Jeśli miarą pozycji polityka jest możliwość wpychania swoich ludzi na różne stanowiska, to Andrzej Duda w tej klasyfikacji idzie wyraźnie do góry. Tydzień temu pisaliśmy o Jakubie Kumochu, który jedzie jako ambasador RP do Pekinu, warto więc dorzucić do tej informacji kolejne. Oto ambasadorem w Rumunii będzie Paweł Soloch, a Paweł Czerwiński – ambasadorem w Chorwacji. Obaj wyjeżdżają na placówki z pozycji doradców prezydenta RP. Poza tym różni ich niemal wszystko. Zacznijmy od Solocha. Jego kariera związana jest z PiS, pełnił różne funkcje w MON, MSW, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, był nawet doradcą prezydenta Warszawy (w czasach, gdy urząd ten sprawował Lech Kaczyński). Gdy prezydentem RP został Andrzej Duda, mianował on Solocha na szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. I z tego to stanowiska ów zasłużony działacz odszedł nagle jesienią 2022 r. Tłumaczono to sprawami osobistymi. Czyli w ogóle nie tłumaczono. A ważni politycy PiS mówili, że takie odejście to poważna sprawa i coś poważnego za tym się kryje. Soloch odszedł z ministerialnego stanowiska, ale nie z Kancelarii Prezydenta, bo zachował tam funkcję społecznego doradcy Andrzeja Dudy. I teraz, w nagrodę, na zakończenie współpracy, prezydent wysyła go do Bukaresztu. Tak oto Soloch, człowiek, który był wszędzie i nigdzie go nie zapamiętano, rozpoczyna kolejny etap kariery. Inną postacią jest Paweł Czerwiński. On z kolei od roku 1990 oficjalnie funkcjonuje w MSZ. Jako tzw. młodego wysłano go do Moskwy, a później przerzucono na Bałkany. W latach 2015-2020 Czerwiński był ambasadorem w Słowenii, więc jego pracę dla prezydenta Dudy można raczej uznać za epizod. Jak wobec tego tam się dostał? Otóż mówią, że jak Soloch jest i nikt go nie widzi, tak Czerwiński – wręcz przeciwnie, jest człowiekiem złotoustym, nieznającym umiaru w składaniu obietnic. I faktycznie coś w tym musi być. Wystarczy sięgnąć do zapisów z posiedzenia sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych z roku 2015, jeszcze z czasów PO, gdy prezentował się jako kandydat na ambasadora w Słowenii. Bez zahamowań rozwijał różne pomysły, np. wizję Warszawy jako „ważnego punktu przesiadkowego dla słoweńskich turystów, podróżujących do USA, Kanady, na Bliski Wschód, do Azji Południowo-Wschodniej, do państw skandynawskich, bałtyckich, do Kaliningradu i Petersburga”, w sumie po całym świecie. Nic go nie hamowało. Opowiadał też, że będzie propagował w Słowenii Polskę jako kierunek wyjazdów turystycznych. „Moglibyśmy – mówił – promować Wilczy Szaniec, Srebrną Górę, ostatnie w Europie zabytki dzikiej przyrody, Puszczę Białowieską czy wypoczynek połączony z różnorodnymi szkoleniami”. „Ważnym zadaniem będzie promocja kandydatury Wrocławia do tytułu Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 r. oraz Łodzi do organizacji Expo 2022”, dodawał. Wrocławiowi się udało (ile w tym zasługi Czerwińskiego?), Łodzi już nie. Warszawa też nie stała się hubem dla słoweńskich turystów, o Wilczym Szańcu nie ma chyba co wspominać. Aha, Czerwiński mówił jeszcze, pytany o Słowenię, że Kościół katolicki był tam prześladowany, prasa jest skrajnie lewicowa i dominuje tam europejska kultura roku 1968, czyli antyamerykanizm i laickość. W sumie to już wtedy dobrze pasował do PiS… Share this:FacebookXTwitterTelegramWhatsAppEmailPrint