Powrót Królewny Śnieżki

Powrót Królewny Śnieżki

Film z 1938 r. toczy ostry bój z najnowszą animacją komputerową  “Królewna Śnieżka” Walta Disneya, jedno z najsłynniejszych dzieł w historii kina, wraca na polskie ekrany po 63 latach. To kolejny etap kampanii wytwórni Disneya, która czuje się zagrożona inwazją nowych firm animacyjnych, zwłaszcza japońskich. “Dinozaura” czy “102 dalmatyńczyki” obejrzało po pół miliona widzów, co wobec disnejowskiej tradycji gigantycznej frekwencji jest rezultatem skromnym. “Królewna Śnieżka” pojawiła się na ekranach kin 25 maja jako prezent na Dzień Dziecka od Syreny Entertainment Group. Jesienią bieżacego roku film będzie dostępny na kasetach wideo. Tym razem “Królewna Śnieżka” wyrusza na wojnę. Konkurencja jest bez porównania silniejsza niż w latach 20., kiedy to Disney z łatwością pokonywał znacznie mniej utalentowanych kolegów rysowników. Dziś ma się zmagać na przykład z Cartoon Network – pierwszym i jedynym na świecie kanałem telewizyjnym wypełnionym filmami animowanymi. A jest on częścią giganta medialnego Time Warner Inc., w którego posiadaniu znajduje się najbogatsza na świecie kolekcja filmów animowanych. “Johny Bravo”, “Scooby Doo”, “Flinstonowie” i “Batman” to filmy, które każdego dnia goszczą w 44 milionach domów w Europie. Osobną konkurencję dla Disneya stanowią animacje japońskie wytwarzane na komputerach najnowszej generacji. Łatwość ich produkowania bierze się stąd, że maszyny te można zaprogramować tak, by pośrednie fazy ruchu postaci wykonywały same. Podobnie ramowo zarysowany jest także sam scenariusz, który opiera się najczęściej na skrajnie skonwencjonalizowanych scenach walk, pościgów i rywalizacji. Najbardziej znany w świecie jest serial “Księżniczka Mononike”, który producenci reklamują jako “animację w stylu Kurosawy”. Ta historia rysunkowa często szokuje europejskiego widza scenami przemocy i seksu. Firmy japońskie są właś-nie w trakcie inwazji na rynki zachodnie. Japoński film animowany, który starszym widzom wydaje się prostacki i mechaniczny, jest znacznie wyżej ceniony przez pokolenie najmłodszych, wychowanych na współczesnej kulturze masowej. Postacie z japońskich kreskówek mówią o wiele mniej niż disnejowskie zwierzaki, większość odczuć wyrażają mimiką. Sytuacja na ekranie przedstawiona jest w generalnym zarysie: pogoń, pułapka, walka oddane zostają kilkoma podstawowymi ruchami. Poza tym Japończycy biorą na warsztat rdzennie europejskie fabuły. “Kometa nad Doliną Muminków”, według literackiego pierwowzoru Tove Jannson, zyskała rysunkowy wyraz właśnie dzięki Japończykom. Disney ma jednak atuty historyczne. Nikt przed nim ani po nim nie dysponował taką wyobraźnią wizualną. “Ma wszystkie niedociągnięcia i błędy, jak to bywa przy pierwszej próbie” – napisał po premierze “Królewny” “The Observer”. Tymczasem “Królewna Śnieżka” pozostaje od przeszło 60 lat jednym z najlepiej sprzedających się towarów made in USA. Pod koniec minionego stulecia oszacowano, że przyniosła producentom 400 mln dolarów. “Królewna” do dziś oceniana jest jako jedno z najpoważniejszych przedsięwzięć w historii kina. Prace nad rysunkami do filmu trwały aż trzy lata, a budżet zamknął się gigantyczną, jak na owe czasy, sumą 1,5 miliona dolarów. To nie przypadek, że produkt filmowy z 1938 r. do dzisiaj z powodzeniem konkuruje ze światową animacją. “Królewna Śnieżka” była osiągnięciem produkcyjnym samym w sobie. Poprzeczkę realizacyjną ustawiono tak wysoko, że i dziś – w dobie nieporównanie bardziej zaawansowanej techniki trudno doścignąć wizję reżysera. Najlepiej widać to w detalu. Po wielu bezowocnych próbach nadania twarzy królewny miłej karnacji, rysownicy podjęli się nakładać barwnik na twarz dziewczyny bezpośrednio na taśmie filmowej – klatka po klatce. Wymagało to oczywiście zegarmistrzowskiej precyzji, ale królewna demonstruje do dziś wytworny róż. Analogicznie windował Disney wymagania w zakresie animacji. Odrzucał jedną po drugiej wersje sceny, w której leśne zwierzęta pomagają Śnieżce zmywać naczynia. Wszystkie wydawały mu się zbyt banalne i statyczne. W ostatecznej wersji nawet puszysty ogon wiewiórki, który posłużył za ścierkę do naczyń, wykonuje w filmie osobny taniec. Z kolei postacie krasnoludków wzorowane były na figurach starców, którzy przechadzali się przed sztabem rysowników, wykonując drobne skecze – jeden grał “śpiocha”, drugi “mądrego”, trzeci “pracusia”, a inny “gapcia”. Każdy miał zostać na papierze wyposażony w odpowiednią choreografię. I dziś oglądamy na ekranie paradę indywidualistów. To, że dzisiaj disnejowskie produkcje toczą ostry bój

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 23/2001

Kategorie: Kultura