Pomost między nauką a medycyną

Pomost między nauką a medycyną

Wieslaw Nowinski. fot. Archiwum prywatne

Badania nad mózgiem będą następną po badaniach kosmosu olbrzymią falą technologiczną Prof. dr hab. inż. Wiesław L. Nowiński – przez ponad 20 lat naukowiec Agencji do spraw Nauki, Technologii i Badań A*STAR w Singapurze, obecnie dyrektor Centrum Anatomii Wirtualnej i Symulacji Chirurgicznej im. Jana Pawła II. Autor ponad 550 publikacji i 35 komercyjnych atlasów mózgu, które trafiły do 67 firm i instytucji. Korzysta się z nich w ok. 100 krajach. Nominowany do Azjatyckiej Nagrody Innowacyjności za prace nad udarem mózgu. Wyróżniony nagrodą III edycji konkursu „Wybitny Polak”. Otrzymał tytuł Pioniera Medycyny od Society for Brain Mapping and Therapeutics. Profesor w Singapurze, USA i Chinach, a także na warszawskim UKSW. Kiedy zamknął pan swoje sprawy singapurskie? – Na przełomie 2014 i 2015 r. Od pewnego czasu otwieram rozdział polski – w tym sensie, że nie będę musiał wyjeżdżać i pracować dla innych. Chciałbym pewne rzeczy budować na miejscu, w kraju, a inne kontynuować. Ale praca w Singapurze przeorała pana myślenie o wielu sprawach. Czego pan tam się nauczył? – Bardzo dużo. Gdy wyjeżdżałem z kraju w 1991 r., byłem naukowcem w PAN pracującym głównie dla publikacji. Mimo że zajmowałem się technologiami i metodami obrazowania – istotnymi z punktu widzenia medycyny – nie prowadziłem specjalnych badań związanych z mózgiem. W Singapurze stałem się innym człowiekiem. Obowiązujący tam system wymusił na mnie pewne rzeczy. Musiał pan spełniać wiele różnych kryteriów w myśl zasady: kto się nie pnie, odpada… – Ich spełnienie pozwoliło utrzymać się i iść do przodu. Oprócz publikacji robiłem patenty na produkty, zdobywałem nagrody, szukałem finansowania. Komfort pracy dawał bardzo dobry budżet dla zespołu i środki na podróżowanie. Gdy pojawiał się pomysł, szybko go wprowadzaliśmy i jeździliśmy na spotkania medyczne, aby sprawdzić zainteresowanie zastosowaniem klinicznym przez lekarzy. Obce nam było myślenie, że teraz coś robimy, a dopiero potem zobaczymy, czy przemysł będzie zainteresowany. Konfrontacja z opiniami ekspertów z przemysłu i środowisk medycznych potrafiła sprowadzić na ziemię, ale też uskrzydlić. – Rozstrzygnięcie następowało w sześciu, a najwyżej dziewięciu miesięcy. Jeżeli coś się sprawdzało, kontynuowaliśmy. Jeżeli nie, poprawialiśmy albo odstawialiśmy na półkę. Zachętą było zainteresowane firm, wydawców, ale też nagrody od towarzystw medycznych. Dobre pomysły środowisko chętnie wspiera. Nie bez znaczenia było to, że pracował pan w jednym z czołowych ośrodków naukowych świata, a na dodatek w otoczeniu wielokulturowym, gdzie istotnym atutem jest możliwość wymiany myśli. – Absolutnie tak. W Singapurze mogłem uczestniczyć w spotkaniach chirurgów, radiologów czy specjalistów od udarów, zarówno lokalnych, jak i zagranicznych, i uczyć się od najlepszych, a także prezentować swoje prace. Pracując z ludźmi z USA, Europy i Azji – w moim laboratorium było sporo osób z Chin – mogłem mieć punkt odniesienia. Okazuje się, że my nie doceniamy samych siebie. A to, że jesteśmy utalentowani, potwierdzają nawet ostatnie badania. Obok Żydów i Hindusów Polacy są w światowej czołówce programowania. Potrafi pan łączyć obszary z różnych domen, specjalności i budować trwałe pomosty między nauką czy techniką a medycyną. – Często mnie pytano, czy jestem lekarzem. Odpowiadałem, że nie mam stopnia medycznego. A co pan kończył? – Elektronikę, ale elektronikiem też nie jestem. Najbliższe jest mi określenie: budowniczy pomostów. Na początku był to pomost między techniką a medycyną. Z czasem – w węższych już dziedzinach – między neuroanatomią mózgu a neurochirurgią, potem także między neuroradiologią a neurologią. Przypuszczam, że o neurochirurgii wiem więcej niż neuroradiolog, a o neuroradiologii więcej niż neurochirurg. Ale żadnym z nich nie jestem. Droga, jaką pan wybrał, nie była prosta. Oprócz wąskiej, specjalistycznej wiedzy potrzebna była konsekwencja w działaniu. – Najpierw zaczęliśmy realizować projekt z najlepszym amerykańskim szpitalem, Johns Hopkins University/Hospital w Nowym Jorku. Pojechałem do nich na półtora miesiąca z listą pytań na temat neurochirurgii, neuroradiologii i atlasów mózgu. Myślałem, że odpowiedzą, pokierują i będzie fajnie. Z naukowcami, inżynierami mogłem rozmawiać bez końca, ale już na radiologa czekałem trzy tygodnie. Przyszedł na pół godziny, porozmawialiśmy w czasie lunchu i zniknął. Na chirurga czekałem pięć tygodni, rozmowa trwała pięć minut, zadzwonił telefon i musiał wracać. Zrozumiałem,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2016, 34/2016

Kategorie: Nauka