Prawie połowa kadencji

Prawie połowa kadencji

Niebawem zaczną się wakacje, a zaraz po nich minie połowa kadencji tego parlamentu i tego rządu. Mimo zapowiedzi przedwyborczych, mimo wielokrotnie składanych deklaracji Platformie dotąd nie udało się „posprzątać” po rządach PiS. Kto na to liczył, srodze się zawiódł. Potwierdza się stara prawda, że czego nowy rząd nie potrafi zrobić w pierwszym półroczu, tego nie potrafi zrobić do końca kadencji. Dodać tylko trzeba, że musi jeszcze chcieć. Czy rząd Donalda Tuska chciał? Mam poważne wątpliwości. Zniszczenie państwa w dużym stopniu było wspólnym dziełem PiS i Platformy. Ta ostatnia ochoczo wspierała rozwalanie WSI i niemające chyba w świecie precedensu ujawnianie aktualnych tajemnic służb. Takiego prezentu służby rosyjskie czy białoruskie nigdy chyba i od nikogo nie dostały. I co? Stanął ktoś za to przed Trybunałem Stanu? Nieograniczone kompetencje CBA, uchwalone swego czasu także głosami Platformy, zakwestionował ostatnio Trybunał Konstytucyjny na wniosek posłów Lewicy i Demokratów. Platformie one nie przeszkadzały, a nawet po przejęciu władzy, zdaje się, spodobały. To głosami Platformy (i PiS) odrzucono w pierwszym czytaniu przygotowany także jeszcze przez LiD projekt nowelizacji ustawy o CBA. Projekt, który cywilizował kompetencje tej służby, oddawał ją pod nadzór konstytucyjnego ministra (dziś CBA nadzorowane jest teoretycznie przez premiera, a więc praktycznie przez nikogo), likwidował krzyżowanie się kompetencji CBA, ABW i CBŚ. Sukcesy tej formacji, poza ogólnie znanymi, będącymi przedmiotem badań komisji śledczej oraz zatrzymaniami na polecenie prokuratury kolejnych sędziów piłkarskich, pozostają nieznane. Obłęd z zaostrzaniem prawa karnego, sztandarowe przedsięwzięcie PiS, też było bezmyślnie wspierane przez Platformę, a nawet twórczo przez nią rozwijane. Dość przypomnieć pomysły pana premiera Tuska z kastrowaniem przestępców seksualnych czy jego zdziwienia i wątpliwości, czy przestępca to człowiek. To zaostrzanie prawa karnego przekroczyło nawet konstytucyjne granice, co wykazał niedawno Trybunał Konstytucyjny, w konsekwencji czego trzeba będzie powtórzyć ponad 200 procesów o zabójstwo, sądy bowiem orzekały kary, opierając się na niekonstytucyjnym przepisie! Jakie to koszty, tak materialne, jak i społeczne i moralne. Iluż świadków trzeba będzie od nowa słuchać, jaka to trauma dla najbliższych ofiar! Czy ktoś poczuł się odpowiedzialny za to? Czy komuś publicznie wytknięto, że jest za to odpowiedzialny? A niby kto miałby to zrobić? Platforma, która pomysły Ziobry w tym zakresie z entuzjazmem wspierała i obłędne koncepcje pomagała przetworzyć w obowiązujące prawo? Reforma prokuratury wlecze się już prawie dwa lata, a nowej ustawy nadal nie ma. I nie to jest nawet najgorsze, że dotąd nie zrealizowano wyborczego, jak najbardziej słusznego, zgodnego postulatu Platformy i lewicy o rozdzieleniu funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości, co miało być elementem systemu zabezpieczającego apolityczność prokuratury i zarazem fragmentem głębokiej reformy. Teraz już wiadomo, że żadnej reformy prokuratury nie będzie. Wspólnota korporacyjnych interesów połączyła prokuratorów tych „od Ziobry” i tych nie od Ziobry. Solidarnie udało im się przekonać dwóch kolejnych ministrów sprawiedliwości, że głęboka reforma prokuratury, w tym likwidacja prokuratur apelacyjnych (są jeszcze: Krajowa, okręgowe, rejonowe), jest zbędna, a nawet szkodliwa. W ogóle, bez prokuratur apelacyjnych ściganie przestępstw nie będzie w Polsce możliwe i wnet ojczyznę naszą zalałaby fala nieściganych zbrodni. Tymczasem prokuratura wymaga reformy gruntownej. Jeśli nawet w twierdzeniu prof. Gaberlego, że potrzebna jest tam opcja zerowa, jest trochę przesady, to naprawdę tylko trochę. Upolitycznienie tej instytucji do granic możliwości w czasach rządów Zbigniewa Ziobry nałożyło się na głęboko zakorzeniony oportunizm, który został w prokuraturze wypielęgnowany jako szczególna cnota. Tak jak sanacja przed wojną opierała się na pułkownikach, tak IV RP opierać się miała na prokuratorach. Dopóki PiS-owski wąż nie zaczął sam gryźć się w ogon, był okres, że prokurator był ministrem spraw wewnętrznych i administracji, prokurator komendantem głównym policji, prokurator szefem ABW, a drugi prokurator jego zastępcą. Wszczynanie spraw karnych stało się instrumentem polityki kadrowej w państwie i sposobem na eliminację konkurentów. Podział dowodów na „twarde” i „porażające”, czyli pomówienia i insynuacje, kontrolowane przecieki do mediów. Widowiskowe zatrzymania o 6 rano, a później areszty wydobywcze. Wszystko to stworzyło swoistą metodykę pracy organów ścigania karnego, którą wykorzenić będzie bardzo trudno. Do tego wszystkiego dochodzi słabość, żeby nie powiedzieć: nędza merytoryczna

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2009, 26/2009

Kategorie: Felietony, Jan Widacki
Tagi: Jan Widacki