Ponura legenda Zamarłej

Ponura legenda Zamarłej

Krąży pod nią Biała Pani, duchy taterników, którzy zginęli, nocą atakują ścianę Dziewięćdziesiąt lat temu narodził się złowrogi mit najsłynniejszego tatrzańskiego urwiska – Zamarłej Turni (2179 m). Wtedy, we wrześniu 1917 r. południowa ściana Zamarłej pochłonęła swą pierwszą ofiarę. Nie ma drugiego szczytu w Tatrach, któremu tak wiele uwagi poświęciliby pisarze, poeci i filmowcy, o „zwykłych” ludziach gór nie mówiąc. „Jakże przerażająco wyglądają głazy u stóp ściany! Przypominają kły okrutnego, krwiożerczego zwierza, który cierpliwie, z bezlitosnym spokojem czeka, pewny swej zdobyczy”, pisał o Zamarłej profesor muzykologii, kompozytor, pisarz, alpinista i ratownik Wawrzyniec Żuławski (zginął w Alpach równo 50 lat temu, 18 sierpnia 1957 r., idąc na ratunek jednemu ze swych towarzyszy). Nazwę nadał turni poeta Franciszek Nowicki, a wspinacze, którzy na nią szli, musieli się mierzyć nie tylko z trudnościami groźnej ściany, ale i z jej legendą. „Z czasem zrodził się „mit Zamarłej” – ściany krwiożerczej, mściwej, żądnej ofiar. Każdy wypadek śmiertelny jakby potwierdzał tę irracjonalną tezę”, podkreśla literat, alpinista i ratownik Michał Jagiełło w swym „Wołaniu z gór”. Ściana ma ok. 150 m wysokości. Jest gładka, miejscami przewieszona, słabo urzeźbiona, co sprawia, że praktycznie przez cały czas widzi się pod stopami dno dolinki Pustej. Świadomość, że odpadnięcie i błąd w asekuracji oznaczają pewną śmierć, zwiększa obciążenie psychiczne. Pierwsza krew W 1909 r. ścianę trzykrotnie chcieli zdobyć Gyula i Roman Komarniccy, wybitni taternicy pochodzenia polsko-węgierskiego. Podczas ostatniej próby Gyula odpadł, pokonując przewieszkę, ale Roman zdołał go utrzymać na linie. Skończyło się na potłuczeniach, lecz bracia zrezygnowali z walki o pierwsze przejście ściany. Potem próbowali najlepsi polscy wspinacze – i po kilku nieudanych atakach ścianę w 1910 r. pokonali Henryk Bednarski, Józef Lesiecki, Leon Loria i Stanisław Zdyb. Było to rekordowe wówczas osiągnięcie. Ścianę uznano za najtrudniejszą w Tatrach, każde jej przejście cieszyło się ogromnym rozgłosem. W ciągu dwóch lat pokonano ją jeszcze cztery razy, ale potem, aż do 1920 r., nie udało się to nikomu, a sława urwiska rosła. We wrześniu 1917 r. ścianę zaatakowali Stanisław Bronikowski i Rafał Malczewski, syn Jacka, później także malarz i pisarz. Dzień wcześniej weszli na turnię od strony Orlej Perci i zawiesili linę mającą pomóc w pokonaniu największych trudności. Było to wbrew uczciwości wspinaczkowej, ale nikt nie miał się o tym dowiedzieć, a podobne metody (trzymanie się liny czy haka) są i dziś stosowane przez taterników pragnących się pochwalić pokonaniem jakiejś niebezpiecznej drogi. Bronikowski, widząc już zbawczą linę, wyszedł aż na 15 m ponad ostatni hak. Gdy miał chwycić jej koniec, odpadł. Przeleciał obok nieumiejętnie ubezpieczającego go Rafała, po 30-metrowym locie lina asekuracyjna nie wytrzymała szarpnięcia – i Bronikowski runął na piargi z niemal 100 m. Malczewski wiedział, że jeśli się ruszy, spadnie. Stał w ścianie, widząc w dole zwłoki kolegi, i wołał o pomoc. Na szczęście obserwował ich jeden z taterników. Po 19 godzinach ratownicy TOPR wyciągnęli zszokowanego Malczewskiego na szczyt Zamarłej i sprowadzili do schroniska. To zdarzenie opisał znany pisarz Michał Choromański i zgodnie z ponurą legendą Zamarłej, umieścił w opowieści białego motyla, którego lot miał zwiastować śmierć. Podobnych historii opowiadano wiele – że pod ścianą przechadza się Biała Pani, śmierć z twarzą przysłoniętą welonem, że każdy, kto idzie na Zamarłą, zginie w górach, że duchy ludzi, którzy spadli z Zamarłej, nocą atakują urwisko i wbijają haki. Choromański napisał także wiersz „Pieśń ducha Zamarłej”. Było to po śmierci Wojciecha Marcinkowskiego i Tadeusza Bośniackiego (wcześniej próbował z bratem zdobyć południową ścianę i musiał ich ratować TOPR). Taternicy wspinali się lewą stroną, ku Zmarzłej Przełęczy. Nie było świadków tragedii, wiadomo tylko, że jeden spadając, pociągnął drugiego. Ciała połączone liną znaleziono u stóp ściany dopiero po dwóch dniach, gdy w Zakopanem zaczęto się niepokoić, dlaczego Marcinkowski i Bośniacki nie wracają. Siostry zginęły razem Najwspanialsze strofy o groźnej turni napisał Julian Przyboś. Jego wiersz „Z Tatr (pamięci taterniczki, która zginęła na Zamarłej Turni)”, z finałem: „Jak cicho w zatrzaśniętej pięści pochować Zamarłą”, poświęcony jest głośnej tragedii, która zdarzyła

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2007, 34/2007

Kategorie: Kraj