Nigdy nie zapomnę pierwszego gwałtu. Ani następnych Idę w gromadzie wziętych w niewolę i zrezygnowanych. Nasza grupa powiększa się po każdym postoju w mijanych domach. Boko Haram handluje dziewczętami szacowanymi jak sztuki bydła. Nie mogę poznać mojego miasta, tak bardzo odmienił je kataklizm brutalnej napaści. Widzę spalone ciała, zrujnowane budynki, splądrowane sklepy. Nad Damasak zapadły ciemności. To wszystko przyprawia mnie o zawrót głowy. Nasza gromada idzie ciemnymi ulicami, przerażona głuchym dudnieniem buciorów terrorystów, które brzmi dziwnie głośno, triumfalnie. Są silni i dobrze o tym wiedzą. Zbliżamy się do luksusowej rezydencji strzeżonej przez uzbrojonych ludzi. (…) Strażnicy pokazują nam nasze nowe więzienie i każą usiąść na środku dziedzińca. Skupiamy się na syntetycznych matach. Jest dość ciasno. Ile nas tu zebrano? Chyba około 40. Większość stanowią moje rówieśnice, starsze zbliżają się pewnie do 25 lat. Jest też kilkoro dzieci, ale znacznie mniej, niż widywałam tam, gdzie znalazłam się na początku i gdzie rozdzielono mnie z Mamą, Lawali, Lejlą i Chadidżatu. • Tęsknię za rodziną. Co stało się z Babą? Czasami mam do niego żal, że uciekł, zostawiając nas same i bezbronne wobec tych bestii. Często też myślę o przyjaciółkach. O Bintu, której nie widziałam od dnia ataku. Obie byłyśmy w klasie, kiedy rozległy się pierwsze wystrzały. Spojrzałyśmy tylko na siebie, osłupiałe i wystraszone, a potem uciekłyśmy. (…) Mój buntowniczy temperament łagodniał przy Bintu. Byłyśmy najlepszymi uczennicami w klasie – pracowitymi i poważnymi. I lepiej było dla chłopców nas nie zaczepiać – biada temu, który odważył się z nas drwić! Moja przyjaciółka i ja byłyśmy dziewczynkami z dobrych rodzin, wychowanymi w poszanowaniu tradycji. Pogrążyłam się we wspomnieniach, z których nagle wyrwał mnie czyjś głos. (…) „Teraz będziecie tu mieszkać. Jesteście dziećmi niewiernych. Zajmiemy się wami. Przekażemy wam dobre zasady i prawdy. Zrobimy to, co powinni zrobić wasi rodzice: wskażemy wam dobrą drogę”. Jakaś młoda kobieta zaczęła błagać: „Proszę, pozwólcie nam wrócić do rodziców. Czy nie widzicie, co zrobiliście z naszym miastem? Proszę, pozwólcie nam odejść”. Prosiła, płakała, zachęcając wszystkie nas, byśmy też prosiły i płakały. Bezlitosny głos plunął jadem, który powoli zabijał: „Zabiliśmy waszych rodziców. Teraz to my zajmiemy ich miejsce. A wy albo będziecie nam same posłuszne, albo was do tego zmusimy!”. (…) Wraz z towarzyszkami niedoli rozglądałam się po tym nowym więzieniu. Podzieliłyśmy się pokojami, a potem zabrałyśmy do przygotowania posiłku. I znów czekało mnie zaskoczenie: ujrzałam istną jaskinię Ali Baby. Całe pomieszczenie było wypełnione zapasami żywności. Nigdy wcześniej nie widziałam tyle jedzenia w jednym domu. Można było pomyśleć, że jesteśmy w sklepie. Było tam wszystko: pomidory w puszkach, fasolka, torby ryżu, makaron, mleko, mydło… a nawet woda w plastikowych butelkach. To był łup tych grabieżców, tych złodziei bez czci i wiary. (…) Bezsenna noc. W pokoju na matach spało nas dziesięć, ale musiałyśmy dzielić się jednym jedynym dużym kocem. (…) Czas odmierzał rytm prac porządkowych i kuchennych, posiłków i… zabijania. (…) Późnym popołudniem zgrzyt bramy, której dniem i nocą strzegł oddział Boko Haram, wyrwał mnie z apatii. Podszedł do nas mężczyzna, wzywając, byśmy się zebrały wokół niego. Oznajmił: „Jestem marabutem. Przyszedłem, by nauczać was Koranu. Siądźcie w parach, żeby korzystać po dwie z jednego egzemplarza. Zrobimy z was prawdziwe muzułmanki”. Szybko wypełniłyśmy jego polecenie. Otworzyłyśmy Świętą Księgę, by odczytać na głos wskazaną surę. Człowiek podający się za marabuta nie wyjaśniał ani nie komentował tekstu. Krążył pomiędzy dziewczętami, przyglądał się niektórym, potem zawrócił i usiadł. Sąsiadka trąciła mnie łokciem i szepnęła: „Zauważyłaś? Chyba wpadłaś mu w oko”. Zadrżałam. Wpatrzona w Koran, żarliwie modliłam się do Allaha, udając, że czytam. Recytacja dobiegała końca. Mężczyzna wyszedł, a ja odetchnęłam, chociaż niepewność co do jego intencji była dla mnie straszna. (…) • Mijały dni. Boko Haram postanowiło spisać nasze imiona. Zrozumiałam po co, kiedy zawołano naszą przyjaciółkę: „Ajszatu, chodź tu”. Podeszła z Adamą na plecach. „Poznasz dziś swojego