Poświęcone na „pe”

Czy „Żyd” jest wulgaryzmem? – dziwił się publicznie red. Michał Cichy z „Gazety Wyborczej”. I przytaczał idiotyczne, cenzorskie decyzje Biura Reklamy TVP, która kasowała z reklamówek kinowego filmu „Miasteczko South Park”, komedii skandalizującej, dla dorosłych, wyrazy uważane za wulgarne, nieprzyzwoite, czy niepoprawne politycznie. Problem w tym, że ów film, to „taki rysunkowy „Monty Python” końca wieku. Żeby było pieprzniej, bohaterowie są ośmiolatkami. Zachwycają się głupimi dowcipami, rzucają mięsem, ile wlezie, i kalają wszelkie możliwe świętości”. Biuro Reklamy TVP zobowiązane do przestrzegania ustawy o radiofonii i telewizji, gdzie zapisano nakaz respektowania „wartości chrześcijańskich”, a także jeszcze ciepłej ustawy o ochronie języka polskiego, gdzie nakazano plewić wulgaryzmy, zareagowano z urzędniczą rutyną. I dla świętego spokoju wszystko co kontrowersyjne, podpadające pod ustawy, mówiąc językiem premiera Buzka – „wypinkowało”. Z tego drwi publicysta „Wyborczej”. Słusznie, tylko że za późno. Nie tak dawno, kiedy w Sejmie była ucierana ustawa o ochronie języka polskiego, gazeta-matka red. Cichego popierała – tak jak Unia Wolności – świątobliwą walkę z „wulgaryzmami”. Kiedy nieliczna grupa posłów SLD przeciwstawiała się takim, prowadzącym do tych idiotyzmów, zapisom, słyszeliśmy, iż jesteśmy maniakami wulgaryzacji i kryptoobrońcami wulgarnego niezwykle tygodnika ”NIE”. Albowiem zdrowy rozsądek miał zwyciężyć i wulgaryzmy języka Piłsudskiego, Napoleona, czy Kazimierza Dejmka zostać miały ocalone dla kultury światowej i narodowej. Nikt nie będzie cenzurował Głowackiego, Janusza rzecz jasna, nie Aleksandra, czy Jamesa Joyce’a albo „zwrotniki” Henry Millera, zapewniano. Już raczej wypowiedzi Leszka Millera. Wyszło na nasze. Urban świntuszy, jak chce, bo jest u siebie, we własnym domu, a telewizja publiczna i komercyjna, wydawnictwa, stale są pod ogniem różnego rodzaju świętoszków, niezwykle poważnie i literalnie traktujących ustawy. W piątek, 3 marca, kiedy ów tekst piszę, za godzin parę Sejm przegłosuje poprawki do kodeksu karnego, wprowadzające bicz prawny na erotykę wszelkiej maści. Oba warianty zmian kodeksu karnego, sejmowy i senacki, są restrykcyjne i dają możliwość różnym gorliwcom do cenzurowania dzieł kultury. Urzędnikom, pracownikom wystawionych na sztych takich gorliwców instytucji przynoszą strach przed wychylaniem się, przed ewentualnym złamaniem idiotycznej, ale przecież obowiązującej, regulacji prawnej. To zrozumiałe, że kiedy ma się do wyboru ryzyko otarcia się o naruszenie prawa albo święty spokój, wybiera się drugie rozwiązanie. Po co wikłać się w korespondencje z oszołomami, po co trudzić się odpisami do prokuratury pobudzonej donosami oszołomów. Przecież zamiast słowa ”pedał”, ”Żyd”, czy ”kuciapka” można zastosować znany ze stanu wojennego nawias, albo współczesne, elektroniczne, multimedialne ”Piii!!!”. W przeddzień głosowania nad antyerotycznymi zmianami w kodeksie karnym ultrakatolicka sejmowa Komisja Rodziny zorganizowała pokaz szwedzkiego filmu dokumentalnego, ”odsłaniającego kulisy przemysłu pornograficznego”, pt. ”Szokująca prawda”. Najbardziej szokująca była filmowa ścieżka dialogowa w języku polskim. Pełna kloacznych określeń seksualnych. Antypornografiści w swym misjonarskim zapędzie nie skorzystali ze współczesnego, subtelniejszego języka erotycznego, tylko nafaszerowali wypowiedzi twardym „pierdoleniem”. I tak to będzie, jeśli się zakazuje, czyli kasuje. A także oszołomiasto ewangelizuje. Czyli świat wulgaryzuje.     Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2000, 2000

Kategorie: Blog