Siedzą na rozłożonym tapczanie. Masza, niewiele młodsza ode mnie, jej synowa, młodziutka Tania, i wnuk, 16-letni Sasza. Obok dziecko Tani – ma dopiero 15 miesięcy, śpi. Twarze nieruchome. Miesiąc temu uciekli spod bomb. Polskie dworce były już wtedy zapełnione uchodźcami. Córka przez telefon oznajmiła, że chcą z mężem wziąć kilkoro z tych ludzi. Zawstydziła mnie. „Agnieszko – perswadowałem – macie czwórkę dzieci i na dodatek psa, jak dacie radę?”. „Jadę na dworzec”, odpowiedziała, nie wdając się w dyskusje. Nazajutrz zapytałem, skąd są goście. „Już ich nie ma, pojechali. Jadę po następnych”. Słyszę potem, że ci kolejni są z Zaporoża. „A teraz?”. „Dniepropietrowsk”. „Dnipro”, podsuwam oficjalną nazwę ukraińską. „Oni mówią »Dniepropietrowsk«. Z rosyjska”. „I co z nimi?”. „Chcą dostać się do Czech. Tomek będzie musiał jechać”. Jest już wieczór, ciemno. Na szczęście zięć – wspaniały kierowca. Dotarł do Ołomuńca, wrócił po drugiej w nocy. A tu już następni. „Skąd?”. „Spod Połtawy”. Połtawa! Trzysta lat temu, w 1709 r., Piotr Wielki pobił tu Karola XII. Ci ludzie nie musieliby przyjeżdżać do Krakowa, gdyby nie tamta bitwa, która Rosję uczyniła mocarstwem. A może właśnie by tu sobie przyjechali, skoro jeszcze w XVII w. Połtawszczyzna należała do Małopolski – prowincji Korony Królestwa Polskiego… Jak całe Zadnieprze kniazia Jaremy odpadła jednak od Polski. Dokładnie sto lat po bitwie pod Połtawą, w szlachecko-kozackiej rodzinie Hoholów-Janowskich, urodził się tu Mykoła Hohol. Czyli Nikołaj Gogol, wielki pisarz rosyjski. Pisał on z początku o Ukrainie – świadczą o tym „Wieczory na chutorze w pobliżu Dikańki”. Polaków nienawidził – świadczy o tym „Taras Bulba”. Ale Rosja go przerażała – świadczą o tym „Martwe dusze”. Połtawszczyzna – serce Ukrainy. Tutejszy lud mówi gwarami, które pod koniec XVIII w. Iwan Kotlarewski, autor m.in. sztuki „Natałka Połtawka”, podniósł do rangi ukraińskiego języka literackiego. Po latach urodzi się w Połtawie ukraiński bohater narodowy, Symon Petlura, współtwórca Ukraińskiej Republiki Ludowej, polski sojusznik w wojnie z bolszewikami w 1920 r. Teraz ludzie spod Połtawy siedzą w krakowskim mieszkaniu. Opowiadają. Do ich wiejskiego domu wdarli się Rosjanie. Sasza wyszedł na podwórko z komórką, sołdat ją wydarł i zmiażdżył obcasami. „Dziękuj Bogu, żeśmy cię nie zastrzelili”, usłyszał, przerażony. Wtedy rodzina postanowiła uciekać. „Czemu oni tacy? – Masza zwraca się wprost do mnie. – My im nic nie zrobili”. Uświadamiam sobie, że Połtawszczyzna jest wprawdzie ukraińska, ale im dalej na wschód, tym częstsza obecność Rosjan. Pytam więc, jak reagują Rosjanie. „Jak to jak? – Masza jest zdziwiona. – Przecież oni tacy jak my. My wszyscy – ofiary wojny”. A więc uchodzi na zachód Ukraina wschodnia. Prorosyjska, prawosławna Ukraina porzuca swe domostwa i ucieka, nie mogąc pojąć, co właściwie się dzieje. Uciekają Ukraińcy i Rosjanie. Wierni patriarchatu kijowskiego i moskiewskiego. Dlaczego Rosja postanowiła zrazić do siebie tych ludzi? Osiągnęła to tylko, że w męce i krwi rodzi się jednolity naród ukraiński. Już taki sam na wschodzie jak wcześniej na zachodzie. Teraz ukraiński, ale i z domieszką rosyjskości, miejscami ukraińsko-rosyjski, ale skupiony wokół swego państwa. Dla nich wszystkich trwa „ukraińska wojna ojczyźniana”. Wojna o istnienie. Od Rosji oddziela dziś Ukrainę wał trupów. Bez względu na to, jak zakończy się wojna, tożsamość tych ludzi będzie już zawsze antyrosyjska. Recytujemy z połtawianami Tarasa Szewczenkę. To jedyne, co z poezji ukraińskiej znam na pamięć. Język tego ukraińskiego wieszcza, marzącego, by kiedyś Ukraina „doczekała Waszyngtona”, został oparty, w ślad za Kotlarewskim, na mowie ludu z tego właśnie regionu. Przypominam mą ulubioną frazę z wiersza „Sadok wysznewyj koło chaty” [Sadek wiśniowy koło chaty]: „Weczirnia zirońka wstaje”. „Zirońka”, czyli „zorzeńka”. Lub z tego samego wiersza: „sołowejko”, czyli „słowiczek”, „słowiczątko”. Czy poza Rusinami-Ukraińcami wymyśliłby ktoś takie cuda zdrobnień i spieszczeń? A czy naród, który stworzył taką literaturę, może być uznany za nieistniejący? „I wrażoju złoju krow’ju wolu pokropite” [I krwią wrogów pokropcie wolność], przechodzę do „Testamentu”, najsłynniejszego wiersza Szewczenki. Słuchają nieruchomo, nie wtórują, choć tak dobrze znają
Tagi:
Czechy, Donbas, Doniecka Republika Ludowa, geopolityka, historia Ukrainy, Iwan Kotlarewski, Joe Biden, Kijów, konflikty zbrojne, Kreml, literatura rosyjska, literatura ukraińska, Ługańska Republika Ludowa, Mikołaj Gogol, NATO, Ołomuniec, Połtawa, Połtawszczyzna, Rosja, rosyjska armia, rosyjska propaganda, Siergiej Szojgu, Stiepan Bandera, Symon Petlura, Taras Bulba, totalitaryzm, Ukraina, ukraińscy żołnierze, Ukraińska Republika Ludowa, Władimir Putin, wojna rosyjsko-ukraińska, Wołodymyr Zełenski, zbrodnie przeciwko ludzkości, zbrodnie wojenne, żołnierze