Skrajna prawica nowe głosy zdobywa wśród środowisk… robotniczych, które w przeszłości były bazą wyborczą lewicy „Skrajna prawica zaczyna przypominać śnieżną kulę, która toczy się po pochyłym zboczu”, napisał po pierwszej turze wyborów prezydenckich we Francji tygodnik „Le Point”. Europejscy politycy oczekujący z niecierpliwością – i sporą dozą obawy – na wyniki głosowania w drugiej turze elekcji prezydenckiej we Francji, 5 maja, nie ukrywali, że widzą na horyzoncie groźbę rozwoju prawicowego ekstremizmu w skali całego kontynentu. „Przewiduję rozwój zjawiska tzw. efektu Le Pena. Także w innych krajach, na przykład w Niemczech, gdzie miejscowa skrajna prawica od dawna utrzymuje ożywione kontakty z Frontem Narodowym Le Pena”, powiedział w wywiadzie dla paryskiego dziennika „Le Monde” niemiecki minister spraw wewnętrznych, Otto Schily. Czy to tylko wróżenie z fusów? W żadnym przypadku. W Holandii, gdzie 15 maja odbędą się wybory do parlamentu, sondaże opinii publicznej przepowiadają, że skrajna prawica kierowana przez Pima Fortyuna będzie miała co najmniej kilku deputowanych. W ten sposób lokalne ugrupowanie o nazwie Leeftbar, które już rok temu wywołało sensację, zdobywając 35% głosów w wyborach do rady miejskiej Rotterdamu, wejdzie na scenę ogólnokrajową. W samym Paryżu ludzie z niepokojem patrzą na perspektywę wyborów do Zgromadzenia Narodowego, które odbędą się w połowie czerwca. Front Narodowy (FN) Le Pena chce wystawić w nich swoich kandydatów we wszystkich 577 francuskich okręgach wyborczych. W blisko połowie z nich kandydaci FN mają szanse przejść do drugiej tury, a nawet 70 może zdobyć miejsca parlamentarne. Gdyby tak się stało, ludzie Le Pena „mieliby wystarczająco wielu deputowanych, by odgrywać rolę arbitra w Zgromadzeniu Narodowym między lewicą a klasyczną prawicą, z których żadna nie miałaby większości”, ostrzega prof. Dominique Reyni z paryskiego Instytutu Studiów Politycznych. „Gdyby do tego doszło, Francja stałaby się krajem niemożliwym do rządzenia”, złowróżbnie wieszczy „Le Monde”. „V Republika otrzymałaby wtedy fatalny cios”, dodaje deputowany europejski i profesor w Instytucie Studiów Politycznych, Olivier Duhamel. Optymiści uspokajają, że tak się nie stanie. Za każdym razem – przypominają – kiedy w którymś z krajów europejskich zaskakujący sukces odnosi partia skrajnej prawicy, wspólna reakcja demokratycznej Europy osłabia na jakiś czas siłę ekstremistów. Tak było m.in. w 1999 r., po sukcesie Austriackiej Partii Wolności (FPOe) Jörga Haidera. Głośne protesty w całej Unii Europejskiej i polityczny ostracyzm, jaki na wiele miesięcy objął rządowy Wiedeń, sprawiły np. – zdaniem niemieckich analityków – że mocno stracili na znaczeniu Republikanie Franza Schönhubera, którzy przegrali całą serię wyborów w poszczególnych landach, a na szczeblu federalnym przestali się w ogóle liczyć. Teraz może być jednak inaczej. Rzut oka na polityczną mapę Europy wystarcza, by dostrzec stopniowy wzrost znaczenia ugrupowań skrajnej prawicy właściwie od portugalskiego Tagu po cieśninę Sund i kraje skandynawskie. W kilku krajach nacjonaliści i prawicowi demagodzy uczestniczą w rządzeniu. We wspomnianej już Austrii FPOe tworzy koalicję z Austriacką Partią Ludową. We Włoszech populistyczna (ale jeszcze nie skrajna) Forza Italia premiera Silvia Berlusconiego współpracuje z postfaszystowską Alleanza Nazionale oraz Ligą Północną Umberta Bossiego, wzywającą m.in., by policja pobierała odciski palców rąk i nóg od wszystkich extracommunitari, jak nazywa się na Półwyspie Apenińskim imigrantów spoza UE. Lider pogrobowców Mussoliniego, Gianfranco Fini, jest ministrem spraw zagranicznych. Znaczące pozycje w swoich krajach mają: szowinistyczna Unia Demokratyczna Centrum Christopha Blochera w Szwajcarii (23% miejsc w parlamencie), Duńska Partia Ludowa, której liderką jest Pia Kjaersgaard (12% głosów w ostatnich wyborach), oraz działający głównie w belgijskiej Flandrii Blok Flamandzki, zdobywający nawet jedną trzecią poparcia w wyborach lokalnych i prawie 10% głosów w skali całego państwa. Niektórzy prognozują wielką polityczną karierę nowej gwieździe niemieckiej skrajnej prawicy, Ronaldowi Schillowi, którego Partia Praworządnej Ofensywy wygrała wybory lokalne w Hamburgu. Niektórzy dodają do tej listy kolejne ugrupowania w Szwecji (gdzie jednak nie ma ani jednego reprezentanta skrajnej prawicy w Riksdagu), Wielkiej Brytanii (Brytyjska Partia Narodowa jednak woli uliczne burdy od walki o głosy wyborców) czy nawet w Portugalii, gdzie doszła
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety