Nie potrafię się cieszyć cudzym nieszczęściem, co obecnie jest nieumiejętnością szczególnie dotkliwą. Nie od dziś wiadomo, że nic tak nie nasyca Polaków jak schadenfreude, ale ostatnio mam wrażenie, że to w ogóle jedyne pożywienie narodu. Piszę ten felieton tuż przed manifestacjami zwołanymi przez PiS w Warszawie – nie wiem zatem, jakie będą ich skala i konsekwencje – ale już sam fakt, że Kaczyński dostał tak prędko po wyborczym niepowodzeniu paliwo do zwołania wielotysięcznych demonstracji antyrządowych, napawa mnie trwogą. PiS jest partią, która rośnie na konfliktach, przyjmuje strategię konfrontacyjną i ma doświadczenie w zarządzaniu awanturami, tak by rezonans społeczny był po myśli partii. Tymczasem ostatnie tygodnie koalicji rządzącej stały pod znakiem koszarowych zmagań w tzw. kręcenie wora (zainteresowanych szczegółami technicznymi odsyłam do wspomnień Witkacego z czasu służby w carskiej lejbgwardii). Innymi słowy, dowodzenia, że „nie jesteśmy miękiszonami”. Chłopaki chłopakom chcą pokazać, że potrafią jeszcze bardziej bezceremonialnie stawiać na swoim. Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 3/2024, dostępnym również w wydaniu elektronicznym Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint