Pranie na zielono

Pranie na zielono

T-shirt with recycle logo drying on clothesline on a summer day

Coraz więcej korporacji deklaruje zaangażowanie w ochronę środowiska – i na słowach poprzestaje Jednym z najszerzej komentowanych w ostatnich miesiącach ruchów biznesowych była decyzja rodziny Chouinard, właścicieli znanej marki odzieży do sportów wyczynowych Patagonia, o przekazaniu wartej 3 mld dol. spółki w całości w ręce organizacji zajmujących się ochroną środowiska. Założyciel i prezes Patagonii, 83-letni Yvon Chouinard, już wcześniej znany był z proekologicznych działań. Sponsorował setki inicjatyw walczących ze zmianami klimatycznymi, we własnej firmie z kolei nie zawsze kierował się wyłącznie chęcią zwiększenia zysków. Patagonia, często wyśmiewana jako ulubiona marka bogaczy, popularna zwłaszcza we wciąż zmaskulinizowanym środowisku amerykańskich inwestorów kapitałowych, stosowała chociażby zasadę bezwarunkowej, powszechnej i całkowicie darmowej naprawy i wymiany ubrań. Jeśli ktoś w kamizelce Patagonii rozwalił zamek, urwał kieszeń, a nawet wypalił dziurę, firma oferowała naprawę bez dodatkowych opłat, a w razie zbyt dużych uszkodzeń wysyłała nowy ciuch czy element sprzętu. Choć wydaje się to przeciwskuteczne z biznesowego punktu widzenia, cel był szlachetny. Chouinardowi, zwanemu również „miliarderem od niechcenia”, chodziło o ograniczenie konsumpcji. Tak by przedmiotów nie do końca ekologicznych, jakimi są ubrania, w obiegu było jak najmniej. Od teraz Patagonia należy więc do dwóch organizacji, obu działających nie dla zysku. Pakiet kontrolny znajduje się w rękach Patagonia Purpose Trust, nowego podmiotu, którego zadaniem statutowym będzie kontrolowanie komercyjnych działań firmy. Patagonia jako spółka zarejestrowana w Kalifornii nadal będzie produkować ubrania i sprzęt sportowy, jednak to Purpose Trust zadecyduje, co zrobić z zyskami. A te, według obecnego planu, mają trafiać do The Holdfast Collective. To z kolei organizacja trzeciego sektora, która dzięki takiemu właśnie statusowi ma na terenie Stanów Zjednoczonych prawo do angażowania się w działania aktywistyczne, lobbingowe, sponsorowania grantów i inicjatyw mających na celu walkę z katastrofą klimatyczną i podnoszenie świadomości społecznej na temat ochrony środowiska. Co ciekawe jednak, kontrolę nad całą strukturą nadal zachowa rodzina założycielska. Yvon Chouinard w wywiadzie dla „New York Timesa” podkreślał, że do nikogo innego nie miał zaufania. Wykluczał wprowadzenie firmy na giełdę i normalną sprzedaż akcji, bo, jak sam mówił, „nawet firmy z dobrymi intencjami często są zmuszane przez swoich inwestorów do generowania szybkich zysków”. Nie chciał też całkowicie przekazać władzy w ręce innych organizacji, w których mogą zmienić się zarządy czy cele albo które mogą paść łupem polityków. Dlatego to Chouinardowie: Yvon, jego żona i dwójka dorosłych dzieci, będą wraz z grupą najbliższych współpracowników tworzyć Patagonia Purpose Trust. Tyle że nie będą już czerpać z tego zysków, a te, które już zgromadzili, przekażą na cele związane z klimatem. Pranie sumienia Historia Patagonii, choć zawiera elementy ekologicznej propagandy sukcesu (Chouinard szumnie nazwał swój ruch „oddaniem firmy w ręce planety”), jest jedną z nielicznych pozytywnych opowieści o korporacyjnym działaniu na rzecz środowiska. Dożyliśmy czasów, w których najważniejsi gracze na rynku nie próbują już negować konsensusu naukowego wokół katastrofy klimatycznej – i to samo w sobie jest sukcesem. Sama świadomość jednak nie wystarczy. Zwłaszcza że w zdecydowanej większości przypadków nie idą za nią żadne konkretne działania. Termin greenwashing jest już dość powszechnie znany. Odnosi się do działań, które deklaratywnie mają na celu ochronę środowiska, ale w praktyce wcale nie są proekologiczne, zapewniają tylko firmom, które o nich mówią, dobry wizerunek. Właśnie dlatego, że nie można dłużej być obojętnym na świat trucicielem, a kapitalizm i konsumpcjonizm też najlepszej prasy nie mają, korporacje próbują zapewnić potencjalnych klientów, że tak naprawdę planecie nie szkodzą. Jeżeli akurat im się zdarza, to albo szkodzą w coraz mniejszym stopniu, albo rekompensują to innymi ekologicznymi akcjami, takimi jak sadzenie drzew czy adopcja dzikich zwierząt. Stąd nazwa greenwashing, zielone pranie. Bo podejmując zielone inicjatywy, korporacje piorą swoje sumienia. Z teoretycznego punktu widzenia żadne działanie, nawet tak radykalne jak zmiany w Patagonii, środowiska naturalnego naprawdę nie chroni. Kalifornijska firma nadal będzie przecież produkować nowe przedmioty, napędzając konsumpcję. Stworzy więcej rzeczy, które trzeba też przetransportować w globalnym łańcuchu dostaw. Co z tego, że zyski z ich sprzedaży będą trafiać do aktywistów

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2022, 42/2022

Kategorie: Ekologia