Pora na nowego dyrektora

Pora na nowego dyrektora

14.09.2022 Gdynia 47 Festiwal Polskich Filmow Fabularnych Dzien trzeci Fot. Wojciech Strozyk/REPORTER N/z: Radoslaw Smigulski

Radosław Śmigulski został odwołany. Polski Instytut Sztuki Filmowej wymaga głębokiej reformy i jasnych procedur Radosław Śmigulski był niczym Obajtek świata kina. Bo jak inaczej określić nominata politycznego, który wcześniej z polskim filmem miał niewiele wspólnego? No, może poza pracą w firmie producenckiej, która ośmieszyła się kuriozalnym projektem „Kac Wawa”. Śmigulski w 2017 r. wygrał konkurs na dyrektora Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej jednym głosem. Kontrkandydatką była Izabela Kiszka-Hoflik, p.o. dyrektor PISF, producentka, osoba doświadczona i znająca instytut od środka. Minister kultury Piotr Gliński mógł przyjąć decyzję komisji lub rozpisać nowy konkurs, ale rzecz jasna powołał swojego człowieka przyniesionego w teczce. Dyrektor Śmigulski zwalniał pracowników hurtowo i przegrał kilka procesów, co poskutkowało wypłaceniem odszkodowań z kasy instytucji. Znany był także z wysyłania autorom niepochlebnych tekstów czy materiałów na jego temat, pism przedprocesowych i żądań sprostowań oraz wpłat na cele charytatywne. Sama takie żądanie sprostowania otrzymałam. Do dzisiaj nie wierzę w to, że odmowa dotacji na film Smarzowskiego „Wesele 2” nie była podyktowana zamówieniem politycznym. Chciałabym jako obywatelka dowiedzieć się, ile publicznych pieniędzy wypłacono byłym pracownikom PISF. W jaki sposób dyrektor zatrudniał nowych specjalistów i jaka była rotacja pracowników przez ostatnie lata? Czy plotka, że współpracowniczki wybierał poprzez portale społecznościowe to złośliwość? Do instytutu wejdzie kontrola, która, mam nadzieję, wykaże, jak naprawdę wyglądały rządy Śmigulskiego. Radosław Śmigulski był pewnym siebie urzędnikiem, który twierdził, że jego dyrektorowanie to najlepsze lata polskiego kina. Ja dowiedziałam się przez ostatnie lata od filmowców, że każdy z nich jest zdany tylko na siebie i bardzo wielu, zależnych od Śmigulskiego, patrzyło przez palce na niszczenie kolegów. Niejeden w autoryzacji wyrzucał swoje opinie o panu Radosławie lub wręcz zastrzegał, że na temat PISF rozmawiać nie będzie. To ta wolność prasy ostatnich lat.  Tym bardziej cieszyło mnie, kiedy w styczniu pięć najważniejszych organizacji filmowych: Związek Zawodowy Reżyserów Polskich – Gildia Reżyserów Polskich (110 reżyserek i reżyserów), Związek Zawodowy Scenarzystów Polskich – Gildia Scenarzystów Polskich (186 scenarzystek i scenarzystów), Krajowa Izba Producentów Audiowizualnych (160 producentów wszystkich gatunków filmowych), Kobiety Filmu (4,3 tys. członkiń reprezentujących wszystkie zawody filmowe) oraz Studio i Szkoła Wajdy, wysłało do ministra Sienkiewicza list z prośbą o interwencję.  W odpowiedzi na zarzuty środowiska, m.in. o zniszczenie struktury organizacyjnej instytutu skutkujące zablokowaniem prac nad kolejnymi projektami, realizowanie agendy politycznej, stosowanie restrykcji i cenzury wobec artystów, dyrektor Śmigulski chwalił się doskonałą współpracą z Agnieszką Holland, Małgorzatą Szumowską i Kingą Dębską. Jedna z nich była w 11-osobowej komisji konkursowej, która w listopadzie 2022 r. wybrała Śmigulskiego na kolejną kadencję. Czy to więc przypadek, czy sprawne szukanie orędowników własnej wizji Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej? Wspomniana reżyserka zabierała dyrektora na prywatne koncerty do zaprzyjaźnionego Stinga, którego ostrzegała przed wystąpieniem w tej „strasznej pisowskiej TVP”. Paradne, ale właściwie zrozumiałe, bo do zrobienia filmu potrzeba twórcom budżetów opiewających na miliony złotych, którymi przez ostatnie lata zarządzał Śmigulski.  Poza wspomnianymi przez dyrektora Śmigulskiego reżyserkami również na trzy filmy otrzymali publiczne pieniądze Robert Gliński i Krzysztof Łukaszewicz, reżyser kina historycznego, którego stworzenie było jedną z idée fixe PiS. Gdy patrzę, jak owa reżyserka głosująca za drugą kadencją Śmigulskiego, najgorszego dyrektora w historii PISF, jest obecnie przedstawiana jako świetlana postać walcząca z PiS, to śmiem mieć wątpliwości. Bo znam historie osób, które za przeciwstawienie się apodyktycznym rządom Śmigulskiego zapłaciły najwyższą cenę. Pomimo wielu nagród, udanych projektów, Złotych Lwów w Gdyni stały się w publicznej instytucji persona non grata. Radosław Śmigulski był tak pewny siebie, że w sądzie wojował nawet z reżyserem Rafałem Wieczyńskim, który, powołany przez ministra Piotra Glińskiego, jako przewodniczący rady instytutu zwracał uwagę, że dyrektor łamie prawo, nie publikując na stronie PISF uchwał rady – konserwatywny reżyser zaczął je publikować na swoim profilu na Facebooku. Rafał Wieczyński przyszedł do PISF jako nominat prawicy, ale szybko się zorientował, że Radosław Śmigulski ma zupełnie inną niż on wizję tej publicznej instytucji. Miało być przejrzyście,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 16/2024, 2024

Kategorie: Opinie