Centrum Gdańska, kościół św. Brygidy, sacrum „Solidarności”, a obok pomnik ks. Henryka Jankowskiego. Stoi tu dla upamiętnienia robotniczego kapelana, społecznika, budowniczego, ale także, jak wiemy, człowieka pełnego przywar, słabości, o naturze „naturalnie pomieszanej”, więźnia własnej osobowości. Ale co najbardziej trudne – krzywdziciela najsłabszych z bliźnich.
Dzieje się to w naszym mieście, które jest symbolem przywracania godności obywatelskich i praw człowieka. Mieszczą się tu ważne symbole współczesnej historii, Europejskie Centrum Solidarności i Muzeum II Wojny Światowej. Ta historia i powstała sytuacja zobowiązuje do zadania nam wszystkim takich pytań, które otworzą nowe, odkrywcze obszary dyskursu społecznego.
Słyszymy dywagacje, czy wiedziano, czy też nie słyszano o amoralnych i przestępczych czynach ks. Jankowskiego, prałata bazyliki stojącej w centrum historycznego Gdańska. Dlaczego ówcześnie nikt nie dotknął tego problemu. Może nie było przyzwolenia społecznego na wyrażenie wątpliwości, czy dociekanie prawdy. Nie znalazł się ani jeden „sprawiedliwy” dla ratowania reputacji Kościoła, stanu duchownego oraz wartości głoszonych przez „Solidarność”. Ta sytuacja tworzy kolejne wątpliwości. Dlaczego nie zauważali zła, dlaczego wystąpili wbrew zasadom moralnym i ideom, które wyznawali poprzednio; myślę, że zdradzili także siebie. Wybrano milczenie, kariery i władzę, odrzucono zwykłą przyzwoitość, przyczyniając się do krzywdy małoletnich, bezbronnych, stojących niżej w hierarchii społecznej. Elity nie zauważyły krzywdy ludu i utrwalały podział stanowy.
Niektórzy chcą „nowego pogrzebu” prałata. Myślę, że dlatego, aby schować duchowe kalectwo tego człowieka, który jednocześnie jawi się innym jako bohater walki o nową rzeczywistość. Oto człowiek w swym jednostkowym i społecznym skomplikowaniu, to prawda o nas, a więc problem ten powinien pozostać w centrum naszej uwagi. Mamy swobodną możliwość czynienia nie tylko dobra, lecz i zła. Jeśli usuniemy ten pomnik z przestrzeni publicznej z jego złożoną treścią, to znowu w hałasie pustych słów zagłuszymy naszą świadomość społeczną fałszywym obrazem. Natomiast codzienne jego postrzeganie będzie przypominać, jaką wagę ma ład moralny w społeczeństwie, w rodzinie, w nas samych. To jest także ujawnienie splotu różnych odczuć i opinii, które nałożyły się na siebie w tamtej rzeczywistości. Tak to łączy się nasza historia osobista ze społeczną, a może i polityczną.
To jest zdziwienie i pytanie, jak to możliwe, że to, co było widoczne i słyszalne, nie było postrzegane?
Franciszek, papież, 28 grudnia 2018 r. powiedział: „(…) także dzisiaj są liczni »namaszczeni przez Pana«, którzy nadużywają słabych (…) dopuszczają się obrzydliwości i dalej sprawują posługę (…)”.
Dziś możemy wprowadzić do debaty publicznej wyważoną, nie oskarżycielską refleksję na tak kontrowersyjny temat. Niemożliwe jest godzenie się z sytuacją, w której nie można postawić trudnych pytań. Choć wiemy, że podjęcie takich prób nie daje gwarancji powodzenia. Może kiedy zastanawiamy się nad źródłami naszego zła, rosną szanse na dobro?
Gdańsk, grudzień 2018, styczeń 2019
Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy