Lokatorzy kwaterunkowi żyją w warunkach urągających cywilizacyjnym standardom. Szans na lepsze życie nie widać W Polsce żyje rzesza ludzi, którzy z punktu widzenia norm prawnych nie zasługują na miano osób bezdomnych. Jednak bezdomność to zjawisko o charakterze społecznym, niepoddające się kwalifikacji przepisów. Lokatorzy kwaterunkowi żyją w warunkach urągających cywilizacyjnym standardom. Szans na lepsze życie nie widać. Zakazane rewiry Na zewnątrz połamane okiennice. Spróchniałe ściany, w ochronie przed wiatrem i chłodem pokryte kolażem różnokolorowych płyt. Pilśniowych, styropianowych, gipsowych. W oknach, w miejsce powybijanych szyb, wstawiono kartonowe plomby. Pozrywane i dziurawe dachy iluzorycznie splata folia. Cały dwupiętrowy budynek chyli się ku ziemi. Wewnątrz przejmująca wilgoć. Kręte, wąskie schody skrzypią i chwieją się przy każdym wejściu na stopień. W wielu drzwiach poutykane szmaty. Olejna farba z trudem utrzymuje odpadający tynk. To nie jest fragment przewodnika po fawelach, ubogich przedmieściach brazylijskich miast, ani obraz Nowego Orleanu po przejściu huraganu Katrina. Tak wygląda codzienne życie mieszkańców jednego z kwaterunkowych budynków w podwarszawskiej miejscowości. Chylący się ku upadkowi zabytek dawnego stylu świdermajer straszy opłakanym stanem. Takich zdewastowanych, ponadstuletnich drewnianych domów w Radości, Falenicy czy Otwocku jest dużo więcej. Pozostałości dawnych podwarszawskich kurortów stanowią dzisiaj protezę dla kulejącego systemu polityki administrowania prywatnymi i publicznymi nieruchomościami, w których kwateruje się bezradnych i wykluczonych ludzi. Zniedołężniałych staruszków. Samotne matki z kilkorgiem dzieci. Mężczyzn po przejściach. Słowem wszystkich, których ominął przydział przyzwoitego mieszkania. Żyją w ciągłej obawie przed utratą dachu nad głową. Szczególnie trudna jest sytuacja lokatorów prywatnych kamienic zarządzanych przez państwo. Między bezradnością a bezdomnością Biorąc pod uwagę status prawny – obowiązek zameldowania na stały pobyt – lokatorów kwaterunkowych prywatnych budynków nie można uznać za osoby bezdomne. Przydział lokum gwarantuje uzyskanie w urzędzie gminnym lub dzielnicowym prawa do zajmowania określonej przestrzeni, wydzielonej z tzw. substancji mieszkaniowej. I na tym właściwie kończy się formalny stosunek pomiędzy kwaterunkowymi lokatorami a lokalną administracją. Dostali przydział i mogą mieszkać. Odpowiedzialność za stan techniczny budynków, a tym samym za bezpieczeństwo ich mieszkańców, rozpływa się w magmie niespójnych i nieprecyzyjnych przepisów. – Chodziło mi tylko o pokrycie dachu. Zróbcie nam dach. My sobie całą resztę zrobimy. Chciałam kupić dyktę za własne pieniądze – żali się pani Maria, 70-letnia mieszkanka starej czynszowej kamienicy w Otwocku. Jest grudzień 2009 r. Termometr w jej mieszkaniu pokazuje ledwie 15 stopni. Od nieszczelnych okien wieje zimnem. Na werandzie jedna obok drugiej porozstawiane miski, w których zbiera się kapiąca z dachu woda. Przegniłe deski zwisają z sufitu. Prywatną kamienicą zarządza miasto. Nikt z mieszkańców nie pamięta, żeby kiedykolwiek przeprowadzono jakąkolwiek poważną modernizację ponadstuletniego budynku. Ustawa o finansach publicznych zabrania jednostkom administracji samorządowej dokonywania gruntownych remontów prywatnej własności, nawet wtedy, kiedy pozostaje pod ich nadzorem. A prywatnym właścicielom taka sytuacja jest na rękę. W zamian za zrzeczenie się niewysokich czynszów przekazują gminie kompetencje administratora. Nie wiąże ich żaden obowiązek ponoszenia odpowiedzialności za stan techniczny budynków. Trwają w oczekiwaniu, aż budynki ulegną zupełnej dewastacji. Wtedy jest szansa na uzyskanie zgody Inspektora Nadzoru Budowlanego na wykwaterowanie niechcianych lokatorów. Urzędnicy natomiast tylko w sytuacjach krytycznych decydują o dokonaniu zaledwie kosmetycznych korekt. – Budynki prywatne są tylko głaskane po to, żeby się nie zawaliły – mówi szef Wydziału Gospodarki Lokalami Urzędu Miasta w Otwocku, Grzegorz Sitek. Lokatorzy nie mogą liczyć na podstawowe naprawy, gwarantujące zachowanie standardów mieszkaniowych na minimalnym poziomie. – Lokator to osoba, która nie ma takich warunków mieszkaniowych, jakie spełniają jej oczekiwania – dodaje urzędnik magistratu. Co to znaczy? Brak bieżącej wody i centralnego ogrzewania. Publiczne sanitariaty, bardzo często na zewnątrz budynku. Dziurawe dachy i wypadające okna, pokryte grzybem i wilgocią ściany. Na pytanie, jak pomóc bezbronnym lokatorom, urzędnicy odpowiedzialni za gospodarkę lokalową nie potrafią udzielić jednoznacznej odpowiedzi. I nie ma w tym nic dziwnego. Pieniędzy na budowę nowych lokali w kasach samorządów brakuje. Zastępczych mieszkań każdego roku jest jak na lekarstwo. W Otwocku oddano ich zaledwie 25, a na liście
Tagi:
Artur Zawisza