Rok po katastrofalnym wycieku Zatoka Meksykańska zadziwia umiejętnością samoleczenia, ale i zatrważa symptomami chorób, które ujawnią się w przyszłości Na piaszczystych plażach zatoki nie ma już śladu po rdzawej mazi, której 200 mln galonów wypluła z siebie przez 87 dni dziura w oceanicznym dnie. Wtedy wydawało się, że czas się zatrzymał. Dramat zamienił się w koszmar, narastający z każdą nieudaną próbą zatkania nieszczęsnego otworu. Fiaskiem zakończył się nawet wariant nazwany przez BP top kill, niefortunnie sugerujący zakończenie czegoś, co zdawało się nie mieć końca. Mieszkańcy rzucili się na pomoc akwenowi, który ich żywił. Z perspektywy czasu okazuje się jednak, że człowiek narozrabiał, ale posprzątała natura. Rozprawiliśmy się z niecałymi 30% ropy, która wylała się do zatoki. Reszta została rozproszona na skutek procesów zachodzących w zatoce od pradawnych czasów. Wyszło na jaw, że do wód zatoki z leżących pod nią pokładów w naturalny sposób sączy się ropa i ekosystem nauczył się sobie z nią radzić. Istnieją na to historyczne dowody – przedmioty domowego użytku i łódki Indian żyjących na tamtym obszarze noszą ślady impregnowania asfaltem, który musieli pozyskiwać z takich naturalnych plam. Według szacunków amerykańskiej Narodowej Rady Nauki 82% ropy, która przedostawała się do zatoki w latach 1990-1999, to była właśnie taka ropa pochodzenia naturalnego. Przekłada się to na 43 mln galonów rocznie. Oczywiście katastrofa Deepwater Horizon drastycznie zmieni ten obraz, bo przecież ropy uciekło pięć razy więcej. Natura ma czas Szczegółowy wykaz zniszczeń, jakich środowisko doznało z powodu wycieku, nie jest jeszcze znany, bo naukowcom nie udało się przygotować raportu końcowego. Za nimi, a pewnie i przed nimi tytaniczna praca – dotychczas zrobili 35 tys. zdjęć, przeszli 4 tys. mil i pobrali 40 tys. próbek wody, mułu oraz tkanek. Pewnych rzeczy nie da się przyspieszyć. Nic nie można zrobić w przypadku występujących na tym obszarze żółwi, których jaja pieczołowicie zbierano i oczyszczano z ropy. Choć współczynnik wykluć był zbliżony do naturalnego, prawdziwy wpływ na organizmy młodych żółwi da się ocenić dopiero za 20 lat, kiedy wrócą do zatoki złożyć jaja. Podobnej lekcji udzieliła katastrofa tankowca „Exxon Valdez”. Liczebność lokalnej populacji śledzi załamała się dopiero trzy lata później. Złożoność ekosystemu Zatoki Meksykańskiej zaskakuje najtęższe umysły. Z jednej strony, znaleziono dowody na to, że głęboko na dnie żyją bakterie, które dosłownie żywią się ropą i metanem w niskich temperaturach. Z drugiej strony, natrafiano na martwe połacie dna pokrytego oblepioną ropą mikrofauną. 7 mil od plującej ropą dziury odnaleziono martwą kolonię koralowców. Nie wiadomo, ile zwierząt wyginęło. Te odnalezione martwe na plażach lub w szuwarach w żaden sposób nie oddają kompletnego obrazu. Naukowcy mówią, że choć po wycieku „Exxon Valdez” naliczono 30 tys. martwych ptaków, to całkowite szacunki opiewały na 250 tys. – a zatem osiem razy więcej. Istnieją więc uzasadnione obawy, że podobny przelicznik należy zastosować także w tym przypadku. Do różnych gatunków zresztą. Największe obawy budzi los ssaków wodnych, przede wszystkim delfinów, u których zaczęto obserwować nietypowe zachowania. Poza tym na plażach znajduje się znacznie więcej małych i nierozwiniętych jeszcze delfinów. Potwierdza to najgorszą z obaw, że potomstwo poczęte w tych warunkach nie będzie pełnowartościowe. Ludzie Jak pisaliśmy w „Przeglądzie”, amerykańskie stacje telewizyjne pokazywały ludzi pozbawionych nadziei – właścicieli pensjonatów i lokalnej gastronomii, przedsiębiorców związanych z przetwórstwem i rybołówstwem. Pokazywano puste plaże i puste magazyny. BP postanowiło zadośćuczynić dotkniętym katastrofą, ustanawiając fundusz w wysokości 20 mld dol. Zarządzanie środkami i wypłatami przekazano w ręce doświadczonego prawnika i mediatora Kennetha Feinberga, który administrował już podobnym funduszem utworzonym do wypłat odszkodowań po tragedii 11 września 2001 r. Aby zrekompensować straty powstałe w wyniku przestojów w biznesie, Feinberg do 23 listopada wypłacił 3,5 mld doraźnej pomocy, po czym przeszedł do wypłacania konkretnych odszkodowań. Mediator przyjął, że straty za 2010 r. będą wynagradzane podwójnie; wyjątkiem są hodowcy ostryg, którym wypłacana będzie czterokrotność poniesionych strat. Ci, którzy zdecydują się przyjąć odszkodowanie, zrezygnują z dalszych roszczeń
Tagi:
Kuba Kapiszewski