Powrót nad Czeremosz

Powrót nad Czeremosz

Tablica upamiętniająca dawnych polskich mieszkańców ukraińskiej wioski przegrała z powodzią Niech pan powie przewodnikowi, że pamiętam go sprzed trzech lat. Niech nie udaje, że nie wie, tu nie przychodzi się z pustymi rękami – rzuca ostrzegawczo starszy pogranicznik, oddając kierowcy 13 paszportów. Busik ma na przedniej szybie tablicę „Polsko-ukraiński projekt ŁĄCZY NAS WSPÓLNA HISTORIA”. Teraz łączy nas też inne doświadczenie: powódź, która w lipcu dotknęła Ukrainę. Cztery lata temu Edward Łysiak, którego mama urodziła się i dorastała nad Czeremoszem, w Rybnej, podjął się nawiązania kontaktów z Ukraińcami, obecnymi mieszkańcami wsi. Powstał projekt wymiany, w którym brała udział młodzież polska i ukraińska. Historia ożyła. To już trzeci wyjazd na Ukrainę, kolejne spotkanie, tym razem jedzie też 80-letnia Helena Łysiak. Chce się pożegnać ze swoimi miejscami. Auto siada, nie dość, że 13 osób, to dwie marmurowe tablice i pełne torby rzeczy dla powodzian. Pasażerowie w większości mieszkają nad Odrą, bezlitosną w 1997 r. Pamiętają, jak to było. Komu flagę, komu miotłę Jest 9 rano, dość szybko, po dwóch godzinach oczekiwania opuszczamy granicę Unii Europejskiej. W dniu narodowego święta, 17. rocznicy uzyskania niepodległości Ukrainy obchodzonej 24 sierpnia, służbiści celnicy i pogranicznicy odprawiają niespiesznie. W dostojnych czapkach, zwanych przez miejscowych Polaków „lotniskami”, omawiają sobie tylko znane sprawy, stojąc w grupkach i paląc, ale auta jedno za drugim przetaczają się na drugą stronę. Bożenka z Kopenhagi zaciągnęła się papierosem pod tablicą informującą, że można się skarżyć na pracę służb granicznych i celnych – pod polski numer telefonu. Przekraczanie granicy ukraińskiej to wciąż doświadczenie z dawką adrenaliny. Przed nami prawie 400 km drogi, na Pokucie i Bukowinę, celem jest iwanofrankowski obwód, miejscowości Rybna i Kuty. Edward i Bożenka jadą z mamą, Heleną z domu Tomaszewską, do miejsca jej urodzin. Grażyna z Sopotu, bratanica starszej pani, do miejsca urodzin swojego ojca, Edwarda; 30-letnia wnuczka Heleny, Agnieszka, podążą tropami babcinej historii już drugi raz. Romana i Krzysiek jadą do Kut, tam są ich ormiańskie korzenie. Roma wiezie marmurową tabliczkę na odnaleziony grób dziadka. Kuty to przedwojenna stolica polskich Ormian, u stóp Owidiusza nad Czeremoszem. Bożena jest nauczycielką, odpowiada za kontakty młodzieży z Obornik Śląskich ze szkołą w Rybnej. Krzysztof, Aneta, Michael, dziennikarz z Niemiec i autorka chętnie się przyłączyli. Powódź sprzed miesiąca na Ukrainie, największa od 100 lat na tych terenach, zniszczyła ok. 500 mostów przeznaczonych dla samochodów, ponad 700 mostów dla pieszych. Ok. 680 km uszkodzonych dróg – najbardziej poszkodowane były właśnie obwody iwanofrankowski i czerniowiecki. Drogi na Ukrainie nigdy nie zachwycały jakością, nocna jazda często kończyła się unieruchomieniem samochodu, bo drogi i ulice nieoświetlone, a wycinka fragmentów asfaltu zaskakuje i w dzień, rzadko znaki ostrzegają przed robotami drogowymi. W najniebezpieczniejszych miejscach widać jednak żółte tablice informujące o liczbie wypadków i ofiar. Do pobliskiego Chyrowa, gdzie urodził się mój ojciec i jest pochowana babcia, prowadzi nie najgorsza droga. I zmiana kolorystyki z dość przewidywalnego polskiego krajobrazu: pstre, pełne plastikowych kwiatów i wieńców cmentarze z niebieskimi mogiłkami i krzyżami, złocone kopułki kapliczek i cerkwi. Z kapliczkami konkurują zdobione jak małe cudeńka studnie, publiczne i prywatne. Walące się chałupiny niebieskie, zielone, brązowe, na zmianę z nowymi budynkami, górują nowe cerkwie, postumenty z podobiznami Iwana Franki i Tarasa Szewczenki, nowe monumentalne pomniki z dumnymi żołnierzami i kobietami z wypiętą piersią. Im dalej od granicy, tym więcej kurhanów, na których powiewają narodowe ukraińskie flagi. Wszystko wokół żółto-niebieskie, barierki mostków, wykończenia przystanków autobusowych, zdobienia budynków publicznych, stadiony sportowe, nawet sklepy czy knajpki. Na rondach „przypominacze” w barwach narodowych z hasłami o niepodległej Ukrainie. Wszędzie też żółto-niebieskie tryzuby, oficjalne godło Ukrainy od 1992 r. Na niektórych kurhanach czy kopcach powiewają też inne flagi: czarno-czerwone. – Flagi banderowców – wyjaśnia ktoś w busiku. Sambor, Drohobycz, Stryj, Iwanofrankowsk, ronda, gdzie wjeżdżający ma pierwszeństwo, auta wyprzedzające z prawej. Milicja dziś łaskawa, pieniądze odłożone na „niezbędne” wydatki zostają w kasie. Przepuszczamy kolejne procesje z flagami, świętymi obrazami, żółto-niebieskimi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2008, 40/2008

Kategorie: Reportaż
Tagi: Beata Dżon