Porwany przez piratów

Porwany przez piratów

Płynął samotnie przez wiele mórz. I nagle gdzieś przepadł, został tylko jacht Najpierw był dzwonek telefonu, potem odległy, obcy głos radiotelegrafisty; informował ją, iż za jego pośrednictwem będzie rozmawiać z mężem, który właśnie żegluje na wodach Zatoki Adeńskiej. Barbara Zabłocka stała ze słuchawką przy uchu, we własnym domu w Biskupicach Melsztyńskich. Chociaż od tygodni oczekiwała na jakiś sygnał od Krzysztofa, wcale nie liczyła aż na tyle szczęścia. Dotychczas kontaktowali się przeważnie za pomocą listów i wysyłanych w nich kaset. A tymczasem taki fart, cud niemalże, bo tak tylko można nazwać porozumienie się męża z polskim statkiem, których przecież po wodach świata pływa niewiele. Z tej radości puszcza mimo uszu niepokojące informacje Krzysztofa o nowych praktykach piratów. Nie, jego na pewno nic złego nie spotka, przepłynął przecież swoim jachtem o ciepłej nazwie „Sadyba” już trzy oceany i jest tak blisko celu. Za tydzień, no, może za dziesięć dni będzie w Dżibuti. Potem tylko skok przez Morze Czerwone – dla bezpieczeństwa z flotyllą holenderskich jachtów – i wielki, cudowny finał. Trzeba kończyć, choć ona ma mu tyle do powiedzenia, ciekawe, jak zareaguje na przebudowę domu. Wkrótce stanie w nowych progach… Ale kiedy po dziesięciu dniach wciąż nie otrzymuje żadnej informacji od męża, zaczyna się niepokoić. Jeszcze próbuje sobie tłumaczyć, że może coś go zatrzymało albo wiatru nie miał, a wiadomo, jak nie lubił pływania na silniku. W końcu jednak chwyta za słuchawkę i dzwoni do Dżibuti. Lecz w porcie i na kotwicowisku nikt nie słyszał o Krzysztofie Zabłockim. Coraz bardziej przerażona kontaktuje się z najbliższą polską placówką dyplomatyczną w Sanie (Jemen) i Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Ostatnia kartka Rozpoczyna się akcja poszukiwawcza, która potrwa półtora roku. Zdjęcia zaginionego żeglarza pojawią się w każdym porcie Zatoki Adeńskiej. Wielu ludzi przychodzi z bezinteresowną pomocą: Włosi, Anglicy, zaprzyjaźnieni żeglarze ze Skandynawii, a nawet Somalijczycy mieszkający w Polsce i poza nią. Bezcenne jest wsparcie ambasady w Sanie. Lecz z upływem czasu wyczerpuje się determinacja poszukujących. Tylko ona, Barbara, wciąż wierzy, że Krzysztof żyje. – Skoro jakimś dziwnym zrządzeniem losu było mi dane rozmawiać z nim przed samym zaginięciem, nie mógł teraz po prostu przepaść – powtarza w myślach. 5 grudnia 2000 r. angielska firma Hart zajmująca się ochroną wybrzeży przed piratami oficjalnie poinformowała ambasadę w Sanie, iż Krzysztof Zabłocki zginął, zastrzelony 20 lub 21 września 1999 r. przez piratów w okolicach Durdureh, 60 km od Bossaso. Jego ciało wrzucono do morza. Wersję tę oparto na opowieściach starszyzny plemiennej z tego rejonu, należącego do samozwańczej Republiki Puntlandu. Ambasada zawiadomiła Barbarę. Na paru odnalezionych wyrwanych z dziennika jachtowego kartkach ostatnią informacją jest lakoniczna notatka z 19 września 1999 r. Żeglarz pisze w niej, że jest zmęczony i musi chociaż trochę się przespać. Tego samego dnia, kilka godzin wcześniej, Krzysztof Zabłocki za pośrednictwem polskiego statku „Pokój” skontaktował się z żoną. Wiele tajemnic Kluczową postacią, która mogłaby rzucić więcej światła na całą sprawę, jest osoba Arkana Abdula z somalijskiej organizacji Human Rights Watch. O zaginięciu polskiego żeglarza dowiedział się na konferencji przywódców państewek somalijskich w Dżibuti. Następnie jako pierwszy natknął się na wrak „Sadyby”. Powiadomiona przez niego grupa z HRW dotarła na początku maja 2000 r. do zniszczonego jachtu, wykonując nawet zdjęcia obiektu. Lecz okazało się później, że nie można ich wywołać. To dzięki Arkanowi i HRW Barbara Zabłocka otrzymała nieliczne przedmioty z „Sadyby”, w tym wspomniane już strony z dziennika jachtowego. Kiedy próbowała skontaktować się z Arkanem, by zdobyć więcej informacji, mężczyzna zniknął. Podobno był chory i wyjechał gdzieś do Europy. Inny Somalijczyk, od lat zamieszkały w Skandynawii, który początkowo z ogromnym entuzjazmem podjął się poszukiwań zaginionego żeglarza, uruchamiając swoje kontakty w Somalii, nagle wycofał się bez słowa wyjaśnienia. Powiadomił jedynie Barbarę, iż najprawdopodobniej jej mąż zginął podczas strzelaniny, gdy na jacht opanowany już przez piratów napadli inni rozbójnicy. Tajemnicze zachowania osób zaangażowanych w akcję, dziwne ślady na otrzymanych przedmiotach oraz nieodnalezienie ciała żeglarza stawiają los Krzysztofa Zabłockiego pod znakiem zapytania. Nawet Adam Borzyszkowski z Prokuratury Rejonowej

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 04/2002, 2002

Kategorie: Reportaż
Tagi: Helena Leman