Nowojorscy strażacy zostawiają rodziny dla żon kolegów, którzy zginęli 11 września „11 września mój mąż wyruszył do strefy zero i tak naprawdę nigdy nie wrócił do domu. Tego dnia ocalał, lecz nasza rodzina umarła”, żali się Mary Koenig, matka dwóch nastoletnich synów. Gerry Koenig opuścił swą żonę, wystąpił o rozwód i zamieszkał u Madeline Bergin, wdowy po Johnie, który 11 września 2001 r. zginął pod gruzami World Trade Center. Koenig i John Bergin służyli w tej samej 5. Kompanii Departamentu Straży Pożarnej Nowego Jorku (FDNY). Mary Koenig wyjawiła na łamach tabloidu „New York Post” „mały brudny sekret” departamentu. Co najmniej 12 strażaków rzuciło się w ramiona wdów po swych kolegach, ofiarach zamachu na Amerykę, opuszczając bez skrupułów żony i dzieci. „To naprawdę rozdziera serce. Ci ludzie pohańbili nie tylko swoje rodziny, ale także pamięć tych, którzy są bohaterami, którzy byli ich braćmi”, żali się porzucona kobieta. „New York Post” opublikował złośliwą karykaturę – strażak pochyla się nad konającym w strefie zero kolegą i mówi: „Żegnaj, drogi przyjacielu. A swoją drogą, czy twoja żona ma we wtorek wolne?”. Oburzeni firefighters z Nowego Jorku wezwali do bojkotu szargającego świętości brukowca. W nowojorskiej metropolii wybuchł skandal, bowiem tamtejsi strażacy uważani są za prawdziwych bohaterów narodowych. Wygłaszano na ich cześć podniosłe przemówienia, nazwano ich „najdzielniejszymi”. Aż 343 funkcjonariuszy nowojorskiej straży pożarnej straciło przecież życie w atakach terrorystycznych 11 września. Polegli na służbie zostawili rodziny. Zgodnie z niepisanym, ale przestrzeganym w Nowym Jorku od ponad 100 lat obyczajem strażacy opiekują się wdowami i dziećmi po kolegach, którzy nie wrócili z akcji. FDNY nigdy przedtem jednak nie poniósł takich strat, nigdy nie przeżył podobnej katastrofy. Aż 150 firefighters podjęło się roli opiekuna. Kilka dni po zamachach Gerry wyznał swej żonie, że kiedy był chory na raka, zawarł z Johnem Berginem osobliwy pakt – jeśli któryś z nich umrze, ten drugi zatroszczy się o wdowę. „Powiedział mi: Przyrzekłem Johnowi, iż nigdy nie opuszczę Madeline”, a potem wypłakiwał się, śpiąc w moich ramionach”, wspomina gniewna Mary. Mary Koenig była zaprzyjaźniona z Madeline, więc początkowo nie przejmowała się, że jej mąż stał się tak czułym opiekunem. Ale Gerry coraz rzadziej bywał w domu, całymi dniami przesiadywał u zachwyconej tym wdowy, zabierał na wycieczki jej dzieci. „Raz były urodziny, potem rocznica ślubu Johna, to znów coś dla dzieciaków. Myślę, że szukał pretekstu”, żali się pani Koenig. Kiedy w grudniu 2001 r. zabrała swych synów (obecnie w wieku 13 i 16 lat) na przyjęcie bożonarodzeniowe dla rodzin strażaków, doznała szoku – jej mąż przyszedł z dziećmi Berginów. Koenigowie kupili piękną działkę, aby postawić na niej dom, lecz Gerry najwidoczniej nie miał już do tego serca. Koledzy z 5. kompanii spostrzegli, co się święci i zaalarmowali swego kapitana. Ten zbadał sprawę i polecił Koenigowi wrócić do żony. Jak było do przewidzenia, strażak odmówił. Został ukarany naganą, ale nie przejął się nią. W kwietniu 2002 r. małżeństwo się rozpadło, w listopadzie roku następnego sąd orzekł rozwód. „Przeżyłam stratę, której nikt nie dostrzegł ani nie rozumiał, a Madeline Bergin doznała straty, którą widział cały świat. Straciłam męża, życie i przyszłość. Muszę tu siedzieć i zastanawiać się, kim jestem, kim chcę być, co mam zrobić z resztą moich dni”, mówi zrozpaczona Mary. Porucznik John Zazulka z brooklyńskiego oddziału FDNY zostawił Susan, swą małżonkę od 20 lat, i czworo dzieci w pierwszą rocznicę dramatu z 11 września. Powiedział tylko: „Nie jestem szczęśliwy”. Nowe szczęście znalazł przy boku Debbie Amato, wdowy po Jamesie, koledze z oddziału. 18-letnia córka porucznika, Kristin Zazulka, nie kryje oburzenia: „Wiedzieliśmy, że opiekuje się rodzinami ofiar, byliśmy z niego dumni. W najczarniejszych snach nie spodziewaliśmy się, że może się tak skończyć”. Kristin opowiada, jak jej ośmioletnia siostra spostrzegła przez okno, że tatuś wchodzi do domu babci, prowadząc za rękę córeczkę Debbie Amato. „A siostrzyczka przez cały czas miała nadzieję, że wróci do domu”. Porucznik Zazulka nie płaci porzuconej małżonce alimentów
Tagi:
Jan Piaseczny