Najwyższa Izba Kontroli opublikowała nowy raport dotyczący bezpieczeństwa polskiej żywności. Wynika z niego m.in., że polskie mięso może nie być tak dobrej jakości, jak się wydaje.
Wśród wad systemu kontroli bezpieczeństwa żywności i jej jakości NIK wymienia m.in. wzajemnie nakładające się kompetencje i brak współpracy między organami kontrolnymi (dotyczy to m.in. Państwowej Inspekcji Sanitarnej i Inspekcji jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych) oraz niedostateczny nadzór nad ubojem zwierząt. Okazuje się, że w latach 2014-2016 Główny Lekarz Weterynarii nie miał żadnych informacji ani o skali uboju zwierząt gospodarskich, ani o jego kontrolach dokonywanych przez lekarzy weterynarii. To jednak nie koniec.
„Powiatowi lekarze weterynarii praktycznie nie kontrolowali zgłoszonych ubojów gospodarczych (z 17 skontrolowanych jedynie dwóch przeprowadzało pojedyncze kontrole), nie znali zakresu stosowania przepisów o ochronie zwierząt, zakresu rejestracji ubojów ani kwalifikacji osób przeprowadzających ubój. NIK ustaliła, że pomimo obowiązku, hodowcy informowali powiatowych lekarzy weterynarii tylko o niektórych planowanych ubojach gospodarskich. Poważne braki w tym zakresie ujawnił unijny audyt. W styczniu 2019 r. stwierdzono nielegalny ubój chorych krów”, czytamy na stronie NIK. Przez podobne zaniedbania mięso zainfekowane m.in. bakteriami Salmonella i Listeria monocytogenes trafiło na polskie i europejskie stoły. Tylko w latach 2017-2020 do Wczesnego Europejskiego Systemu Ostrzegania o Niebezpiecznej Żywności i Paszach (RASFF) wpłynęło prawie 700 skarg dotyczących żywności z Polski.
Jakby tego było mało, kontrola NIK wykazała, że polskie mięso może zawierać wysokie dawki antybiotyków. „Kontrola NIK w województwie lubuskim wykazała, że nadzór i kontrole (Inspekcji Weterynaryjnej i Państwowej Inspekcji Sanitarnej – red.) nie pozwalały na rzetelną ocenę zasadności i prawidłowości stosowania antybiotyków, a także nie gwarantowały ochrony konsumentów przed skutkami ich nieprawidłowego stosowania. Niska skuteczność wynikała przede wszystkim z obowiązującego modelu nadzoru, braku właściwych narzędzi prawnych lub rozwiązań organizacyjnych, a także nieopracowania zasad racjonalnego i bezpiecznego stosowania antybiotyków. Umiejscowiony w strukturach wojewódzkich inspektoratów weterynaryjnych jednoosobowy Zespół ds. Nadzoru Farmaceutycznego miał uprawnienia do przeprowadzania kontroli obrotu antybiotykami w hurtowniach farmaceutycznych oraz w zakładach leczniczych dla zwierząt. Nie miał natomiast uprawnień do przeprowadzania kontroli w gospodarstwach zajmujących się produkcją zwierząt. Takie uprawnienia miały powiatowe inspektoraty weterynarii, jednak nie miały możliwości sprawdzania zasadności decyzji lekarzy weterynarii o stosowaniu określonej terapii zwierząt”, pisze NIK.
W raporcie NIK można przeczytać także m.in. o problemach kadrowych w Inspekcji Weterynaryjnej oraz o rosnącym rynku nielegalnych, niebadanych preparatów sprzedawanych jako suplementy diety głównie w internecie.
Całość można przeczytać tutaj.
fot. Wesual Click/Unsplash, Kyle Mackie/Unsplash
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy