Prawdziwy koniec złotego wieku

Prawdziwy koniec złotego wieku

Cywilizowany świat musi wliczyć w koszta ryzyko ataków terrorystycznych Nic już nie będzie takie samo – to najczęstsze słowa komentarzy po tragedii w USA. Jeszcze przez wiele lat skutki zamachu mogą wywierać wpływ na najrozmaitsze dziedziny naszego życia. Eksperci i analitycy jak zwykle różnią się w przewidywaniach, ale można naszkicować dwie najbardziej prawdopodobne wersje tego, co nas czeka w przyszłości. Czarny scenariusz zakłada, że dramat na Manhattanie będzie katalizatorem poważnego kryzysu gospodarczego w USA, który odbije się na całym cywilizowanym świecie, nie wyłączając Polski. Błyskawiczna podwyżka cen benzyny i zawieszenie operacji dolarowych przez amerykański Bank Centralny (wprowadzone również przez nasz NBP) mają być jego pierwszymi zapowiedziami. Gospodarka amerykańska, przeżywająca obecnie okres stagnacji, ugnie się pod ciężarem kolejnych kłopotów, które, na zasadzie kuli śnieżnej, zaczynają się toczyć z ruin World Trade Centre. Firmy mające siedziby w obu wieżowcach wytwarzały ponad 6% produktu krajowego brutto USA. USA wytwarzają zaś niemal 30% produktu światowego. Dla żadnego państwa nie jest obojętne raptowne zmniejszenie PKB o kilka procent. W dodatku, nie były to zwykłe przedsiębiorstwa produkcyjne, lecz instytucje obracające ogromnymi środkami, dokonujące rozlicznych transakcji, wpływających na funkcjonowanie dużej części amerykańskiej gospodarki. Pod gruzami World Trade Centre zginęło kilka tysięcy najlepszych na świecie specjalistów od operacji finansowych, w tym prezesów zarządów i członków ścisłego kierownictwa. Minie wiele miesięcy, zanim firmy, w których pracowali, zaczną w miarę normalnie funkcjonować. – Nie dojdzie do sfinalizowania wielu projektów inwestycyjnych, szeregu transakcji na rynkach kapitałowych, operacji łączenia czy podziału spółek – mówi Roman Rewald, wiceprezes Amerykańskiej Izby Handlowej w Polsce. To zaś na długo odbije się na efektywności gospodarki amerykańskiej. Ucierpi też przemysł lotniczy, turystyka, fundusze inwestycyjne, firmy ubezpieczeniowe (tylko ta jedna branża poniesie – jak wyliczono – koszty sięgające 30 mld dol.). Cała gospodarka odczuje wzrost cen nośników energii, który może być tym większy, im dłużej potrwa niepewność co do tego, kiedy nastąpi odpowiedź USA i NATO na zamach i jaki przybierze charakter. Towarzyszyć temu będzie długotrwały spadek kursów akcji, nie tylko w USA ale i na całym świecie, obniżający dochody firm giełdowych i dziesiątków milionów zwykłych ludzi, bo prawie połowa osobistych oszczędności amerykańskich ulokowana jest w akcjach. Ogromnie kosztowna – odbijająca się i na firmach ubezpieczeniowych, i na obywatelach płacących składki – będzie także wypłata odszkodowań po tragedii. Spadek dochodów konsumentów spowoduje, że staną się mniej chętni do dokonywania rozmaitych zakupów. A zdaniem Bogusława Grabowskiego z Rady Polityki Pieniężnej, gospodarka amerykańska przed tragedią na Manhattanie tylko dlatego nie wpadła w pełną recesję, że nastroje konsumenckie były dość optymistyczne i trwała skłonność do zakupów. Teraz o optymizm trudno. Mniejsze zakupy to gorsze wyniki firm światowych obecnych na rynku amerykańskim. Gorsze wyniki oznaczają wzrost bezrobocia i mniejsze dochody konsumentów, którzy będą coraz mniej kupować… W ten sposób rozpędzi się koło światowego kryzysu. Zasada domina A co może czekać Polskę? W sposób najbardziej bezpośredni załamanie w USA odczują nasze firmy eksportujące do Stanów. Na ten kraj przypada niespełna 4% naszego eksportu. Ale z USA handluje cała Unia Europejska, więc recesja za oceanem odbije się na sytuacji Starego Kontynentu. Zdaniem Bohdana Wyżnikiewicza z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową, najgorszy teoretycznie możliwy scenariusz to efekt domina, powodujący krach na rynku finansowym i niechęć do inwestowania. Zgodnie z zasadą domina, gorsza koniunktura w Unii oznacza także kłopoty dla polskiej gospodarki, mocno przecież powiązanej z unijną. Trudniej będzie nam eksportować do państw UE, zwiększy się polski deficyt handlowy, nasi eksporterzy zwolnią obroty i zwolnią część pracowników… Również firmy nieobecne na rynkach unijnych boleśnie odczują wzrost cen nośników energii, które – przy rozmaitych wahaniach – mogą iść do góry przez wiele miesięcy. Nasza słabnąca giełda ostatecznie wkroczy w erę niedźwiedzia, co powiększy straty inwestorów, w tym tak ważnych, jak otwarte fundusze emerytalne, które część pieniędzy Polaków lokują właśnie w akcjach. To jeszcze bardziej pogorszy wyniki ekonomiczne

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2001, 38/2001

Kategorie: Świat