Co to dziś znaczy lewica, co prawica, czasem trudno powiedzieć. Populizm skądinąd klerykalno-narodowego PiS jest jak najbardziej lewicowy. Dzisiejsza „Solidarność” jest chyba lewicowa, gdy pali opony przed Sejmem, prawicowa, gdy pielgrzymuje na Jasną Górę i wspiera politycznie PiS. Pragmatyzm SLD w sprawach gospodarczych czy gospodarczy liberalizm lewicowego Palikota mogą być przez niektórych uznane za prawicowe. Jakiś ksiądz w przeciwieństwie do współbraci wziął serio społeczną naukę Kościoła i zamierzał w związku z tym zgłosić swoją kandydaturę na szefa SLD. Ostatecznie pewnie i tak by przegrał ze zwolennikiem podatku liniowego Millerem. Jak widać, jest tu dziś ogromne materii pomieszanie. Jednym z wyznaczników lewicowości/prawicowości, swoistym kompasem, jest stosunek do prawa karnego. Prawica zawsze była za karą śmierci, za surową represją karną, za zwiększonymi uprawnieniami policji. Zawsze wyżej stawiała bezpieczeństwo niż wolność. Lewica (nie mylić z bolszewikami!) uważała zawsze wolność za jedną z najważniejszych wartości, podobnie jak prawa człowieka. Była za łagodnym (choć skutecznym) karaniem. W polskim kodeksie karnym z 1997 r. nie ma już kary śmierci. W 2004 r. PiS zaproponowało projekt zmian w kodeksie i wprowadzenie do niego na powrót tej kary. Pomysł popierało ponad 70% Polaków, przede wszystkim najniżej wykształconych, pracowników fizycznych, rolników, bezrobotnych oraz uzyskujących najniższe dochody. 11% zwolenników kary śmierci nie miało w tym czasie nic przeciw temu, aby była ona wymierzana nawet dzieciom poniżej 16. roku życia. Pomysł PiS, by przywrócić karę śmierci, popierali prawicowi publicyści, m.in. Hall i Ziemkiewicz. Lech Kaczyński, już jako prezydent, próbował – na szczęście bez szans i bez skutku – domagać się na forum międzynarodowym przywrócenia kary śmierci w Europie. Pomysły premiera Tuska dotyczące kastracji pedofilów, jego złośliwe uwagi pod adresem obrońców praw człowieka, a nawet sugestie, że przestępcy to nie ludzie, wprawiały w zakłopotanie nawet część jego sympatyków, utwierdzały tylko przekonanie, że Platforma też jest prawicowa. Prawica od dawna powtarza slogany, że polskie prawo karne jest zbyt liberalne, że chroni bardziej przestępców niż ofiary. Czy prawo karne jest liberalne czy represyjne, daje się dość łatwo zmierzyć. W Polsce współczynnik przestępstw (liczba przestępstw na 100 tys. mieszkańców) jest poniżej średniej europejskiej. Współczynnik prizonizacji (liczba osadzonych w aresztach i zakładach karnych na 100 tys. mieszkańców) jest ponaddwukrotnie wyższy niż w większości państw europejskich. Pod tym względem wyprzedzają nas tylko Rosja i Ukraina. Mamy się zbliżyć do tego „ideału”? Ostatnio posłanki PO zgłosiły projekt nowelizacji kodeksu karnego. Wymyśliły, że przestępstwo zgwałcenia osoby dorosłej ma być ścigane nie jak dotąd, na wniosek pokrzywdzonej, ale z urzędu. Zobaczymy, jak zachowa się Sejm. Jeśli ten projekt przejdzie, o tym, czy doszło do gwałtu czy nie, decydować będzie nie kobieta, tylko prokurator. Może warto przypomnieć, że istota ścigania na wniosek polega na tym, że kobieta pokrzywdzona zgłasza, że została zgwałcona. Wtedy dopiero do sprawy wkracza prokurator i dalej ściganie odbywa się już z urzędu. Uczyniono tak z uwagi na delikatność materii, dając kobiecie prawo oceny, decydowania o tym, czy stosunek płciowy był dobrowolny, czy był wymuszony siłą lub podstępem. Czy chce gwałciciela ścigać czy nie. Nawet w dawnym prawie polskim uwzględniano specyfikę tego przestępstwa. Gwałt na kobiecie karano z zasady śmiercią, ale były od tego wyjątki. Przepis w statutach litewskich i polskich brzmiał tak: „Gwałciciel kobiety ma bydź karany śmiercią, albo gwałciciela za męża weźmie, jeźli jej się podoba; gdyby zgwałcona nie wołała gwałtu w takiem miejscu, gdzie ludzie słyszeć mogą, a potem obwiniała u sądu, taka skarga przyjętą nie będzie”. Zgwałcenie ścigane było na wniosek w polskim kodeksie karnym z 1932 r., w kodeksie z 1969 i w obecnie obowiązującym. Wynikało to z uzasadnionego przekonania, że tego akurat przestępstwa inaczej ścigać się nie da. Zarówno ze względów praktycznych, jak i ze względu na wolność i godność kobiety. Wedle projektu ten wniosek pokrzywdzonej nie będzie już potrzebny. To prokurator, a nie kobieta będzie decydował, czy stosunek był dobrowolny czy też wymuszony. Aby wszcząć śledztwo, wystarczy prokuratorskie podejrzenie. A co z gwałtami w małżeństwie? Dzielnicowy będzie rozpytywał w swoim rewirze ludzi, czy nie podejrzewają sąsiada o takie bezeceństwa? Życie seksualne Polaków będzie odtąd pod policyjnym nadzorem.
Tagi:
Jan Widacki