Oficer ABW powiedział podczas przesłuchania, że ma takie pytanie poza protokołem: Niech pan nam wystawi Gierowskiego Z Tomaszem Grodzkim rozmawia Artur Zawisza Czy zrobił pan to, o co oskarżał pana prokurator? – (milczenie) A czy przed aresztowaniem były jakieś sygnały, że organy ścigania interesują się PEPEES? – Główna księgowa, która w tym czasie była w okresie wypowiedzenia, przyszła do nas z pretensjami, że napuszczamy na nią ABW. Dostała wezwanie, ale nie wiedziała dokładnie, w jakiej sprawie. Kiedy powiedziała wam o ABW? – W styczniu 2003 r. A kiedy ruszyła sprzedaż spółek? – Około dwóch miesięcy wcześniej. W listopadzie sprzedaż Serwisu, w grudniu podpisanie umowy w sprawie Spido. Nie spodziewaliście się zatrzymania? – Przyjechało kilka samochodów, nie pamiętam, cztery albo pięć. Zawodowcy, doskonale znali rozkład pomieszczeń, część panów poszła do kolegi, część do mnie i zrobili to tak, żebyśmy już nie mieli ze sobą żadnego kontaktu. Byli po cywilnemu, w garniturach, pojechaliśmy razem do mojego mieszkania na przeszukanie, uwierzyli mi na słowo, że dokumentacji firmowej tam nie trzymam. W zasadzie nie zabezpieczyli żadnych dokumentów. Poza naszym zatrzymaniem nic ich nie interesowało. Czyli to było rutynowe zatrzymanie? – Tak, tyle że wśród nich byli wysocy rangą funkcjonariusze: jakiś major i pułkownik. Ci niżsi rangą chcieli jeszcze czegoś poszukać, ale ci wyżsi powiedzieli: Dajcie spokój, nie kompromitujcie się. Wypili herbatę. Andrzej Barcikowski w Telewizji Polsat przyznał kilka lat później, że wykorzystanie ABW w tej akcji nie miało żadnego uzasadnienia. Ani PEPEES nie był firmą strategiczną, ani zarzuty nie upoważniały agencji do akcji takich rozmiarów. Wtedy nie podejrzewał pan jeszcze, że to może dłużej potrwać? – Zawieźli nas do prokuratury pod pozorem złożenia wyjaśnień. Tylko oględnie poinformowali mnie, że chodzi o spółki zależne. I czego się pan dowiedział w prokuraturze? Jakie padły zarzuty? – Najpierw zacząłem się śmiać. Prokurator z pełną celebracją właściwą urzędowi zaczął wykładać, że chodzi o szkodę powstałą w wyniku sprzedaży spółek, że to szkoda wielkich rozmiarów itd. Jak pan się bronił? – Kiedy powiedziałem mu, że ma przed sobą dokumenty firmy, że jest Kodeks spółek handlowych – było widać, że nie bardzo się w nich orientował – jego jedynym argumentem było: „No przecież minister złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa”. Rozmawiał pan z ministrem Sitarskim? Próbował pan z nim wyjaśnić tę sprawę? – Tylko na sali sądowej. Powołałem go jako mojego świadka. Kiedy zapytałem go, czy ministerstwo kiedykolwiek nie otrzymało odpowiedzi, o które prosiło, powiedział, że nie. A czy w tym wypadku złożył jakieś zapytanie, żeby wyjaśnić motywy złożenia doniesienia? Również powiedział, że nie. Skarb państwa miał swojego przedstawiciela w radzie nadzorczej i były protokoły z posiedzeń, więc informacje o działaniach zarządu miał w zasięgu ręki. O swoich wątpliwościach minister poinformował prokuraturę, a ta uznała jego pismo za wystarczające do naszego zatrzymania i postawienia zarzutów. Tylko tyle? – Były jeszcze zeznania księgowej, głosy związkowców, że przed zmianami w firmie było lepiej, a któraś z pań z ministerstwa, młoda księgowa, policzyła, że kiedy można mieć milion i jednocześnie go nie mieć, to strata wynosi razy dwa. Czyli 2 mln… Przed sądem tłumaczyła się, że nie ma doświadczenia… ? – Dlatego na początku sytuacja budziła we mnie śmiech. Sąd zastosował areszt. – Wniosek prokuratora sąd przyklepał automatycznie. Jeszcze przed wyrokiem uniewinniającym Paweł Zalewski w Polsat News tłumaczył, że w takich sprawach uniewinnienia stanowią niewielki procent, co chyba miało być uzasadnieniem zatrzymania. Nie twierdzę, że w sprawach gospodarczych zawsze ściga się ludzi niewinnych, ale myślę, że jest sporo takich, którym nie udaje się wybronić, jak chociażby w naszej sprawie. Nabywca udziałów w spółce Serwis przy pierwszym przesłuchaniu poddał się dobrowolnie karze i zaraz wyjechał do Anglii do pracy fizycznej. Niewinny człowiek tak szybko zrezygnował z obrony swojego dobrego imienia? – Ludzie się boją. Wszystkich oskarżonych było 15. Wobec 14 osób zarzuty zostały wycofane. Jedna została skazana, bo za szybko się przyznała. W pismach do sądów powtarza pan słowa o „specjalnych działaniach prokuratury”. Co to znaczy? – To cały zestaw niedociągnięć. Niepodlegająca negocjacjom kwota poręczenia 200 tys. zł. Ustalony na kilka dni tryb jej wpłaty, odbiegający od przepisów
Tagi:
Artur Zawisza