Polska to piękny przyrodniczo kraj. Nasze góry, jeziora i lasy są wielkim skarbem narodowym. Czy potrafimy go właściwie chronić? Nie sądzę. Sprawa ta staje się dla wielu jasna, gdy dochodzi do takich spektakularnych wydarzeń jak wycinanie Puszczy Białowieskiej. Potem wszystko przycicha. Tymczasem nasza przyroda ponosi uszczerbek po cichu, każdego dnia. Od kilkudziesięciu lat mieszkam na terenie Górznieńsko-Lidzbarskiego Parku Krajobrazowego. Parki krajobrazowe w zamierzeniu miały być jedynie nieco słabszą formą ochrony naszej przyrody i krajobrazu niż parki narodowe. I w zasadzie tak było. Ale tylko do 1998 r., kiedy to chroniące je dobre przepisy zostały radykalnie zmienione. Chodzi przede wszystkim o prawo do zabudowy. W pierwotnych przepisach dotyczyło ono jedynie już istniejących siedlisk (moje ma grubo ponad sto lat). W przepisach nowych de facto żadnych ograniczeń już nie ma. Spowodowało to, że niektóre fragmenty parków zaczęły się zamieniać w daczowiska, z oczywistą szkodą dla przyrody i uroku krajobrazu. Mało kto przejmuje się też pewnymi ograniczeniami dotyczącymi zabudowy na terenie parków krajobrazowych, np. odległością od cieków wodnych czy zakazem ingerencji w rzeźbę terenu. Ignorowanie tej ostatniej sprawy jest szczególnie widoczne w Górznieńsko-Lidzbarskim Parku Krajobrazowym, którego urok wynika z pagórkowatości (lodowiec wyrzeźbił tutaj wyjątkowy krajobraz, przypominający nieco Kaszuby). Każda nieomal zgoda na zabudowę na terenie parku jest niejako z konieczności związana z ingerencją w rzeźbę terenu. I co? I nic. Dyrekcji parku może to się nie podobać, ale jak każda dyrekcja parku krajobrazowego nie ma tutaj nic do gadania, jako że jedynie opiniuje projekty zabudowy. A z opiniami nikt nie musi się liczyć. I z reguły się nie liczy. W ten sposób można de facto pobudować się, gdzie się chce, i za pomocą ciężkiego sprzętu uzyskać taką rzeźbę terenu, która jest wygodna. Pagórki są przecinane wyżłobionymi w nich głębokimi drogami, a ich stoki są ryte i przekształcane zgodnie z wolą posiadacza gruntu. Wiem, że inne parki krajobrazowe borykają się z takimi samymi lub nieco odmiennymi problemami (np. dziką zabudową, szczególnie dotkliwie widoczną na terenie Mazurskiego Parku Krajobrazowego). W ten sposób niemal każdego dnia, po cichu i bez wielkich afer, nasza wspaniała przyroda jest dewastowana i zamieniana w obszar bezwzględnej eksploatacji urbanistycznej. Krajobraz szpecą wielkie rezydencje, często na działkach sięgających jezior i do owych jezior niezgodnie z prawem grodzone (a jako zagorzały kajakarz wiem, że grodzone płotami są nawet koryta rzek). W ten sposób niektóre parki krajobrazowe nie tylko nie zamieniają się w parki narodowe, co w przypadku ich części byłoby w pełni uzasadnione, ale wręcz ulegają destrukcji (ostatni park narodowy utworzono w Polsce w 2001 r). Tracimy nasz wielki skarb – wspaniałą przyrodę i jedyny w swoim rodzaju krajobraz, dobro wspólne, którego ochrona mogłaby nas połączyć. Widać, że niczego nie nauczyliśmy się z tragedii takich państw jak Hiszpania czy Portugalia, które w imię zysków zniszczyły ogromne połacie swojej wspaniałej przyrody (idziemy ich śladem, dewastując polskie wybrzeże). Co ciekawe, owa nieczułość na sprawy ochrony środowiska jest w Polsce ponadpartyjna (żadna z partii dominujących w Polsce od 1989 r. nie ma czym w tym względzie się pochwalić), jednocząca władzę centralną i władze samorządowe. Ta pierwsza zadowala się z reguły pustymi deklaracjami, a ta druga zrównuje intensywną zabudowę z prosperity. Obie traktują osoby zainteresowane ochroną przyrody i krajobrazu jak dziwaków, którzy nie rozumieją, że „rozwój” jest ważniejszy niż piękno przyrody. Przepisy prawa są jawnie gwałcone, co pokazuje, że państwo jest z dykty i papieru. W ten sposób przegrywamy wszyscy, a przyszłe pokolenia nie przebaczą nam tego, co zrobiliśmy z Polską. Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint