Największa na świecie wystawa ludzkich szczątków wywołuje kontrowersje Niemcy pokochali mumie. Muzeum w Mannheim urządziło największą na świecie wystawę ludzkich (a także zwierzęcych) szczątków. Zwiedzający przybywają tłumnie i z zachwytem patrzą w twarze zmarłych przed wiekami bliźnich. Niektórzy naukowcy ostrzegają tymczasem, że ekspozycja ma posmak makabry. Prawnicy w prawdziwie niemieckim stylu snują rozważania, czy w przypadku mumii ustawa o ochronie spokoju zmarłych ulega przedawnieniu. Dyrektor Muzeum Egipskiego w Berlinie, cieszący się wielkim autorytetem Dietrich Wildung, stwierdził, iż ekspozycję w Mannheim można uznać za „mumiową pornografię”. Oburzony naukowiec oświadczył: „Jeśli mówimy Sex sells (seks się sprzedaje), równie dobrze możemy powiedzieć the mummy sells (mumia się sprzedaje). Pokazanie tego, co nie powinno być pokazane, pozwala zwiedzającym odczuć dreszczyk emocji”. Organizator wystawy, Wilfried Rosendahl, broni się dzielnie: ekspozycja służy celom naukowym i poznawczym, „pacjenci” zaś (czyli mumie) traktowani są z najwyższym szacunkiem. Rosendahl uważa, że jego kolega z Berlina wypowiedział się zbyt pochopnie, natomiast pojęcie „spokoju zmarłych” jest różne w poszczególnych kręgach cywilizacyjnych. Inkowie np. nosili w lektykach mumie zmarłych władców, którym składali ofiary. W związku z wystawą historycy przypomnieli, że w XIX-wiecznej Europie panowała prawdziwa moda na mumie. Sprowadzano je setkami, zwłaszcza z Egiptu. Damy i dżentelmeni z wyższych sfer urządzali sobie wieczorne seanse rozwijania starożytnych zwłok z bandaży. Poszukiwano przede wszystkim biżuterii i amuletów. Po takim przedstawieniu pradawne ludzkie szczątki często trafiały na śmietnik. Zmumifikowane koty znad Nilu wykorzystywano nawet w Wielkiej Brytanii jako paliwo do parowozów. Substancję uzyskaną z mumii egipskich uważano za lekarstwo na wszelkie choroby – przecież zabalsamowane zwłoki przetrwały w doskonałym stanie tysiąclecia. Jeszcze w 1924 r. niemiecka firma Merck sprzedawała materię z mumii vera aegyptiaca (prawdziwie egipskiej) w cenie 7,5 marki w złocie za kilogram. Każde szanujące się muzeum historyczne w Europie musiało mieć kolekcję mumii. Także Reiss-Engelhorn-Museen w Mannheim, nie bacząc na ograniczenia wojennej gospodarki, zakupiło bogaty zbiór mumii w 1917 r. Podczas II wojny światowej kolekcję ukryto, aby uchronić ją przed bombardowaniami. Po wojnie pamięć o zbrodniach nazistów sprawiła, że Niemcy nie chcieli nawet słyszeć o mumiach. Kolekcja została w magazynach, prawdopodobnie niektóre eksponaty potajemnie spalono w piecach ogrzewczych. Dopiero w 2004 r. podczas inwentaryzacji odnaleziono w magazynie muzealnego budynku Zbrojowni 19 mumii z dawnych zbiorów, które nigdy przedtem nie były wystawiane. Największą sensację wywołały zwłoki dziecka z Ameryki Południowej. Brakowało głowy, która została odkryta nieco później w skrzynce z napisem „Różności”, pełnej zabytkowych narzędzi, fragmentów ceramiki, skał i minerałów. Dyrektorzy muzeum uznali, że nadarza się znakomita okazja urządzenia wystawy. Powołany został zespół lekarzy, historyków, antropologów, genetyków i naukowców innych specjalności z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji i Szwajcarii. W pracach uczestniczył wybitny „mumiolog” z Zurychu, dr Frank Rühli, który badał doczesne szczątki Tutanchamona oraz prehistorycznego łowcy z alpejskiego lodowca – słynnego Oetzi. Szwajcarski badacz podkreślał, że mumie mają szczególne znaczenie dla poznania historii ludzkości oraz nękających ją epidemii i zarazków. „Lekarze mają bowiem do dyspozycji nie tylko kości, ale także tkanki miękkie, takie jak mięśnie czy tkanka tłuszczowa. Ogniska chorobowe są w nich zachowane szczególnie dobrze”. Największą niespodzianką okazała się wspomniana już dziecięca mumia z Ameryki Południowej. Szybko zidentyfikowano ją jako należącą do kultury Chancay, kwitnącej między rokiem 1000 a 1450 w rejonie obecnej stolicy Peru, Limy, ponieważ w grobie malca znaleziono charakterystyczne dla tej kultury dary na drogę w zaświaty – pasiaste, wyszywane płótna, kalebasę, ozdobę z piór, drewniane wrzeciono ze śladami włókien wełny lamy. Głowa miała charakterystyczny kształt, nazywany przez specjalistów wieżowym. Indianie Chancay bandażowali głowy małym dzieciom, aby czaszki stawały się płaskie i wysokie, a pole widzenia oczu szersze. Analiza rozpadu izotopu węgla C14 przeprowadzona w Zurychu dowiodła, że dziecko zmarło około 1334 r. Kiedy naukowcy skierowali na skórę mumii promieniowanie ultrafioletowe, spostrzegli na całym ciele osobliwe pomarańczowe plamy, przypominające odpadającą starą farbę. Dziwne plamy zostały przebadane w laboratorium w Kolonii. Okazało
Tagi:
Krzysztof Kęciek