Prawda do DNA

Nieboszczyk leżąc w swoim grobowcu, został – prawnym wyrokiem sądu rejonowego – ojcem 13-letniego Grzesia We wrocławskim Zakładzie Medycynie Sądowej środa jest dniem badań na ojcostwo. Korytarz jest wtedy pełen ludzi. Mamy bez przerwy uciszają dzieci, dzieci bez przerwy marudzą, bo się nudzą, a mężczyźni milczą. Co chwilę wychodzą na papierosa, kręcą się jak lwy po klatce, albo ojcowie pod drzwiami porodówki. Badanie kodu DNA to dla wielu z nich taki spóźniony poród. Wkrótce okaże się, że są ojcami tych maluchów, które dotąd miały tylko mamę. Bardzo rzadko wychodzi na to, że to mamy się pomyliły i tatusia trzeba szukać wśród trochę dalszych znajomych. Wynik jest bezlitosny. Bywa jednak, że trzeba go powtarzać dwa, a nawet trzy razy. Mamy nie dają za wygraną. Dziecko musi mieć ojca, ktoś musi płacić alimenty, po kimś musi kiedyś coś dziedziczyć. Olek umarł nie badany Rodzina twierdzi, że nikt nigdy nie wrabiał go w żadne dziecko. A ponieważ DNA nieboszczyka jest takie samo jak żywego, więc badanie można zrobić w każdej chwili. Nawet bez ekshumacji, bo Olek ma murowany grobowiec. Wystarczy unieść płytę i wziąć kawałek kości. Żadna prokuratura nie chce się na to zgodzić. Odpisują, że jest po terminie. Poza tym ojciec Olka, czyli stary Aleksander, był na rozprawie o ustalenie ojcostwa i wtedy mógł zażądać przeprowadzenia takiego dowodu. Nie było przeciwwskazań. Nie chciał jednak reprezentować interesów syna rok po jego śmierci. Dlatego nieboszczyk Olek, leżąc w swoim grobowcu, został – prawnym wyrokiem sądu rejonowego – ojcem 13-letniego Grzesia i tak już zostało. Pięć lat był spokój. Potem Grzegorz odebrał dowód osobisty i jako pełnoletni, jedyny potomek zmarłego, starego kawalera, Olka, upomniał się o spadek. W rodzinie zawrzało. Spisek było widać gołym okiem. – Tu o pieniądze idzie – sołtys kiwa głową z politowaniem. – Na wsi by się nie uchowało w tajemnicy, że ktoś ma dzieciaka na ludziach. – Coś by na pewno było wiadomo, gdyby Olek miał to dziecko – sąsiedzi nie mają wątpliwości, że ktoś tu oszukuje. – Czemu by się miał zapierać? Przecież był kawalerem, z dobrą pracą, do tego gospodarką, domem. Dzieci wioskowe lgnęły do niego jak muchy do miodu. Cudze bawił, a swojego by się zaparł? – Czemu ta kobieta nigdy tu nie przyjechała? Przecież mieszkała w najbliższym miasteczku, ledwo parę kilometrów stąd. Czemu nie pokazała wnuka dziadkowi? Czemu nie przyszła tu żyć? Czemu w końcu nie założyła alimentów, tylko czekała na tatę-nieboszczyka? Zła kobieta uknuła spisek Dla rodziny i wsi sytuacja jest jednoznaczna. Sprzątaczka z fabryki, w której pracował Olek, życie prowadziła na tyle swobodne, że dziecko jej się trafiło czort wiedzieć z kim. Trzeba było znaleźć takiego tatusia, który miałby co zostawić w spadku, a po którym nie miałby kto dziedziczyć. Według rodziny i sąsiadów, to musiało być tak. Odczekała rok od śmierci Olka i założyła sprawę o ojcostwo. Wezwanie do sądu zamiast nieboszczyka dostał stary Aleksander. Na rozprawie usłyszał, że może być kuratorem syna, a zrozumiał, że chodzi o wnuka. Wystraszył się, że będzie się musiał opiekować chłopakiem, może jeszcze ze swojej emerytury na niego łożyć… Do głowy mu nie przyszło, że ma na tej sali reprezentować interesy nieboszczyka, Olka, i jego przed tym pośmiertnym ojcostwem bronić. Stary Aleksander miał już osiemdziesiątkę. Zawstydził się tą całą rozprawą na osobiste tematy jakiejś obcej kobiety, trzasnął sądowymi drzwiami i wrócił do domu. Swoje gospodarstwo prowadził wzorowo od 50 lat. Wielki dom, stodoła, obory i chlewy pełne zwierząt, 20 hektarów niewdzięcznej, podgórskiej ziemi, która pod jego gospodarską ręką dawała plon prawie jak na Żuławach. Dostał to wszystko za zasługi wojenne od władzy ludowej. Za Bugiem zostawił nie mniejszy majątek. Nie myślał jednak, jak inni, że tu, na Dolnym Śląsku, żyją tylko tymczasowo, że Niemiec kiedyś wróci na jego podwórko. Kto tak myślał, siedział i czekał, ten gospodarkę zadziadował. Stary Aleksander nie. Robił jak na swoim, to się i dorobił. W życiu osobistym miał już mniej szczęścia. Przeżył wszystkie swoje dzieci. Po jednym z synów została mu wnuczka, Agnieszka. To na nią i na Olka zapisał więc gospodarkę, żeby dostać rentę.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2000, 22/2000

Kategorie: Społeczeństwo