Czołowy egzekutor i kat Czerwonych Khmerów prosi o najsurowszą karę Po 30 latach od obalenia reżimu Czerwonych Khmerów w Kambodży rozpoczął się wreszcie proces ludobójców. Ale ten późny akt sprawiedliwości może się przemienić w farsę. „Jako komendant obozu byłem instrumentem w rękach kierownictwa partii. Byłem tak wiernie oddany swym zwierzchnikom jak niemiecki owczarek”, wyznał przed trybunałem w Phnom Penh czołowy oprawca i egzekutor Czerwonych Khmerów, 66-letni Kaing Guek Eav, powszechnie znany jako Duch. W czasach ludobójczego reżimu w Kambodży stał na czele więzienia Tuol Sleng, znanego także jako S-21 czy też Biuro Bezpieczeństwa. Właściwie była to katownia i obóz zagłady. Duch przyznał przed sądem, że przywożono mu więźniów jako szpiegów lub wrogów rewolucji. On miał tylko ich zmusić, aby przyznali się do winy. Nieszczęśników poddawano okrutnym torturom, dręczono elektrowstrząsami, bito przez całe noce. Prędzej czy później przyznawał się prawie każdy. Zmasakrowanych ludzi wywożono następnie na osławione Pola Śmierci pod Phnom Penh i tam mordowano, zazwyczaj ciosem pałki w kark. Maleńkie dzieci oprawcy roztrzaskiwali o drzewo, aby oszczędzić amunicję. Na protokołach z przesłuchań Duch wielokrotnie zapisywał czerwonym atramentem słowo: „unicestwić”. Z około 14 tys. więźniów osadzonych w S-21 przeżyło zaledwie siedmiu. Duch (wymawia się Doik) to pseudonim bojowy, mający naśladować ostatni ryk umierającego zwierzęcia. Przyjął go bardzo zdolny nauczyciel matematyki, Kaing Guek Eav, który zatruł się obłąkaną ideologią Czerwonych Khmerów i uznał, że w celu stworzenia nowego społeczeństwa należy zgładzić tysiące ludzi. Kiedy w styczniu 1979 r. inwazja sił zbrojnych Wietnamu zmiotła wreszcie krwawy reżim, Kaing Guek Eav ukrył się. Przyjął chrześcijaństwo, wrócił do zawodu nauczyciela, pracował dla amerykańskiej organizacji humanitarnej. Dopiero w 1999 r. wytropił go dociekliwy dziennikarz. Przed trybunałem Duch wyraził skruchę, przyznał się do winy i poprosił naród kambodżański o wymierzenie mu „najsurowszej kary”. Zgodnie z prawem Kambodży, oznacza to dożywotnie więzienie. W tym azjatyckim kraju nie ma kary śmierci. Skazany na dożywocie może się ubiegać o zwolnienie po 15 latach za kratami. Zdaniem wielu komentatorów, skrucha oskarżonego o ludobójstwo, stosowanie tortur i zbrodnie wojenne nie jest szczera. Dawny oprawca prowadzi wyrachowaną grę – przedstawia się jako ten, który musiał wypełniać rozkazy przełożonych, liczy na łagodniejszą karę, w zamian gotowy jest zeznawać przeciw mocodawcom. Proces obfituje w dramatyczne momenty. Wdowy po ofiarach zalewają się łzami i mówią, że nie potrafią przebaczyć. Przed trybunałem wystąpił Australijczyk Rob Hamill, którego brat, 28-letni żeglarz Kerry, przez pomyłkę wpłynął jachtem na wody terytorialne rządzonej przez Czerwonych Khmerów Kambodży. Wraz z dwoma towarzyszami Kerry został pojmany, poddany torturom w Tuol Sleng i zabity. Rob Hamill mówił do oskarżonego: „Czasami chciałem cię zniszczyć, tak jak ty zniszczyłeś tylu innych. Wyobrażałem sobie ciebie zakutego w kajdany, głodzonego, biczowanego i bitego pałką, wyobrażałem sobie, jak elektrowstrząsy rażą twoje jądra, jak jesteś zmuszany do jedzenia własnych odchodów, jak podcinają ci gardło. Chciałem, żebyś ty też tego doświadczył”. Oskarżony słuchał tych słów, nie okazując żadnych emocji. Komentatorzy zastanawiają się, dlaczego jako pierwszy podsądny wybrany został najmłodszy i najniższy rangą z zaledwie pięciu dawnych dygnitarzy reżimu, których postawiono w stan oskarżenia. Duch nie był przecież nawet członkiem komitetu centralnego Czerwonych Khmerów. Oprócz niego zostali oskarżeni 82-letni Nuon Chea, „Brat nr 2”, najwyższy rangą żyjący jeszcze funkcjonariusz reżimu, ustępujący w hierarchii Czerwonych Khmerów tylko samemu „Bratu nr 1” – Pol Potowi, 83-letni były szef dyplomacji Ieng Sary, jego żona, 76-letnia Ieng Thirith, minister ds. socjalnych Czerwonych Khmerów, oraz 77-letni Khieu Sampan, były prezydent Demokratycznej Kampuczy, jak nazywała się Kambodża podczas rządów tych ultraradykalnych komunistów. Na rozprawę oskarżeni czekają w nowym, wygodnym więzieniu na terenie trybunału w Phnom Penh. Warunki za kratami mają znakomite. Codziennie mogą wybierać między daniem mięsnym, wegetariańskim a rybą. Kiedy Nuon Chea skarżył się z powodu prymitywnych „kucanych” toalet, oskarżeni otrzymali sedesy spłukiwane
Tagi:
Marek Karolkiewicz