanie obłożyli go sankcjami i trudno sobie wyobrazić, by dziś z nich zrezygnowali. Wszystkie te czynniki mogą oznaczać, że w najbliższych latach ceny gazu, ropy naftowej i węgla w Europie będą bardzo wysokie. Co może wymusić rezygnację z dotychczasowej polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Żaden polityk nie zaryzykuje konfliktów społecznych wywołanych szybko rosnącą inflacją i stagnacją gospodarczą. Dodajmy do tego wzrost wydatków na zbrojenia spowodowany zagrożeniem ze Wschodu. Oraz już ogłoszone i przyszłe sankcje gospodarcze, które jeśli nawet zdemolują rosyjską gospodarkę, to mocno uderzą także Europejczyków. I jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, Polska może na tym zyskać. Nasze błękitne paliwo… Gdy w 2009 r. amerykańska rządowa agencja Energy Information Administration (EIA) ogłosiła, że w polskich łupkach może się kryć ponad 5 bln m sześc. gazu, nasi politycy wpadli w euforię. Co prawda, późniejsze szacunki mówiły, że zasoby mogą być znacznie mniejsze, ale nikt się tym nie przejmował. Wizja „Kataru Europy Środkowej” była zbyt piękna. Trzy lata później Państwowy Instytut Geologiczny przedstawił własne oceny, z których wynikało, że gazu łupkowego mamy w Polsce od 346 do 768 mld m sześc. Znacznie poniżej amerykańskich szacunków, ale przy rocznym zużyciu wynoszącym ok. 16-17 mld m sześc. mogłoby go wystarczyć na ponad 30 lat. I najważniejsze – nie musielibyśmy kupować
Tagi:
Algieria, Amsterdam, armia rosyjska, Azjaci w USA, benzyna, Bliski Wschód, ceny energii, Dmitrij Miedwiediew, energetyka, energia, Europa Środkowo-Wschodnia, Europa Wschodnia, gaz, gaz łupkowy, gaz ziemny, Jarosław Demczenkow, Katar, LNG, Nord Stream 2, Olaf Scholz, polityka energetyczna, relacje niemiecko-rosyjskie, ropa, Saad al-Kaabi, sankcje wobec Rosji, Twitter, USA, Władimir Putin, Wołodymyr Zełenski, Zachód